dawno temu
Orlikowy Szept udał się do żłobka, do swoich dzieci, żeby zobaczyć, co u nich słychać. Jako ojciec posiadał dodatkowe obowiązki, więc starał się ich dotrzymywać.
Stanął przed wejściem do legowiska dzieciaczków. Sprawdził, czy na jego futrze nie znajdowały się ślady brudu czy kurzu. Wolał nie pokazywać się Cętkowanemu Kwiatowi umorusany. Tak po prostu, bez żadnego większego powodu.
Wszedł i już miał wymiauczeć krótkie powitanie, gdy zauważył kocięta swoje i Konwaliowego Serca, leżące na ziemi i dyszące.
- Co wy tacy zmęczeni wszyscy? - zapytał się z niemałym zdziwieniem, siadając. Co siedziało w tych małych główkach, że teraz każde z nich wyglądało na przemęczone?
Do białego podeszła Burza.
- Bawiliśmy się wszyscy w berka! - wymiauczała szczęśliwa.
Orlikowy Szept mimowolnie podniósł kącik ust. Było coś, za co podziwiał maluchy - duża ilość energii. Pomimo zmęczenia i długich godzin zabawy potrafiły nadal być chętne na dalsze charce i przygody. Wzięła go nostalgia. Sam pamiętał, jak popylał z zawrotną prędkością przez śnieżne tunele podczas pierwszej w swoim życiu Pory Nagich Drzew. Wspomnienia pozostały wspomnieniami. Teraz ledwo co wcisnąłby się w taką norę. Cały klan musiałby wyciągać wojownika, a Narcyzowy Pył dopingowałby resztę do działania (i ratowania ukochanego Orliczka, oczywiście znacznie brzydszego niż on).
- To miło... Naprawdę miło - odparł niezręcznie. Za mało czasu spędzał wśród kociąt, aby zachowywać się przy nich pewnie. - Burzo... Skoro już tu jesteś... Pokaż, jak szybko potrafisz biegać - wypalił od razu.
- Teraz? Jestem trochę zmęczona... Ale jak sobie życzysz, wujku! - miauknęła niebieska i od razu pobiegła to Tupot. Córka Konwaliowego Serca ugryzła czekoladową w ucho. - Gonisz! Pokażę twojemu tacie, że jestem szybsza!
- O nie! Ja ci dam! - odpowiedziała Tupot, od razu wstając z ziemi i biegnąc za Burzą. W ślad za nimi dwiema ruszyli Świerszczyk i Stokrotka. Żłobek ponowinie wypełniły śmiechy i krzyki kociąt.
- Ojej... Dzieci... Tylko Burza miała to zrobić... - miauczał cicho pod nosem Orlikowy Szept, kładąc uszy po sobie. Maluchy zachowywały się za głośno. Nie był przyzwyczajony do takiej rozbieganej gromadki. Nie pasował za nic w świecie do roli niańki bądź opiekuna dziecięcego.
Po chwili kocięta ponownie wylądowały na ziemi, dysząc ze zmęczenia.
- Byyy... yyy... łaaa najszyyy... yyybsza - miauczała Burza, próbując złapać oddech.
- Spokojnie, nie mów zbyt dużo, bo nie będziesz w stanie oddychać - powiedział do niebieskiej Orlikowy Szept. Wolał nie czuć się winny złemu samopoczuciu córki Konwalii. Musiałby się tłumaczyć czarnej, a wolał tego uniknąć.
- Ja byłam szybsza! - oburzyła się Tupot.
- Nie, bo ja! - wtrącił się Świerszczyk.
- Ja byłam - dodała spokojnie Stokrotka.
- Nie, bo ja!
- Ja!
- Ja!
- Ja!
- Ja!
- Ja!
Dzieci przekrzykiwały się wzajemnie, nie pozwalając odpocząć biednej Cętce, leżącej w pobliżu. Bura spojrzała błagalnym spojrzeniem na swojego partnera, myślami prosząc go o uciszenie gówniaków.
- Dzieci.. Dzieci... - mówił, próbując się przebić przez piskliwe głosiki. - DZIECI! CICHO! - krzyknął w końcu, samemu mając dość tej kłótni. Współczuł Cętce, że na co dzień musi być świadkiem takich sytuacji.
Pięć par oczu spojrzało na białego.
- Każde z was jest szybkie. Odpocznijcie chwilę. Za chwilę będziecie miały posiłek - miauknął na koniec. Skierował się ku wyjściu, dopóki nie poczuł czyiś drobnych ząbków na własnym ogonie. Na początku myślał, że to Tupot znowu coś kombinuje, lecz odwrócił wzrok i zobaczył Burzę.
- Wujku... Źle się czuję... Brzuch mnie boli - powiedziała niebieska.
- Chód... Zabiorę cię do medyków. Konwaliowe Serce powinna ci pomóc - odpowiedział, czując na sercu ciężar tajemnicy, związany z pokrewieństwem między kocięciem a czarną.
<Burzo? Proponuję time skip>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz