Podziękował kotce za troskę, jednak odmówił. Nie czuł głodu, bardziej zmęczenie i przerażenie, jednakże łagodny uśmiech medyka tutejszych kotów uspokoił go z lekka. W głowie kotłowało mu się pełno myśli. Nie wiedział co ze sobą zrobić, podkulił więc łapy pod siebie, próbując się jakoś przespać. Sen jednak nie nadchodził powodując jeszcze większe zirytowanie u kocura. Rzucał się po posłaniu starając się ułożyć jakkolwiek wygodnie. Za każdym razem jednak wydawał z siebie niezadowolone mruknięcie.
— Wszystko dobrze? — spokojne miauknięcie Wschodu wyrwało kocurka z rozmyślań, nim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rudzielec przysiadł obok niego z uśmiechem na mordce — Nie musisz się bać o decyzję Szyszki, ma dobre serce — mówiąc to, liznął nastroszone kosmyki futerka na swojej klatce piersiowej.
— Ja... t-to nie o t-to ch-chodzi... — bąknął Leszczynowa Bryza, wzdychając ciężko — Po pr-prostu... tęsknie z-za d-domem... — szepnął. Medyk z Owocowego Lasu uśmiechnął się pokrzepiająco, kładąc ogon na grzbiecie wojownika. Rudzielec nie znał go dobrze, a mimo to starał się okazać mu jakiekolwiek wsparcie. Ten gest wywołał ciepłe uczucie na jego serduszku, przypominając o kimś, kto stawał się dla Leszczynka co raz ważniejszy z kolejną mijającą chwilą. Czasem miał wrażenie, że myślenie o tej kupie futra to jedyne, co go trzymało i nie pozwoliło się rozsypać. Nadal wierzył, że mimo zniszczenia klanu wilka uda im się spotkać.
— A może chciałbyś dołączyć do nas. Wiesz... zawsze to lepsze niż błąkanie się samemu. Życie jako samotnik nie jest kolorowe, a i pełne niebezpieczeństw.
— N-no co t-ty nie p-pow-wiesz? — syn Iglastej Gwiazdy zaśmiał się pod nosem. Po cichu liczył, że on i Wschód mogliby zostać przyjaciółmi — J-jak myślisz? P-pozwoli m-mi zostać? — miauknął nieśmiało, spoglądając ukradkiem na nowego kolegę. Dlaczego miał wrażenie, że w owocowym lesie wszystko jest takie... inne? Jakby tajemnicze aczkolwiek czuł się tu bezpiecznie, mimo iż nie znał zamiarów kotów, które go znalazły. Jednak nie mogły być złe, prawda? Skoro nie zostawili go na pewną śmierć albo nie rozszarpali...
Poruszył ogonem niespokojnie, jednakże zapach ziół skutecznie ukoił jego nerwy, przymknął błękitne ślepia, układając mordkę na łapach.
— Pewnie tak, chociaż Nostalgia trochę pewnie będzie kręcić nosem. Ciekawe też czy zmienią ci imię.. W końcu mamy już jedną Leszczynę... — rudzielec nawijał i nawijał, zaś sam Leszczynek w pewnym momencie zaczął się poważnie zastanawiać, czy faktycznie zmienią mu imię jeśli tu pozostanie. W sumie... nie miał lepszego wyjścia. Do klifiaków nie wróci, pytanie o dołączenie do klanu nocy nie wchodziło w grę. W końcu to było jak rzucenie się z własnej woli prosto w paszczę wilka. Zaś klan burzy? Nie lubił ich zwyczajnie, śmierdziało od nich cholernie królikami, co wywoływało w kocurze jeszcze większą ochotę na wymioty aniżeli swąd ryb. No tylko kurde wolał jednak, żeby jego nowe imię nawiązywało do czegokolwiek, aniżeli było czymś rzuconym do tak. Ponoć mieli już tu jakąś Gąskę, więc imię po mamie jakoś w grę nie wchodziło, zaś Gąsiorem nie miał zamiaru się nazywać. Gorzki też mu nie pasowało. Szafirek? To imię też zbytnio kojarzyło mu się ze zmarłym bratem. Uderzył ogonem o ziemię.
— M-myślisz, ż-że m-mogłaby n-nazw-wać m-mnie Leszczem? — zagaił do Wschodu, który właśnie zawzięcie drapał się po brodzie.
— W sumie dlaczego by nie? Od tej ryby, nie?
— B-bardziej s-skrót o-od imienia, L-leszczynowa B-bryza
— Całkiem ładne, ja jednak wolę być Wschodem a nie Wschodzącym czymś — mówiąc to podszedł do jakiejś kupki ziół, rozgarniając je na dwie części. Ucho arlekina drgnęło, zaś on sam odwrócił mordkę w stronę wejścia — O, już decyzja zapadła? — miauknął pociesznie, gdy w wejściu ukazała się Szyszka wraz z Nostalgią. Leszczynek skulił się odruchowo, czując jak jego serce przyśpiesza niekontrolowanie.
— Wszystko dobrze? — spokojne miauknięcie Wschodu wyrwało kocurka z rozmyślań, nim ten zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rudzielec przysiadł obok niego z uśmiechem na mordce — Nie musisz się bać o decyzję Szyszki, ma dobre serce — mówiąc to, liznął nastroszone kosmyki futerka na swojej klatce piersiowej.
— Ja... t-to nie o t-to ch-chodzi... — bąknął Leszczynowa Bryza, wzdychając ciężko — Po pr-prostu... tęsknie z-za d-domem... — szepnął. Medyk z Owocowego Lasu uśmiechnął się pokrzepiająco, kładąc ogon na grzbiecie wojownika. Rudzielec nie znał go dobrze, a mimo to starał się okazać mu jakiekolwiek wsparcie. Ten gest wywołał ciepłe uczucie na jego serduszku, przypominając o kimś, kto stawał się dla Leszczynka co raz ważniejszy z kolejną mijającą chwilą. Czasem miał wrażenie, że myślenie o tej kupie futra to jedyne, co go trzymało i nie pozwoliło się rozsypać. Nadal wierzył, że mimo zniszczenia klanu wilka uda im się spotkać.
— A może chciałbyś dołączyć do nas. Wiesz... zawsze to lepsze niż błąkanie się samemu. Życie jako samotnik nie jest kolorowe, a i pełne niebezpieczeństw.
— N-no co t-ty nie p-pow-wiesz? — syn Iglastej Gwiazdy zaśmiał się pod nosem. Po cichu liczył, że on i Wschód mogliby zostać przyjaciółmi — J-jak myślisz? P-pozwoli m-mi zostać? — miauknął nieśmiało, spoglądając ukradkiem na nowego kolegę. Dlaczego miał wrażenie, że w owocowym lesie wszystko jest takie... inne? Jakby tajemnicze aczkolwiek czuł się tu bezpiecznie, mimo iż nie znał zamiarów kotów, które go znalazły. Jednak nie mogły być złe, prawda? Skoro nie zostawili go na pewną śmierć albo nie rozszarpali...
Poruszył ogonem niespokojnie, jednakże zapach ziół skutecznie ukoił jego nerwy, przymknął błękitne ślepia, układając mordkę na łapach.
— Pewnie tak, chociaż Nostalgia trochę pewnie będzie kręcić nosem. Ciekawe też czy zmienią ci imię.. W końcu mamy już jedną Leszczynę... — rudzielec nawijał i nawijał, zaś sam Leszczynek w pewnym momencie zaczął się poważnie zastanawiać, czy faktycznie zmienią mu imię jeśli tu pozostanie. W sumie... nie miał lepszego wyjścia. Do klifiaków nie wróci, pytanie o dołączenie do klanu nocy nie wchodziło w grę. W końcu to było jak rzucenie się z własnej woli prosto w paszczę wilka. Zaś klan burzy? Nie lubił ich zwyczajnie, śmierdziało od nich cholernie królikami, co wywoływało w kocurze jeszcze większą ochotę na wymioty aniżeli swąd ryb. No tylko kurde wolał jednak, żeby jego nowe imię nawiązywało do czegokolwiek, aniżeli było czymś rzuconym do tak. Ponoć mieli już tu jakąś Gąskę, więc imię po mamie jakoś w grę nie wchodziło, zaś Gąsiorem nie miał zamiaru się nazywać. Gorzki też mu nie pasowało. Szafirek? To imię też zbytnio kojarzyło mu się ze zmarłym bratem. Uderzył ogonem o ziemię.
— M-myślisz, ż-że m-mogłaby n-nazw-wać m-mnie Leszczem? — zagaił do Wschodu, który właśnie zawzięcie drapał się po brodzie.
— W sumie dlaczego by nie? Od tej ryby, nie?
— B-bardziej s-skrót o-od imienia, L-leszczynowa B-bryza
— Całkiem ładne, ja jednak wolę być Wschodem a nie Wschodzącym czymś — mówiąc to podszedł do jakiejś kupki ziół, rozgarniając je na dwie części. Ucho arlekina drgnęło, zaś on sam odwrócił mordkę w stronę wejścia — O, już decyzja zapadła? — miauknął pociesznie, gdy w wejściu ukazała się Szyszka wraz z Nostalgią. Leszczynek skulił się odruchowo, czując jak jego serce przyśpiesza niekontrolowanie.
< Szyszko? >
jak uroczo
OdpowiedzUsuń*pat pat wschodzik* dobra z ciebie buła