Kłótnia mogłaby toczyć się cały dzień, gdyby nie nieoczekiwane pojawienie się w żłobku gościa, który uciszył maluchy i zwrócił ich uwagę. Kolejnego. Kotka - sylwetka wskazywałaby na osobniczkę płci żeńskiej - podeszła do Zbożowego Kłosu. Kaczorek skrzywił się lekko. Nowa królowa nie była miła! Nie podobały jej się głośne zabawy jego i siostrzyczki, więc oczywiście na złość, bawili się jeszcze głośniej. Głównie w swoją ulubioną zabawę "kto dłużej będzie się wydzierał". Dopóki Brzoskwiniowa Bryza pilnowała swoich pociech, kocurek był przekonany, że kocica może im co najwyżej groźne spojrzenia puszczać. To oczywiście nie powstrzymało wywołującego chaos duetu. Często wpatrywali się w ciężarną, irytując ją tym samym. Ależ zabawa!
Kaczorek obserwował jak nowo przybyła wita się czule ze Zbożowym Kłosem, mrucząc jej ciepłe słówka. Wystawił języczek. Fuuj.
— Bleh.
Kaczorek wlepiał w nią swoje błękitne ślepka. Kocurek zaraz jednak wrócił do zabawy z siostrą. Wysunął małe pazurki, wskakując na grzbiet Zarazy i wbijając je w skórę koteczki, która wydała z siebie pełen paniki pisk. Haha!
— Kaczorku, przestań dokuczać Zarazie — miauknęła Brzoskwinia, pouczając syna — Jesteście rodziną, bądź miły — srogi wyraz pyszczka kremowej nie zraził jednak dzieciaka.
— Ona nje jeft mjom siostlom! — tupnął łapką.
Dlaczego mama i tata tak nalegali, by miło traktował Zarazę i Smarka? Byli kuzynostwem, ale oni naruszyli jego terytorium. W żłobku istniała hierarchia, a Kaczorek był na jednej z najwyższych pozycji, jeśli szło o kocięta. Dzieci Lodowego Szponu kradły mleko, ale co najbardziej wprawiało go w złość, to uwaga rodziców, często skierowana w stronę maluchów. Nie ukrywał, że był strasznie zazdrosny. Nawet jeśli Jesionowy Wicher i Brzoskwiniowa Bryza zapewniali go, że nie ma powodu, bo zawsze będą go kochać bardziej. Smarkowi zdawało się też nie przeszkadzać, że Kaczorek i Malinka się nad nim znęcającą. Często obrywał od nich, a wracał po więcej. Doprawdy dziwny dzieciak.
— Jeśli chcesz Brzoskwinko, to możemy przejąć opiekę nad Zarazą oraz Smarkiem — zaproponowała nowa pani, na co Zboże wytrzeszczyła ukradkiem oczy. Zacisnęła szczęki ze złości. Miała ochotę walnąć ją za ten posrany pomysł, jednakże widząc błagalne zielone ślepia tylko przytaknęła kotce — Oczywiście, jeśli Jesionek się zgodzi — dodała zaraz.
Kaczorek otworzył szerzej błękitne ślepka. Chciały zabrać te lisi bobki? Naprawdę? Uśmiechnął się szeroko, posyłając usatysfakcjonowane spojrzenie siostrzyczce. Malinka podskoczyła z radości. Od razu polubili nieznajomą pobratymkę!
— Sfietny pomysl! — miauknął. — Mosecie je sablac nafet telas.
Odwrócił się, żeby spojrzeć na mamusię i dać jej znak, że nie będzie żałował. Na pysku Brzoskwiniowej Bryzy dojrzał jednak zmieszanie, a wręcz niechęć. Dlaczego? Czy nie wolała na nowo opiekować się tylko swoim potomstwem? Kaczorek był zbyt mały, by to wszystko zrozumieć. Dla niego świat był o wiele bardziej prosty. Dorośli sobie tylko dołki kopali.
— Mali, gon mnie!
Znudził się już tym gapieniem w dwie kocice. Trącił siostrę w bok. Malinka ze śmiechem pobiegła za bratem, głośno mu oznajmiając, że jest już karmą dla wron. Uśmiech sam nasunął się na jego pyszczek. Do wieczora nie myślał o propozycji koleżanki Zboża.
***
Przekręcił się na grzbiet. Brzoskwiniowa Bryza wylizywała jego brzuch, w kilku szybkich, acz delikatnych ruchach. Kaczorek nie lubił kąpieli. Mama prawie skończyła, więc w miarę cierpliwie czekał. Po wszystkim ułożył się u jej boku. Brzoskwinka przytuliła do siebie potomków, mrucząc im uspokajającą melodię i szepcząc ciepłe słowa. Kaczorek przymknął ślepka.
— Gdie tata tych kociakofych-bszuskuf? — spytał, przekrzywiając łebek.
Brzoskwinka zerknęła na niego z lekkim uśmiechem, rozumiejąc, o co chodzi jej synkowi.
— One mają dwie mamusie, skarbie.
— Tak sie da? — otworzył ślepka z zaskoczeniem. — A skond sie biola?
Brzoskwiniowa Bryza westchnęła. Znowu poruszył jakiś trudny temat? To tym bardziej chciał znać odpowiedz! Machnął ogonkiem ze zniecierpliwieniem.
— Dowiesz się, gdy będziesz starszy, Kaczorku.
— Ale ja chce telas! — pisnął, tupiąc łapką.
— Cierpliwości, synku. — polizała go po łebku.
Czemu każdy kazał mu być cierpliwy? Kaczorek chciał wszystko tu i teraz! Chciał wiedzieć jak najwięcej o otaczającym go pełnym tajemnic świecie! Kocurek westchnął z niezadowoleniem, wracając do poprzedniej, leżącej pozycji.
— Ale cemu maja dwie mamusie? — zadał kolejne pytanie, ku zmęczeniu swojej biednej matki.
Brzoskwinka musiała wyjaśnić kocurkowi, że istnieją inne związki, niż tylko między kocurem a kotką. Kaczorek słuchał jej ze zdziwieniem. On miał jedną mamę i jednego tatę. Sądził, że tak jest wszędzie! Mama wyjaśniła, że czasami kotka woli kotki, natomiast kocur zakocha się w innym kocurze. To było interesujące dla kociaka. Słuchał uważnie słów vanki, pomału zapadając do krainy snów. Miał jeszcze tyle pytań, ale na wiele znajdzie się czas rano. Z tą myślą pozwolił sobie zapaść w sen.
***
Jesiotr następnego dnia poczuł się gorzej. Kaczorka nie interesował stan zdrowia brata. Mama jednak panikowała, gdyż zbliżająca się Pora Nagich Drzew, mogła przynieść ze sobą jakieś choroby. Brzoskwiniowa Bryza rzuciła krótkie "Zaraz wrócimy", zabierając swojego synka do legowiska medyka. Jesionowy Wicher był na patrolu, natomiast Obłok odpoczywała. Kociaki zostały więc pod opieką Płotkowego Skoku i Zbożowego Kłosu. Kaczorek z niecierpliwością wypatrywał mamy. Chciał namówić Brzoskwiniową Bryzę, by opowiedziała mu jakąś bajkę, albo wybrała się z nim i Malinką na zewnątrz.
Uderzenia serca upływały, a mama dalej nie wracała. Dreptał raz w jedną, raz w drugą stronę. Siostrzyczka bawiła się natomiast szyszką, gryząc ją i śliniąc. Rudzielec czuł, że zaraz ucieknie z kociarni, żeby tylko znaleźć ujście dla myśli.
Nie tylko jednak mamusi wypatrywał. Chciał porozmawiać z tą nieznajomą panią, która odwiedziła bengalkę. Jesionowy Wicher nie zgodził się na oddanie Smarka i Zarazy. Uznał, że jako ich wujek, jest za nich odpowiedzialny i nie chciał zawieść siostry, która ich mu powierzyła. Gdy Kaczorek i Malinka to usłyszeli, byli mocno wkurzeni. Tak bardzo, że rozwalili swoje mchowe zabawki. A było tak blisko! Nieznajoma zaciekawiła jednak rodzeństwo, a ponieważ mówiła z sensem, chcieli ją bliżej poznać. Mama była na tyle miła, że wyjawiła imię - Żytnia Łapa.
Kocurek rozejrzał się po żłobku, jednak nie dostrzegł nigdzie wspomnianej. Mocno zaciekawiony, gdzie też ona się podziewa, potruchtał w stronę legowiska bengalki. Akurat odpoczywała, jednak pozostała czujna. Gdy usłyszała kroki kociaka, uniosła łeb, piorunując karzełka gniewnym spojrzeniem. Nie zraził się nim.
— Pse pani, gdsie jest Sytnia Lapa? — spytał, przekrzywiając łebek.
<Zboże?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz