Młoda przyczepiła się do łapy wojownika, patrząc tymi biednymi, szklanymi oczkami... W dodatku tak uroczo prosiła... Jakby miała się rozpłakać, a zniknięcie czarnego zawaliło jej cały świat.
- Z-Zostań w-wujku... - Miauknęła rozpaczliwie.
Sokole Skrzydło wyszedł na chwilę po zioła, które mu się skończyły, więc zostali we dwójkę. Barwinek czuł małe i ostre pazurki koteczki, gdy tak ściskała jego łapę.
- Ugh... No dobra dobra! - Odparł w końcu, przegrywając z Lisiczką. - Tylko nie wbijaj już we mnie pazurków.
Szylkretka jakby ozdrowiała, wpatrywała się w niego z ogromnym szczęściem i ulgą. To jednak nie zmieniło faktu, że wciąż chorowała. Lisiczka od razu puściła jego łapę, robiąc kilka chwiejnych kroków ku wojownikowi.
- Ale nie oddalaj się! Siadaj tu obok no już już - pomachał łapką obok siebie, żeby ją przywołać.
Rzuciła mu spojrzenie chorego kociaka, po chwili zamiast siadając obok niego, tyłek posadziła pośród jego gęstego futra na ogonie. Pociągając nosem wtuliła się w jego kitę.
Walczył z chęcią odepchnięcia jej, bo mimo wszystko to było nieprzyjemne. Natychmiast jednak w jego umyśle ukazał się Lisia Gwiazda, obnażający kły oraz Lisiczka, mówiąca mu co zrobił Barwinek. Zadrżał na samą myśl, zaciskając zęby. Wytrzyma ten ciężar na swoim ogonie.
Lisiczka wbiła po chwili pazurki w jego sierść, docierając do skóry. Ugniatała sobie jego kitę! No co za bachor! Co on, jej matka?! Skrzywił się, patrząc na młodą. Ziewnęła, wtulając się ponownie, a Barwinek ściągając brwi odwrócił głowę.
Niedługo później przyszedł Sokole Skrzydło z ziołami, których mu brakowało. Zajął się przyrządzaniem lekarstwa dla młodej.
- Widzę, że dobrze się nią zajmujesz. - Mruknął starszy medyk, a Barwinek prychnął cicho.
- Ona sama się rządzi! Ja nic nie robię - Odparł nieco wzburzony. Co jak co ale niańką jeszcze nie został.
- No dobra dobra - mruknął, tykając Lisiczkę łapą. - Proszę, zjedz je.
Kotka spojrzała na niego śniętymi oczami. Powąchała zioła, po chwili otwierając pyszczek i jedząc je. Skrzywiła się od ich smaku, jednak grzecznie przełknęła.
- Bardzo ładnie - pochwalił ją medyk.
Lisiczka uśmiechnęła się, następnie patrząc wyczekująco na swojego "wujka".
Huh? Chciała też od niego pochwały? Nie dość, że mu ogon gniotła to jeszcze miał ja chwalić? Sokole Skrzydło rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, no tak. To córka lidera.
- Świetnie się spisałaś. - Miauknął po chwili. - Teraz będziesz zdrowa!
Lisiczka zamruczała zadowolona. Barwinek powinien przestać traktować ją specjalnie tylko dlatego, iż jest córką Lisiej Gwiazdy. Tylko, że nie potrafił. Strach przed liderem był mimo wszystko duży, dlatego zagryzając wargę pozwalał jej siedzieć w gęstym futrze swojego ogona.
- No dobra. - Zaczął po chwili. - Muszę już iść. Zostaniesz z Sokolim Skrzydłem?
Spojrzał na kotkę, czekając na jej reakcję. Miał nadzieję, iż ta posłusznie kiwnie głową. Lepiej będzie, jeśli rudy lider go tu nie zastanie.
<Lisiczka? Pozwól mu odejść~>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz