~dzień pierwszego treningu~
Łososiowa Łapa prawie nie spał dzisiejszej nocy. Nie to, że się bał. Przecież prawdziwy wojownik powinien zaglądać strachowi głęboko w oczy! Kremus był po prostu niezwykle podekscytowany. W nocy co i rusz kierował spojrzenie w stronę wejścia do legowiska, żeby przekonać się, czy przypadkiem blade promyki nie przedostają się już przez mrok. Można sobie więc wyobrazić, jakże zawiedziony był, gdy już któryś raz z kolei otwierał oczy, a widział tylko ogarniającą wszystko i wszystkich ciemność. Zdążył się zdrzemnąć dopiero nad ranem, a jego sen - choć głęboki - był pełen dziwnych i niezrozumiałych kształtów i odgłosów. Kiedy nareszcie się przebudził, z przestrachem zauważył, że nie tylko słońce już dawno wstało, ale uczniowskie legowisko niemal opustoszało. Czemu nikt go nie obudził? Zdecydował, że teraz nie będzie marnować czasu na czynności tak zbędne, jak czyszczenie futra i z prędkością wiatru wybiegł na zewnątrz. Pech chciał, że z impetem wpadłby wprost na pysk Karasiowej Łuski, która najwidoczniej już znudziła się czekaniem i chciała osobiście stawić się po ucznia, gdyby tylko nie zrobiła kroku w bok. Kocurek stracił równowagę, podejmując rozpaczliwą próbę wyminięcia mentorki. Kotka kucnęła, więc łeb pręgowanego nie ucierpiał, jednak po chwili przekoziołkował nad jej grzbietem i wylądował brzuchem do góry. Fenomenalnie.
Kremowo-biała kocica zmierzyła go uważnym, zirytowanym spojrzeniem.
‑ To jak, idziesz, czy wolisz obrosnąć mchem? - mruknęła niezadowolona, wylizując się pobieżnie w miejscu, gdzie rozpędzona kocia torpeda zmierzwiła jej futro. Łososiowa Łapa na początku uśmiechnął się głupawo, ale kiedy zauważył, że wyraz pyska mentorki nie złagodniał, postanowił obrać inną strategię.
‑ Bardzo przepraszam, Karasiowa Łusko - miauknął z udawaną skruchą, wlepiając wzrok w ziemię. - To się więcej nie powtórzy, obiecuję.
Kotka przewróciła oczami, ale już chwilę później prowadziła swojego ucznia w stronę wyjścia z obozu. Łosoś odetchnął z ulgą. Udało mu się wykaraskać. Dobrze, że w pobliżu nie było Pstrągowej Gwiazdy albo Aroniowego Podmuchu, bo chyba spaliłby się ze wstydu. Karasiowa Łuska pewnie i tak niedługo o tym zapomni.
Kotka zgrabnie skakała z kamienia na kamień podczas przekraczania rzeki, jednak młodemu terminatorowi sprawiło to nieco więcej trudu. Miał ochotę przywrzeć do największego kamienia, jaki znajdzie i nie ruszać się z niego ani na krok.
‑ Hej, suchołapy! - krzyknęła Karasiowa Łuska z pewną dozą sympatii. - Jak się zaraz nie ruszysz, to zmyje cię rzeka i tyle cię widzieli!
Suchołapy? Uczeń wlepił spojrzenie w nieco mętną wodę. Co to, to nie! Nie pozwoli, żeby jakiś nędzny strumyczek zrujnował mu reputację.
‑ Już idę!
Napiął mięśnie i skoczył. Był tylko jeden szkopuł - kiedy próbował wylądować na obmywanym wodą kamieniu, ześlizgnął się z jego powierzchni i cały jego zadek wylądował w wodzie. Karasiowa Łuska próbowała udawać powagę, kiedy szła mu na pomoc, ale kremus dostrzegł, jak jej wąsy drgają z rozbawienia. Wyjść na kretyna i boimyszkę na pierwszym treningu, tylko tego mu brakowało. Jeszcze jej pokaże, że nie boi się wody.
‑ To... czym się dziś zajmiemy?
‑ Pewnie przydałaby się lekcja pływania - zażartowała zielonooka, ale potem dostrzegła grymas na twarzy kocurka. ‑ Oj, nie martw się. Jeszcze zdążę cię tego nauczyć. Najpierw przerobimy polowanie w teorii, a potem pozbieramy mech do legowiska starszyzny.
‑ Mech? - zdziwił się Łososiowa Łapa. ‑ Nie moglibyśmy zapolować od razu?
‑ Musisz być bardziej cierpliwy i punktualny - skwitowała kremowo-biała. - Po pierwsze nic jeszcze nie umiesz, więc prędzej przepłoszyłbyś zwierzynę, niż cokolwiek złapał. Po drugie w środku dnia może być ciężej coś znaleźć. Zwierzyna nie lubi upału. Jeśli chce się polować, trzeba wstawać trochę wcześniej.
Po chwili kocica doprowadziła go na skraj lasu, wcale nie tak bardzo oddalony od obozu. Ten zaciszny zakątek okazał się doskonałym miejscem do ćwiczeń, bo nie dość, że drzewa chroniły przed słońcem, można było trenować bez poczucia, że ktoś cię obserwuje. No, może poza mentorem. Karasiowa Łuska pokazała Łososiowej Łapie, jak należy zakradać się do myszy. Co prawda niby jej słuchał, ale wciąż uciekał myślami do wizji, w której sam zasadza się na zwierzynę i zadaje śmiertelne ugryzienie... Z rozmyślań wyrwał go dopiero głos kotki.
‑ No, teraz ty spróbuj.
Psiakość. Trzeba było słuchać uważniej.
Pręgowany niezgrabnie spróbował odtworzyć pozycję zaprezentowaną mu przez wojowniczkę, ale szło mu - delikatnie mówiąc - miernie. Co prawda Iskrząca Łapa już kiedyś mu ją pokazywał, ale Zawilcowy Deszcz bezceremonialnie im wtedy przerwała. Obecnie wyglądał bardziej, jakby szykował się do zwrócenia kłębka sierści, aniżeli upolowania myszy. Kremowa bicolorka poprawiała go, jak umiała, ale ostatecznie stwierdziła, że jeszcze nad tym popracują. Udali się nieco głębiej w las, aby odnaleźć najbardziej obrośnięte mchem drzewa. Kotka poleciła terminatorowi formować znaleziska w zbite kulki.
‑ Porażająco nudne zajęcie - zagaił bursztynowooki, kiedy jedna z jego kulek trzeci raz się rozpadła.
‑ Zdziwiłbyś się, ile może cię to nauczyć. Podziękujesz mi, kiedy już będziesz mistrzowsko posługiwał się pazurami - miauknęła.
Łosoś skupił spojrzenie na swojej łapie z wyciągniętymi pazurami. Ta czynność naprawdę miała go czegoś nauczyć? Był przekonany, że zbieranie mchu to po prostu jego psi obowiązek, jako nowego ucznia. Fajnie, że kryło się za tym coś więcej. Po skończonym lepieniu kulek, trzeba było jakoś przetransportować je do obozu. Karasiowa Łuska zaproponowała, aby nieść jedną w pyszczku i jedną pod brodą i wracać się tyle razy, ile będzie to potrzebne. Łosoś wpadł jednak na inny pomysł.
‑ A gdyby tak wziąć jedną do pyska, jedną pod brodę, a kilka nabić na pazury? - spytał z nadzieją. Karasiowa Łuska spojrzała na zlepione kulki, jak gdyby rozważała ten pomysł, aż w końcu przemówiła:
‑ Nawet jeśli, to i tak nie zabierzemy się ze wszystkim naraz, ale to nabicie na pazury wcale nie jest takie głupie. Możesz spróbować, ale jeśli pazury zaczną cię boleć, lepiej po prostu zacznij toczyć ten mech.
Kocurek skinął głową z entuzjazmem. Może i będzie musiał tu wracać, ale odjął sobie przynajmniej odrobinę nadprogramowego dystansu. Na początku próbował nabijać po trzy kulki na łapę i normalnie stawiać kroki. Kiedy jednak po drodze mech nieco się zgniótł, postanowił pozostawić go tylko na jednej łapie, podkulić ją i pokuśtykać do brzegu. Wszystkie pięć kulek bezpiecznie trafiło na miejsce. W takim tempie na pewno upora się z zadaniem znacznie szybciej. Kiedy przenosił zebrany mech przez rzekę, wciąż był trochę niepewny, skacząc po kamieniach, ale z każdym nowym susem czuł, że idzie mu coraz lepiej. Kiedy właśnie kończyli ostatni kurs, w wejściu do obozu minęli się z Szakłakowym Cieniem.
‑ Świetnie się dzisiaj spisałeś, Łososiowa Łapo - naumyślnie miauknęła nieco zbyt głośno Karasiowa Łuska. Kocurek od razu zauważył ciepłe, dumne spojrzenie ojca.
‑ Dzi-dziękuję - odparł nieco speszony.
‑ Zanieś ten mech do legowiska starszyzny. A potem idź coś zjedz, bo zaraz padniesz. Cały dzień bez śniadania!
Kiedy Łososiowa Łapa przeniósł już cały ładunek, wściubił łeb do legowiska starszych i przywitał się grzecznie. Wśród korzeni znajdowała się szylkretka o krótkich nóżkach i śpiąca biała kotka, której futro poprzecinane było wieloma bliznami.
‑ Dzień dobry, Oszroniony Płatku - wyszeptał.
- Dzi-dzień do-dobry, ko-ko-kochany.
Już miał zabrać się za wymianę starego posłania, kiedy to biała kotka przewróciła się na drugi bok, ukazując młodemu uczniowi kikut zamiast łapy, który do tej pory skrywała pod ogonem. Zrobiło mu się żal kotki, co najwyraźniej wymalowało mu się na pysku, bo Oszroniony Płatek miauknęła cicho:
‑ Szkod-szkoda jej, c-co? T-ta-taka mło-młodziutka, a już-już u sta-star-starszych.
Kremus nie odpowiedział. Zastanawiał się, jak musi wyglądać codzienna egzystencja z tylko trzema łapami. To musiało być straszne, zawsze jesteś od kogoś zależny. Szybko opuścił więc legowisko starszyzny i udał się po posiłek, który zaczął zajadać na brzegu rzeki. Miał nadzieję, że jutro zajmą się z Karasiową Łuską czymś bardziej poważnym, o ile tylko rano będzie mógł coś zjeść. Już nigdy nie wyjdzie z obozu na pusty żołądek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz