BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 marca 2023

Od Wieczoru (Wieczornej Łapy) CD. Chłodnego Omenu

 Jego tłumaczenia były idiotyczne! Czemu nie chciał rozmawiać z nią na poziomie? Czuła się jak bardzo małe dziecko, któremu tata próbuje wytłumaczyć coś poważnego… Tragedia z nim była. Miał potencjał na dobrego ojca, w końcu taka wysoka pozycja, siła i w ogóle… Mógł być dla niej autorytetem…
- Nie rozumiesz? Phi. To jakim cudem ze mną rozmawiasz?
- Idzie mi to ciężko jak nie zauważyłaś. Jesteś... czymś dla mnie nowym. Nie mam doświadczenia z dziećmi.
- To cię nauczę jak się opiekować dziećmi, dobrze? Jestem ekspertem, bo jestem dzieckiem, prawda?
Kocur przekrzywił łeb. W końcu zaczął myśleć! Mógł wcześniej się jej zapytać o zdanie i to czego od niego oczekiwała. Oszczędziliby sobie nerwów i narzekania jeden na drugiego.
- No dobrze. Mogę na to przystać - zgodził się. - Tylko mam nadzieję, że to nie jest jakiś twój kolejny żart.
- Nie jest, chcę mieć w końcu normalnego ojca. Po pierwsze, musisz przychodzić z uśmiechem bo od razu wszystkim jest lepiej, zrozumiano?
Chciała czuć się chociaż trochę lepiej na jego widok, a nie oglądać marudnego ryja bez chęci do życia. Aż taki smutny był przychodząc do nich? To było… Przykre.
- Zobaczymy - mruknął tylko. Taki z niego był sztywniak, że masakra…
- No dobrze dobrze. Po drugie, musisz być nami zainteresowany nie tylko w kwestii czy nie umieramy! Nie wiem, Koszmar cię tak lubi to jak przychodzisz to się zapytaj jak tam u niego, bo z pewnością ma ci wiele do powiedzenia. To jest... Miły gest.
- To... Co tam u ciebie?
Parsknęła. No tego to się nie spodziewała.
- U mnie? Wiem, że ciebie to interesuje, ani ja nie chcę ci się zwierzać. Nie musisz się tak do mnie odzywać. Mi głównie chodzi o Koszmara. On jest takim lizusem, wiesz... Teraz przechodzimy do kolejnego punktu, na którym mi bardziej zależy. Dzieci chcą się dowiadywać o różnych ciekawych rzeczach. Możesz opowiadać jakieś historie, które słyszałeś, przygody... Albo opowiadać o systemie w Klanie, to też ważne. Wtedy też budujesz autorytet mądrego taty, który jest waleczny i w ogóle...
Musiał w końcu pokazać, że jest taki niesamowity na jakiego go kreują… Na razie widziała jedynie marudę, który boi się zwykłych dzieci. W ogóle nie wydawał się być kimś szczególnym, a niby był tym całym mistrzem…
- Coś jeszcze?
- Hmm... No zabawa, ale to tylko Koszmar chyba lubi. Ale gdybyś kiedyś chciał mieć więcej dzieci to wiedz, że niektóre dzieciaki lubią się bawić.
- Nie będzie więcej dzieci. Nie musisz się o to martwić - zapewnił. - A ty nie lubisz się bawić? Miło, że troszczysz się tak o brata, myślałem że go nie lubisz.
Ona i troska o brata? No chyba nie! To był skończony idiota, który był głupszy od kamienia! Gadanie do niego było jak przemawianie do robala a i nawet glizda by więcej zrozumiała niż on. Ciągle tylko powtarzał to samo i ją obrażał bez powodu. Głupek.
- Nie troszczę się o niego, tylko wolę, żeby był czymś zajęty, niż żeby mi przeszkadzał!
- W czym ci przeszkadza?
Aż się zapowietrzyła. W czym? W czym?! We wszystkim! Koszmar był najbardziej irytującą jednostką w całym klanie, nawet bardziej niż Upadły Kruk! Obrażał mamę bez powodu i zachowywał się jak żmija…
- W ŻYCIU!- parsknęła głośno, mając nadzieję, że Koszmar tego nie usłyszy.- Dokucza mi co chwilę i myśli, że jest znawcą więc mi wypomina, że mam dwie kulki pod ogonem! Ble i fuj!
- Też mam... To normalna rzecz... Wieczór. Mama z nim nie rozmawia, by ci nie dokuczał?
Chłód mógł się bardziej postarać udawać kogoś mądrego. Niestety jej tata po prostu był trochę przygłupawy. Może po nim Koszmar odziedziczył idiotyzm?
- On się mamy nie słucha. Wyzywa ją co chwilę. Dlatego to ja jestem tym lepszym dzieckiem.
- Mh... Rozumiem. Pogadam z nim...
- Oh, dziękuję tato- zamruczała i się do niego przytuliła. Tata chciał coś dla niej zrobić? To było fajne… Nie sądziła, że taki sztywniak chciałby w ogóle ingerować w życie dzieciaka. Matki jej brat nie słuchał, więc może ojciec mu dobrze nagada? Kocur popatał ją po łbie i otulił ogonem. Jakoś cieplej jej się zrobiło na sercu.
- Proszę...
Otarła się lekko o niego. Nauczył się tak szybko jak się dobrze zachowywać? Wystarczyło mu powiedzieć podstawowe zasady i już zmienił myślenie! 
- Chyba już wiesz jak być dobrym tatą!
- Mhm... - mruknął nieprzekonany. - To... Co teraz? Chcesz posłuchać historii jakiejś?
Pokiwała energicznie głową. Naprawdę to była jakaś przemiana! Plus widać było, że jej słuchał wcześniej. Mówiła mu przecież, że dzieci lubią się czegoś dowiadywać.
- Tak!!!
Tata położył się i dał ją sobie między łapy. Poczuła jego futro i cicho zamruczała. Była taka głupia, że wcześniej mu nie powiedziała jak powinno się zachowywać będąc ojcem…
- To... Kiedyś nie mieszkaliśmy na tych terenach, tylko gdzieś daleko w górach. Dochodziło czasem tam do lawin, jak i osunięć się kamieni. Z gór spływal strumień, który oddzielał granice od Klanu Klifu... Las był w większości iglasty. Klany spotykały się na ogromnej polanie, na której leżał głaz. Musieliśmy jednak opuścić te tereny przez głód i skażoną ziemię, wędrując wiele księżyców w nieznane, aż nie osiedliliśmy się tutaj.
- To musiało być ciekawe... Podróżować przez tak długi czas, nie być pewnym gdzie się będzie spać...
- Spaliśmy na ziemi lub w krzewach, ale tak... Było ciekawie i ciężko. Kocięta rodziły się w drodzę, przez co wojownicy musieli nosić takie bobasy w pysku.
- Kto się urodził w drodze?
- Szakala Łapa i Cienista Łapa. Przez to musieliśmy częściej stawać, by Stokrotkowa Polana mogła je nakarmić.
- To nie jest Cienista Łapa, tylko Ruina. I ona jest dziwna. To, że urodziła się w drodze miało na to wpływ?
Ta cała stresująca podróż może wpłynęła na jej mózg i teraz była taka odklejona i dziwna? Raz była miła raz nie, zachorowała na jakąś dwubiegunówkę i przy okazji straciła godność kota. Nie można było też zapomnieć o tym, że urodziła się niedorozwinięta i gderała a nie mówiła.
- Może…- kocur skrzywił pysk. - Bardzo z niej wyszczekany dzieciak. Oby zmądrzała, bo jak na razie przynosi wstyd swojej rodzinie.
- Mam nadzieję, że będzie normalna. Bo jest... Ble. Zjedzona kaczka.
Tata zaśmiał się gardłowo. Czyli jego też bawiła ta istota? Mieli ze sobą coś wspólnego.
- Prawda. Czas pokaże czy się zmieni.
- Jeżeli się nie zmieni, to będzie mieć przechlapane.
- Owszem. Będzie. No nic... - Polizał dziecko po łbie. - Wracaj już do mamy.
- No dobrze... Pa tato!
Po raz pierwszy poczuła się jakby miała dwójkę rodziców. Wcześniej kocur był nieobecny i niezwykle wkurzający. Może teraz naprawią relację i on zacznie ją lubić? Przełamie się i przestanie się bać własnych dzieci?

***

Tata się poprawił. I dobrze, bo byłaby zła. Mama kazała mu ich pilnować, ale sobie przysnął. Cóż, jego problem. Zaczęła go smarować błotem. Będzie lepiej wyglądać.
Zasnął zmęczony po całym dniu treningu. Miał pilnować kociąt i to robił, ale nagle zrobiło mu się ciemno i padł jak długi. Mruczał pod nosem coś niezrozumiałego, gdy dziecko go czymś smarowało.
Kiedy Chłód miał już cały pysk w błocie, wzięła się za łapy.
- Mrrrfff... - ojciec wydał z siebie odgłos, machając przez sen ogonem. Zaśmiała się cicho i dalej mu robiła spa. Strasznie był zmęczony po tych wszystkich treningach. Biedak. Trzeba było mu to wynagrodzić z prawdą? A takie zabiegi były na pewno bardzo miłe. Chłód już był cały w błocie. Była dumna ze swojej roboty. Świetnie jej wyszło. Był teraz innego koloru! Niestety po jakimś czasie zaczął się budzić. Ziewający tata był strasznie słodki. Był śpiący jak małe kocię.
- Hihi, jaki ładny jesteś tato. Czekoladowy.
- Hm? - spojrzał na nią chyba niezbyt kontaktując.- Co?
- No popatrz na siebie!
Jego mina była wspaniała! Był zaskoczony swoją nagłą zmianą. Ona też by nie potrafiła uwierzyć, gdyby po krótkiej drzemce obudziła się pełna błota nawet na grzbiecie.
- To twoja sprawka? - zmierzył ją wzrokiem jakby zrobiła coś złego. No co, nie podobało mu się?
- Tak. Mama mówiła, że kotka by być ładna, się lepi błotem. Stwierdziłam, że tobie by się przydało...
- Nie jestem... kotką. - prychnął.- Mogłaś mnie obudzić i zapytać czy chcę... być ładny.
- No ale tak słodko spałeś... Nie chciałam cię budzić.
To była prawda. Wydawał się być taki wycieńczony, co chwilę ziewał a jeszcze mama mu kazała tu siedzieć… Chwila relaksu była dobra dla każdego. 
- Mh... No nic... I tak się nie wyspałem...
- To możesz spać dalej, znajdę jakąś leczniczą trawę na zmarszczki!
- Uh... nie wiem czy chcę... - wymiauczał. - Czy chcę bawić się w... to coś...
- Ale to fajne. No no, idź spać!
Stary znowu usnął! Teraz to zaczęła się zastanawiać co takiego się robi na tych całych treningach skoro taki wymęczony wydawał się być. Przynajmniej nie będzie protestował. Urwała dużo trawy i zaczęła go nią okładać. Zaczynał wyglądać jak ściółka leśna. Brakowało tylko dżdżownic! Wygrzebała robaki i kładła je na nim. A tata dalej spał… Gdyby był trzeźwy na umyśle, byłby już na nią wściekły, że żyjątka po nim pełzają, ale skoro uciął sobie drzemkę, to był cicho.
Znalazła dużą dżdżownicę. Bardzo dużą. Otworzyła pysk taty i go tam wsadziła. Na pewno mu posmakuje. To mogło być śmieszne. Wciągnie ją przez sen!  Znalazła jeszcze więcej robaków i je mu dała do mordy. Myślała, że pęknie ze śmiechu! To był najzabawniejszy widok na świecie! Obserwała robaki pełzające w jego buzi. W którymś momencie prawie jedną połknął, ale przez to obudził się i wypluł wszystkie dżdżownice.
- Ugh... Co się dzieję? Wieczór?
- Podobno robaki są bardzo zdrowe. Am am.
- Skąd one się wzięły? - zamrugał zdegustowany. I właśnie dlatego wolała kiedy spał… Od razu narzekał na lecznicze robaki.
- Znalazłam je specjalnie dla ciebie!
- Nie dawaj mi robaków - zmierzył ją zły. No co on taki markotny był? Nie wyspał się? Przecież dużo już spał!
- Ale one są zdrowe. Musisz jeść zdrowe rzeczy.
- Ugh... Kto ci takich bzdur nagadał? Koty nie jedzą robaków. Gdyby tak było nie wywalalibyśmy zarobaczonych piszczek.
- Ale one są zdrowe. Mama mówiła. Zjedz je!
- Nie.  Sama jedz skoro tak ci smakują
- Ja już jestem zdrowa, a ty wyglądasz na chorego. Taki zmęczony...
- Dzisiaj dużo trenowałem. To przez to, a nie przez chorobę. I nie. Podziękuje. Już jadłem. Zabierz te robaki na zewnątrz - odtrącił zwierzaczki łapą. Uh, a myślała, że zje jednego… Silny pan mistrz jedzący robaki… Czemu musiało się nie udać!?
- No ale tato...- przysunęła je z powrotem.- Jeśli ty zjesz, to ja też! Musimy dbać o zdrowie.
- Nie zjem ich. Fuj - odsunął się. - Takie rzeczy jedzą więźniowie, a nie wojownicy. Matka ci takie bzdury wmawia? 
Pokręciła łbem. Nie mogła mamy wkopać, ale… Bardzo ją zaciekawiła wzmianka o więźniach. Mieli jakichś jeńców wojennych i ona o tym nie wiedziała?! Jak to?! Przecież chciała wiedzieć wszystko!
- Tak naprawdę sama to wymyśliłam. Ale jacy znowu więźniowie? Psy? Takie jak Upadły Kruk?
- On nie jest więźniem. Urodził się tu i jeszcze nic złego nie zrobił, by go za niego uznać. Więźniowie to osoby, które jakoś naraziły się liderowi i trzymane są w miejscach, z których nie uciekną.
- Jest u nas ktoś taki?
- Nie interesuj się. - mruknął.- Wracaj do zabawy.
- No powiedz, widać, że coś ukrywasz.
Strasznie było widać po nim, że nie chce jej czegoś powiedzieć! Mógłby się chociaż postarać… Całą swoją twarzą zdradzał to jakim kłamcą jest. Rozumiała jego obawy, bo pewnie tacy przetrzymywani są tajemnicą i w ogóle, ale ona tylko chciałaby zobaczyć takiego złego kota!
- Pytaj dziadka. Ja nic nie wiem - powiedział, wywalając robale ze żłobka. Eh, cała jej praca poszła na nic. Każdy wygrzebywany robak poszedł w pizdu. Przynajmniej inni mogli mieć zabawny widok, kiedy zobaczyli potwora z bagien przy wejściu do żłobka.
- Dziadek nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Ty na pewno wiesz, bo jesteś tym całym mistrzem.
- Jeżeli dziadek nie chcę ci zdradzać takich informacji, to nie mogę ci o tym powiedzieć.
- Bez sensu... A jest tu coś ciekawego w obozie o czym nie wiem?
Może to miejsce skrywało jeszcze więcej tajemnic? Bielicze pióro pokazała jej legowiska z zewnątrz, ale może były jakieś tajne przejścia, skrytki…
- Nie wiem. W obozie nic się nie dzieje ciekawego - zrzucił z siebie trawę. On w ogóle nie szanował jej pracy! Jak mógł pozbywać się leczniczych ziół narwanych byle gdzie?
- A poza obozem? Pokażesz mi coś?
- Jak zostaniesz uczennicą - powiedział twardo, pokazując, że nie powinna się sprzeciwiać. Ale no… Strasznie nudno było w żłobku. To było tragiczne miejsce, dziura gdzie wszelkie marzenia i nadzieje nikły.
- Uh... To ja chcę już teraz zostać uczniem! Zostanę na noc w lesie i będzie świetnie!
- Nie. Jeszcze nie. Jeżeli wyjdziesz i to zrobisz, nie zostaniesz uczennicą, a będziesz zmuszona ponownie wziąć a tym udział. Dlatego nie pośpieszaj. Korzystaj z życia kocięcia - złapał ją za kark i umieścił między swoimi łapami. Przytuliła się do niego. Życie kocięcia nie było ciekawe, lecz przynajmniej nie męczyła się jak stary. On to wyglądał jakby miał wyzionąć ducha.
- Eh... Ale to jest pełne nudy. Nie wiem już co robić.
Otarł się o nią pyskiem, brudząc błotem. Ble! To była jakaś zemsta czy jak?! Obrzydliwe. Powstrzymała się od parsknięcia, bo jeszcze będzie na nią zły, że tak się wkurza o byle co.
- Ucz się. Walki czy skradania. Albo baw się z bratem lub matką.
- Ale jak mam się uczyć, jak nie wiem jak?
- Jakoś sobie poradzisz - powiedział, po czym wstał, widząc wracającą mamę. - Powodzenia - mruknął tylko, po czym odszedł. No jak tak można było! Miała tyle pytań, a znowu została zamknięta tu z mamą i bratem. Spojrzała smutno na wejście do żłobka. Świat był taki wielki, a zabraniali go zwiedzać…

***

Myślała, że bycie uczniem będzie ciekawsze. Może i by tak było, ale w tym wszystkim przeszkodził jeden fakt- dostała najbardziej gównianego mentora na całym świecie. Mysikróliczy Ślad był wart szczurzego bobka. Jak on miał ją czegokolwiek nauczyć? Dziadek musiał się bardzo na nią wkurzyć. Musiała teraz przez te kilka księżyców męczyć się z takim idiotą! No i była ostatnio u medyków co niezbyt jej odpowiadało. Małego kaszlu dostała i od razu nie mogła iść się uczyć! Co to miało być?! Zmarnowała czas, który mogła przeznaczyć na ćwiczenia, ale nie chciała by mentor miał jej za złe, że o siebie nie dba i nie będzie w takim razie nauki polowania czy walki. To był tylko kaszelek... No może nie taki tylko kaszelek bo ciężej jej się oddychało... Ale wolała mówić, że po prostu charczało jej się. To nie było nic poważnego!
Zauważyła tatę, który wydawał się być tak zmęczony jak ona. Czy kiedykolwiek był wypoczęty? 
- I co? Usatysfakcjonowana z treningów?
Treningi... Masakra. Czemu musiał o tym przypominać? Nie odpowiedziała mu nawet tylko usiadła obok niego totalnie wkurwiona. Miała beznadziejnego mentora. Czym ona sobie na to zasłużyła…
- Czemu Mysikrólik tak sra tęczą?

<Chłód?>

Wyleczeni: Wieczorna Łapa
[przyznano 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz