Wieść o problemach medyczki dotarła również do moich uszu. Ostatnimi dniami widziałem jej dziwne zachowanie, jakby straciła na radości, którą wcześniej się otaczała.
Byłem przy stosie ze zwierzyną, gdy dostrzegłem czekoladowego przyjaciela. Zmierzał w moim kierunku ze zmartwionym pyskiem co zaniepokoiło mnie. Zmarszczyłem brwi, kiedy podszedł i spojrzał na mnie wzrokiem, w którym przewijało się mnóstwo emocji.
- Mokra Gwiazdo, Konwalia... - zaczął, patrząc przez chwilę za siebie, na legowisko medyków. - Konwalia nie ma się najlepiej. Chodź ze mną.
Kiwnąłem głową, pozwalając by czekoladowy zaprowadził mnie do legowiska medyków. Nim weszliśmy, powiedział mi jeszcze parę szczegółów.
- Jest nieprzytomna, połknęła jagody śmierci. Udało się jej je zwymiotować... Ale martwię się o nią. - jego głos był przyciszony oraz smutny.
Jeżowa Ścieżka naprawdę był wrażliwy i bardzo przyjacielski. Wiedziałem jak to jest martwić się o kogoś bliskiego, jednak ten rodzaj smutku był nieco inny. To się działo na oczach medyka, a nie mógł nic z tym zrobić.
- Ah, i - przystaną na chwilę - kiedy szliśmy do Księżycowej Groty ona już była w złym stanie psychicznym.
Nie odezwałem się. Co mogłem powiedzieć? Pocieszyć go? Niby czym, jakimś "na szczęście się obudziła"? Miałem wrażenie, iż to było za mało. Zwyczajnie słowa nie były w stanie dodać mu otuchy, a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Zaprowadził mnie do jednego z legowisk, oddalonego od pozostałych w ciszy przerywanej jedynie naszymi krokami. Widziałem ciemne futro medyczki, która teraz leżała na boku w towarzystwie Cętkowanego Kwiatu. Bura z pyskiem w jej futrze mamrotała do niej "obudź się, proszę...". Słyszałem, jak mówi przez łzy.
Spojrzałem na Konwaliowe Serce. Gdzie się podziała ta życzliwa i pomocna kotka? Co ją do tego nakłoniło? Dlaczego jako lider niewiele zauważyłem? Mógłbym... Może mógłbym jakoś temu zapobiec...
Zmarszczyłem brwi, czując jak moje serce uderza mocniej. Ogarnął mnie stres oraz niepewność.
- Powiadom mnie, jeśli się obudzi. - Poprosiłem rozyjaciela, który stał patrząc smutno na przyjaciółkę. Kiwnął jednak głową.
Wychodzac spuściłem głowę. Nawet jeśli w Klanie panował pokój, niektórzy mogli prowadzić wojny z samymi sobą. Muszę zacząć przywiązywać do tego większą wagę, zwłaszcza teraz, gdy wiem o problemach Konwalii. Były na tyle poważne, iż kotka targnęła się na własne życie...
Wszedłem do swojego legowiska, a moja głowa zaczęła boleć od natłoku myśli. Przysiadłem, czując jak drżę. Co mogłem w tej sprawie zrobić?
Wysunąłem pazury, drapiąc nimi w ziemi. Westchnąłem ciężko, a moje wąsy poruszyły się nerwowo. Chabrowa Bryza pewnie będzie chciała mi pomóc w zajęciu się tym, ale... Ja nie chciałem. Poczułem, iż powinienem zrobić to ja, jako ten co przyjął ją do klanu oraz się o nią martwi. W końcu była i jest częścią klanu burzy.
Położyłem się, czując ogarniające mnie zmęczenie. Przymknąłem oczy.
Jeśli się obudzi, trzeba będzie ją obserwować.
Podrapałem się po pysku w zamyśleniu. Kto mógłby to zrobić? Część wojowników nadal pozostawała w Klanie wilka, więc nie miałem zbyt dużego wyboru.
Może więc ktoś z bliższego otoczenia Konwalii? Cętka z Jeżykiem odpadają... Ale może Orlik?
Wstałem, wychodząc po chwili na teren obozu. Znalazłem białego kocura wracającego z polowania. Podszedłem, kiedy odkładał piszczki na stosie.
- Orlikowy Szepcie, czy mogę cię prosić, żebyś przez najbliższe księżyce stałe obserwował Konwaliowe Serce i jej stan? - Zapytałem poważnie.
Kocur myślał dłuższą chwilę, po czym zerknął w stronę legowiska Medyków.
- Dobrze, mogę to zrobić. - Odpowiedział w końcu, a ja kiwnąłem głową, dziękując mu.
Przeszedłem się po obozie. Co jeszcze mogę zrobić? Muszę ograniczyć Konwalie do minimum, dać jej czas i pozwolić, by doszła do siebie. Trening Stokrotki będzie musiał zostać wstrzymany, chyba że Jeżowa Ścieżka zgodzi się go przejąć.
Co jeszcze? Jeśli zjadła jagody śmierci, istnieje szansa, iż zerwie je ponownie przy zbieraniu ziół. Ta czynność również musi zostać dla niej wstrzymana. W takim stanie nie da rady również leczyć...
Westchnąłem. Jeden kot a tyle problemów.
~*~
Konwalia się obudziła. Jeżowa Ścieżka powiadomił mnie o tym, kiedy tylko minął mu szok i pierwsze chwile szczęścia.
Musiałem z nią porozmawiać, jak najwcześniej. Miałem nadzieję, iż umysł kotki działa w porządku i dotrze do niej powaga sytuacji. Kto wie, co może chcieć jeszcze zrobić?
Po południu, czyli parę godzin od jej obudzenia odwiedziłem czarno-białą. Orlikowy Szept siedział przy niej tak jak mi obiecał, a Cętkowany Kwiat tuliła przyjaciółkę. Odprawiłem byłą uczennicę.
Zostaliśmy we trójkę. Spojrzałem na Konwalie, która oczy miała wciąż zmęczone oraz zamglone, jednak była świadoma tego co się wokół niej działo.
Przysiadłem obok, a ona podniosła głowę.
- Słyszałem, co zrobiłaś. - Zacząłem, a kotka odwróciła wzrok. Nie wiedziałem czy żałowała, czy może szukała okazji do powtórzenia tego czynu. - Orlikowy Szept będzie cię pilnował. Cały czas, przez najbliższe księżyce.
Nie byłem w stanie określić, jak długo trzeba będzie trzymać kotkę w takich warunkach. Nawet jeśli by powiedziała, iż lepiej się czuje nie mogę być pewien, że poprawnie będzie wykonywać swoje obowiązki.
- Zostajesz odsunięta od obowiązków, w tym od trenowania Stokrotkowej Łapy. Tym zajmie się Jeżowa Ścieżka. - Oznajmiłem, Orlikowy Szept kiwał co jakiś czas głową, będzie wiedział co robić. - Nie możesz wychodzić poza obóz. W żadnym wypadku.
Mój ton był bezpośredni oraz konkretny. Mimo wszystko było mi jej szkoda, nadal nie wiedziałem co siedzi w głowie medyczki, że popchnęło ją do czegoś takiego. Darowałem sobie jednak pytanie o powód, zgadując, iż kotka zwyczajnie mi nie odpowie. To nie było takie proste, rozmawiać o swoich problemach.
<Konwalia? Orlik? >
Klep Konwalią
OdpowiedzUsuń