*to było jeszcze przed karą i ogólnie trochę dawno to było*
Czekoladowy kichnął. Czyżby się przeziębił? I jeśli tak to właśnie przez nią.
- Ej, a może ty pójdziesz się wysuszyć i coś zjeść, ale bo się przespać, a później wyjdziemy zbierać zioła? Hm?
- Konwalio… - jęknął Jeżowa Ścieżka – Nic mi nie będzie.
- Nie, a jak coś ci się stanie.
- Yym... – Pokręcił głową asystent medyka.
- Nie możemy sobie pozwolić na to by ci coś się stało. – Powiedziała poważnym i troskliwym głosem kotka.
- Ach… Nie musimy, jest ciepło.
- ‘’Nie musimy’’ A później będziesz chory.
- Nie i jeszcze raz nie.
- To ja nie idę. – Machnęła Konwalia ogonem i usiadła na ziemi cierpliwie czekając aż Jeżyk się odezwie czy coś.
- To pójdę sam.
- Nie! – Krzyknęła Konwalia. – Ja też chcę pozbierać zioła i nie zostawię cię.
- No to choć.
Czarna prychnęła i ruszyła za czekoladowym.
- Głupi futrzak. – Lepko się zaśmiała. – To co zbieramy?
- Szczaw i coś…
- Na przeziębienie. – Dokończyła asystentka medyka
Syn Brzozowego Szeptu pokiwał głową i przyśpieszył.
***
- Heh, Zajęcza Stopa się ucieszy. Mamy duuuże zapasy.
- Rzeczywiście.
- I po co były te zmartwienia? Przcie… Apsik! – Kichnął Jeżowa Ścieżka.
Czarno-biała pokręciła głową i spojrzała się na asystenta medyka.
- No i kichnąłeś drugi raz już dzisiaj. Nie wygląda to za dobrze.
- Nawet pokichać nie można? – Powiedział czekoladowy.
*Kilka dni później czyli skok do teraźniejszości*
Konwalia wstała. Cieplutkie opromienia słońca oświetlały legowisko medyków. Przeciągnęła się. Rozejrzała się. Brakowało jej kogoś. Zdecydowanie Świta i jego płowego futra. Marzyła o tym by go zobaczyć. Od czasu do czasu przechodziła obok miejsca gdzie spotkali się w nocy łudząc się, że stoi właśnie za nim, ale po chwili okazywało się, że nikogo tam nie ma. Męczyły ją koszmary i wyrzuty sumienia, że łamie kodeks, które nie dawały jej spać. Raz ją nawet odwiedziła Zguba, ale zaraz zniknęła jak by jej przerwano. Chciała coś powiedzieć, ale najwyraźniej jej nie dano. Czarna bała się, na jej ciele pojawiały się też dreszcze niepokoju. Czuła się źle bez Kocurka jak by życie naglę straciło sens bez niego.
Ciekawe co u Ciebie? – pomyślała. – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało… Oh, mam tyle do opowiedzenia ci, wygadam się za wszystkie czasy – jej wąsy poruszyły się z rozbawienia, a po chwili na jej psyku znów pojawił się smutek.
Spojrzała na Zajęczą Stopę pogrążoną w śnie, a później Jeżową Ścieżkę śpiącą niedaleko niej. Nie wyglądał dobrze. Przez noc kichał lub dziwnie charczał.
Konwalia postanowiła przynieść jedzenie, mech nasączony wodą i kilka ziół na przeziębienie dla dawnego mentora (między innymi smaczny miód :>). Wynalazła najpulchniejszego ptaka i najdorodniejsze zioła.
- Jeżyku. – dotknęła łapką delikatnie czekoladowe futerko by obudzić asystenta medyka. – Przyniosłam ci coś…
- Chm? – W połowie obudzony Jeżowy Ścieżka poruszył nozdrzami.
- Proszę, zjedz to sobie i napij się wody. – powiedziała przyjaznym głosem.
- D-Dziękuję… Apsik! Nie musiałaś…
- Nie prawda. Przeziębiłeś się.
- Oj tam… Zaraz przejdzie.
- No już, jedz. Nie udawaj takiego twardziela. – zaśmiała się lepko do czekoladowego.
- Zioła?
Czarna pokiwała głową.
- Przeze mnie zachorowałeś. – przyznała się – Przepraszam…
- Apsik! A! A! A-Apsik! Nie prawda… - Udało się wydusić czekoladowemu.
- Przeze mnie. Biedny Jeżyk. Wcinaj, by szybko nam wyzdrowieć. Klan cię potrzebuję.
- Już dobrze… - pokiwał głową – A ty pamiętaj o tym by…
- Nie wychodzić z obozu… - Dokończyła.
- Zgadza się, niech cię dzisiaj przypilnuje Zajęcza Stopa.
- No dobrze, Jeżyku, Zajęcza Stopa na razie śpi. A ty proszę się nie martw i odpoczywaj, medycy też potrzebują czasami pomocy.
- Tak. Mm… Jeszcze raz dziękuje, naprawdę te rzeczy wyglądają na smaczne.
- Do zobaczenia później i zdrówka! – Wybiegła z legowiska z nadzieję, że może dzisiaj uda jej się spotkać Świta. Naglę wyrwał ją kogoś głos, przez chwilę myślała, że to Zajęcza Stopa:
- Konwalio! Konwalio, idziesz gdzieś?
- Oh, Cętko. Nie, nie. A ty?
- A gdzie miałabym iść? – Zaśmiała się przyjaciółka. – Widziałaś gdzieś Orlika?
- Nie… Może poszedł coś zjeść?
- Pewnie tak, idziesz też się pożywić? Bo ja idę i możesz jeść ze mną.
- Nie, ja już jadłam. – Skłamała czarna. Jedzenie nie przechodziło jej przez gardło od niedawna. Na myśl o jakimkolwiek pożywieniu robiło jej się nie dobrze. W ostateczności coś przegryzła, tak to piła wodę.
- Naprawdę? No cóż… Dobrze. To pa!
- Pa!
Konwalia patrzyła się jak jej przyjaciółka odchodzi. Chciała już iść w stronę Klanu Wilka, ale naglę coś ją ukuło w sercu. Nie powinna.
- Nie…! – krzyknęła cicho sama do siebie. – Nie…
Spojrzała na swoje łapy.
Nie pójdziesz tam… Nie możesz! Zostań! Stop! – Wyrwał ją głos w swojej głowie. – Robisz źle. Stój!
- Ale ja muszę… - szepnęła sama do siebie. – Świt…
Łamiesz kodeks… Dobrzy medycy tak nie robią, jesteś zła.
- Nie… Nie prawda. Ja… - Usiadła na ziemie.
Nie czujesz wstydu?
- Czuję… - Odpowiadała na swoje pytania sama do siebie.
To dlaczego to chcesz robisz?
- Bo go kocham… - Szepnęła. – Zostaw mnie! – krzyknęła. – Wyłaź z mojej głowy! To moje... życie…
Ha ha! Zabawne… Mówisz sama do siebie…
- T-tak…
Po chwili ktoś dotknął ją łapą. Zobaczyła z tyłu burą.
- Wszystko dobrze? Wydawało mi się może…, ale słyszałam twój krzyk. Ktoś cię zaatakował?
- Nie… Przesłyszałaś się, Cętko… Albo i nie… Muszę… Chyba… Iść… spać… - Powiedziała zmęczona
- Tak, idź. Nie wyglądasz najlepiej… - Głos Cętki się załamał na jej pysku pojawił się żal.
Ah… Biedna, najwyraźniej przypomniała sobie o Cierniowej Łapie.
Konwalia przytuliła się do przyjaciółki, ta odwzajemniła uścisk. Wróciła do legowiska.
- Cześć! – powiedział Jeżowa Ścieżka na widok czarnej.
Ta skinęła głową i opadła bezsilnie na mech.
- Widzę, że ty też nie masz dzisiaj najlepszego dnia… - mruknął.
- Jestem… zmęczona…
- To widać.
- I-idę spać, przepraszam wiem, że powinnam iść robić moje obowiązki, ale… Muszę… spać…
- Mówi się trudno, Konwalio. – Pocieszył kotkę czekoladowy.
- Lepiej ci?
- Nie wiem. Zioła pomogły, ale wiesz jak to jest z przeziębieniem.
- Tak…
Konwaliowe Serce odwróciła głowę w inną stronę. Po jej policzku spłynęła lodowata i słona łza, nawet nie próbowała jej otrzeć. Dziwne rzeczy się działy, miała nadzieję, że te głosy w głowie i bunty jej ciała to tylko przez zmęczenie czy jakieś inne małe nie ważne problemy. Sumienie. Sumienie ją gryzło i tęsknota. Tak bardzo chciała uciec od szarej rzeczywistości. Przytuliła się do mchu próbując zasnąć.
***
- Konwalio, śpisz jeszcze?
Kotka otworzyła oczy. Chciała już krzyknąć: ''Świt!''. Ale po chwili obraz się wyostrzył i okazało się, że to tylko Jeżyk. Wyglądało na to, że jego stan się polepszył. Stał nad czarną z uśmiechem i zadowoleniem.
- Już nie… - Powiedziała. – Co się stało?
<Jeżowa Ścieżko? Następny gniocik..., ale no cóż... Jakaś wspólna mini przygoda lub odkrycie? Hę, co ty na to?>
<3
OdpowiedzUsuńEeee Konwalia nabawiła się jakiś problemów egzystencjalnych...
OdpowiedzUsuń