BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 marca 2023

Od Błotnistej Plamy CD. Nastroszonego Futra

 Skrzywiła się nieco. Rozumiała, że te mądre poglądy mamy mogły być dla innych dziwne, ale… Musiała tak zrobić. Kontynuować to czego nauczyła ją Arielka i o co tak dbała podczas wychowywania jej. Przyzwyczaiła się do bycia gorszą, więc jeżeli urodzi czekoladowe dzieci… Urodzi… Z obrzydzeniem myślała o tej całej ciąży i jej przymilaniu się do Nastroszonego. Tak ją przeraził, że bała się zachowywać źle. Nie chciała by ktoś cierpiał przez jej głupstwo, dlatego robiła wszystko to czego chciał. Jej umiejętności w tej dziedzinie były marne tak jak we wszystkim, ale musiała chociaż spróbować udawać taką chętną na czułostki i inne obrzydliwe rzeczy.
- A-ale... N-no w-wiesz... N-na p-przykład t-ten c-cały Rybka, j-jest czekoladowy... I n-nie j-jest d-dobrym k-kotem... P-proszę N-nastroszony... P-po prostu b-będę się n-nimi... G-gorzej o-opiekować, n-nic się nie stanie a j-ja b-będę szczęśliwa...
- Rybka jest zdrajcą. W klanie jest więcej czekoladowych kotów i nikt po nich nie jedzie. Ale jak uważasz. To twoje kocięta i ty je wychowujesz. Ja będę tylko sprawdzać, czy nie wyrastają na gejów i zdrajców. Jak umrą, to... zrobi się kolejne - wymruczał. Otworzyła na chwilę pysk, jednak zamknęła go skruszona. Kolejne… Powiedziała mu, że jej się podobało ostatnim razem, ale czuła się obrzydzona samą sobą i tym, że tak mu uległa. Przez to była w ciąży, a mogła poczekać te dwa księżyce… Może w ogóle by do tego nie doszło. Może przynajmniej da jej spokój jak odchowa dzieci?
- T-tak... A-ale n-nie umrą! U-urodzę j-je z-zdrowe i n-nie z-zostaną g-gejami i z-zdrajcami!- przekonała go, nerwowo machając ogonem.
- Mam taką nadzieję. - usiadł na plaży, wpatrując się w falujące morze. - Patrz jak tu pięknie.
Usiadła obok niego i oparła swój łeb na nim. Na Klan Gwiazd, jak ona nie chciała go dotykać. 
- T-tak... J-jest t-tu ślicznie...- wyszeptała mu do ucha, po czym polizała go. Fuj, czemu to robiła. Była taka głupia. Nie potrafiła inaczej go usatysfakcjonować jak głupim mruczeniem i lizaniem. Nastroszony objął ją ogonem. Zamruczała cicho, chociaż w rzeczywistości marzyła o tym, by się od niego odsunąć.
- J-już nigdy cię nie z-zawiodę... U-urodzę dzieci i b-będziesz j-jeszcze z-ze mnie dumny...
- Obym był skarbie, obym był - otarł się o nią pyskiem z mruczeniem. Wymiotować jej się chciało od tych gestów (no i poza tym miała trochę nudności podczas ciąży).  
- J-jeżeli b-będzie ich z-za mało... T-to m-mogę n-nawet u-urodzić d-drugi miot... I t-trzeci...
- Och tak... Chciałbym byś dobrze się spisała i będę miał to na uwadze, gdy już urodzisz skarbie.
Zamruczała cicho i “zadziornie” skubnęła go pod brodą. Niech to się już kończy. Niech to się po prostu skończy, chciała pójść do legowiska i w spokoju się położyć oraz wypłakać. Miała dość tej karuzeli spierdolenia.
- Niegrzeczna jesteś... Tak skubać mnie? - uśmiechnął się do niej. Zachichotała cicho i objęła go ogonem, nie mówiąc ani słowa. To wszystko było takie obrzydliwe. Chciałaby przyspieszyć czas, żeby było po tej całej randce. 
- Chcesz tutaj spędzić resztę dnia? - zapytał.
Pokiwała delikatnie głową. Nie, nie chciała. Chciała stąd iść, spróbować coś zjeść by mieć co zwrócić po tym wszystkim. 
- Chcę tutaj być... Z tobą…
Potem popełniła poważny błąd. Przez swoją niezdarność zamiast po prostu przytulić kocura, popchnęła go przez przypadek na ziemię, co oczywiście mu się nie spodobało, bo nie dość że rąbnął o ziemię, to nie lubił z pewnością mieć takiego okropieństwa na sobie.
- Paskudo... - wydał z siebie warkot, podnosząc się i kładąc łapy na jej karku i głowie. - Chyba się zapominasz. Nie rób tak więcej. Tylko ja mogę cię powalać na ziemię.
Pisnęła cicho zawstydzona. Myślała, że mu się później spodoba! Ale była głupia! Czemu musiała przez przypadek go tak popchnąć, chciała doprowadzić tą całą randkę do końca i mieć spokój, a teraz cały jej postęp poszedł na marne.
- P-przepraszam...- zaszlochała cicho, zanosząc się łzami.- J-ja... N-nie w-wiedziałam...
- Nie rycz - puścił ją. - Nie lubię, gdy ktoś mnie zbija z łap. Zapamiętaj to skarbie. To ja tu jestem górą, nie ty. I nigdy nie będziesz.
Schowała pysk łapach i zaczęła się trząść. Dopiero po chwili wstała, czując nudności. Skrzywiła się nieco. Znowu ją brało na wymioty, akurat w takiej chwili, kiedy miała ochotę zapaść się pod ziemię z tą swoją niezdarnością i ciapowatością. A co dopiero będzie z wielkim brzuchem…
- No i co się trzęsiesz? - rzucił, patrząc na nią krytycznym wzrokiem. Szybko pobiegła za jakiś kamień i zwymiotowała, głośno kaszląc. Ledwo co jadła, przez co zwróciła całe śniadanie. Nie lubiła jeść przy innych, bo wiązało się to z wyciąganiem czyjejś zdobyczy, kiedy nawet nie powinna jeść.  Wróciła zapłakana i jeszcze trochę brudna, ledwo co trzymając się na łapach. 
- B-brzuch m-mnie b-boli...- pisnęła cieniutko, nie mogąc nawet spojrzeć kocurowi w oczy.- B-boję się, ż-że t-to coś z dziećmi...
- Wracajmy do obozu. Medyk cię obejrzy. - zarządził, wstając. Pokiwała delikatnie głową. Może tak będzie lepiej? Zbadają ją i zobaczą, czy z dziećmi wszystko dobrze. Mimo tego jak bardzo nie chciała być w ciąży, to bała się o te maluchy, bo ta cała tragedia w jej życiu to nie była ich wina. Chciałaby, żeby mieli dobre dzieciństwo i nie urodzili się zdeformowali, bo ona coś zepsuła.
- M-mogło im się c-coś stać?- zapytała z paniką w głosie.- J-ja... N-nie chciałam! P-powinny się p-przecież z-zdrowe urodzić! N-na p-pewno się okaże, ż-że t-to zwykła niestrawność... T-tak...- próbowała samą siebie przekonać, nerwowo machając ogonem.
- Nie panikuj. Nic im nie będzie, ty przesadzasz. A jak tak, to znów ci zrobię kocięta, co za problem - prychnął. Zwiesiła łebek. Może mówił nawet mądrze? Przesadzała tylko i wszystko będzie z nimi dobrze, urodzą się zdrowe… I może nawet będą szczęśliwe?
- T-tak... M-masz rację... Ale... N-nie chciałabym, ż-żeby z m-mojej winy u-umarły... R-robię coś źle? P-powinnam się inaczej p-przy ciąży z-zachowywać?
- Tak. Nie powinnaś mnie zrzucać na ziemię. To twoja wina. Wracajmy - ruszył w kierunku obozu. Pisnęła cichutko i z pokorą szła obok niego, wyrzucając sobie w myślach, że wszystko zepsuła. Ona naprawdę nie chciała… Próbowała być taka jak chciał!

***

Ciąża była coraz bardziej nie do zniesienia. Była jak wielka beczka. Ledwo co potrafiła ustać na łapach, a teraz musiała nieść te wszystkie kocięta, które rosły coraz bardziej. Powstrzymała się od piśnięcia, kiedy kocur do niej podszedł i się o nią otarł. Ten to miał dobrze. Mógł obserwować jak ją zniszczył i pewnie go to bawiło.
- Witaj kochanie. Jak nasze kocięta?
Skuliła się lekko i odwróciła wzrok.
- Ch-chyba d-dobrze... A-ale... S-strasznie r-rośnie m-mi b-brzuch... P-przecież ostatnio p-prawie nie b-było widać!
- To dobrze, że rośnie. Bardzo dobrze - wymruczał, przyglądając się jej. Czemu go tak intrygował ją brzuch? - Połóż się na boku. Chcę sprawdzić jak tam moje dzieci się miewają.
Przechyliła lekko łebek zdziwiona. Jak to? Nie był przecież medykiem i niezbyt chciała by ją ugniatał, ale… Musiała to zrobić, by nie był zły.
- Oh... Skoro chcesz...- wymamrotała i powoli położyła się na boku. Nie spodziewała się, że kocur położył się tuż obok i położył łeb na jej brzuchu. Wyglądał na strasznie zaintrygowanego rosnącymi w niej maluchami. Miała tylko nadzieję, że nic im nie zrobi. Zachichotała cicho przez to, że tak dziwnie się do niej zbliżył. 
- Słyszysz je? T-twoje dzieci? R-ruszają się t-tam?
- Tak. Czuje ich małe łapki na policzku. Słyszę bulgotanie. A ty? Wyczuwasz jak się w tobie wiją? - zapytał. To było strasznie dziwne. Czemu on się pytał, czy czuła płody w swoim brzuchu? Miał jakąś dziwną obsesję na punkcie ciąży, co ją przerażało.
- Ch-chyba t-tak... Cz-czasem j-jak się g-gwałtowniej ruszają... B-będą z nich urwisy....
Dla Nastroszonego wydawało się to być najwyraźniej bardzo zabawne i zaśmiał się pod nosem. Jej nie było tak do śmiechu z takim ciężarem.
- Poradzisz sobie. Uwielbiam to jak cię wydęło... pewnie jest ich tam spora grupka.
- T-tak... B-bo p-powoli mi jest ciężko się p-poruszać... A one d-dalej rosną... T-to j-jest trochę dziwne...
- Dobrze to słyszeć. Bardzo dobrze się spisujesz moja droga. Właśnie tak. Daj mi dużo potomstwa.
- Uh... N-nastroszony? N-nic im n-nie z-zrobisz?- zapytała zmartwiona, widząc jego poczynania.- Chcę, ż-żeby się wszystkie z-zdrowie urodziły... T-ty t-też tego chcesz, s-skoro t-tak ich dużo t-tam jest...
- Jeżeli nawet umrą, to zrobimy sobie kolejne. - rzekł z lekkością, przytulając się do jej brzucha bardziej. - Łaskoczą te ich małe łapki.
Zaśmiała się nerwowo, patrząc na jego działania. Czuła się coraz gorzej i chyba wolała, żeby przestał zachwycać się nad dziećmi. To było chore. Bardzo chore.
- Uh... T-tak... A-ale m-mógłbyś się j-już o-odsunąć? P-proszę...
Uniósł łeb. 
- Nie podobają ci się tulaski?
- P-podobają, t-tylko... T-trochę się b-boję t-teraz o t-te dzieci...
- Nie bój się. Nawet jeśli coś się im stanie, zrobimy sobie kolejne - polizał ją w policzek. Zignorowała go i spróbowała podnieść się na łapach, co jedynie skończyło się niepowodzeniem i dalej leżała na ziemi. Westchnęła ciężko i ponowiła próbę, jednak przez kruche łapy ledwo co udawało jej się utrzymać równowagę. Spojrzała błagalnym wzrokiem na Nastroszonego, chcąc by jej pomógł. Chciała gdzieś pójść, a nie leżeć tuż przy nim. To było strasznie niekomfortowe. Nastroszony zamiast zlitować się nad nią, uśmiechnął się jakby to było zabawne.
‐ Co kochanie? Niewygodnie ci?
Pokiwała delikatnie głową zawstydzona.
- T-tak... P-pomożesz m-mi?
- Musisz się przekręcić na boczek, skarbie - zamruczał, nie ruszając się o krok. - Ależ twój brzuszek jest cudowny. 
Chciałaby mu powiedzieć, żeby przestał, ale bała się, że będzie na nią zły. W końcu, skoro czegoś chciał, to nie mogła się stawiać. Ze stęknięciem próbowała się jakoś przekręcić, ale brzuch jej w tym strasznie przeszkadzał. Zaskomlała smutno. Będzie tak leżeć do końca dnia aż ktoś jej nie pomoże? Przecież na tych słabych łapach nie wstanie, a położyła się w strasznie niekomfortowej pozycji. Powinna się zapytać medyków, czy musi iść do żłobka, bo w takim stanie na pewno niczego nie upoluje.
- N-nie j-jest c-cudowny, l-ledwo się m-mogę z nim p-poruszać! P-pomóż mi, b-bo nie w-wstanę!
- A dokąd chcesz iść? - zapytał. - Czujesz jak się ruszają w tobie? Mocno uciskają? Boli cię?
- R-ruszają, ale nie b-boli- zbyła go, próbując dalej cokolwiek wskórać. Nie chciała dalej tak leżeć, a pewnie jej wyczyny wyglądały po prostu komicznie!
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - zauważył, dalej siedząc przy niej. - Dokąd chcesz iść skarbie?
- G-gdzieś- pisnęła, wijąc się jak jakiś robak. Chciała pójść daleko od niego! Jak najdalej się dało! Choćby do innego klanu! Patrzenie na tą jego obsesję było dziwne!
- A gdzie jest to gdzieś? Zmęczysz się tylko.
- N-nie chcę p-po p-prostu t-tak leżeć... T-to dziwne.
- To nie jest dziwne. Jesteś kotką. Tym się zajmujesz. Leżeniem, rodzeniem i karmieniem kociąt. 
Zwiesiła łebek. To była prawda, ale niezbyt chciała siedzieć w żłobku bez życia. Wolała korzystać jeszcze z tego, że mogła udawać wojownika.
- A-ale j-jeszcze t-to nie t-ten czas. Chciałabym s-sama m-móc coś s-sobie wziąć d-do jedzenia... I n-nie l-leżeć t-tylko w ż-żłobku.
- Jesteś nieporadna jak kocię, to prawda, jednakże tak musi być - poklepał ją po łebku. - Medyk mówił ile nosisz w sobie kociąt?
Pokręciła głową. Nie pytała się o to, bo po co? Po co jej była wiedza jak wiele kociąt Nastroszonego urodzi?
- N-nie p-pytałam się o t-to, a-ale chyba d-dużo...
‐ To dobrze. Jestem z ciebie dumny Paskudo. Na pewno ci się spodoba rodzenie tylu kociąt... Podobno to boli... Myślisz, że będę mógł być przy tobie w tym wielkim dniu?
Zadrżała na myśl, jakie to będzie bolesne. Nawet wolała sobie nie przypominać o tym, że kiedyś będzie musiała wypluć dzieci. Zawsze jak kotki rodzą, to strasznie krzyczą i chyba niezbyt chciała być na miejscu takiej karmicielki.
- M-mam n-nadzieję... Ż-że b-będziesz... T-trochę się t-tego b-boję, b-bo to  t-takie... P-przerażające... J-jeszcze coś zepsuje...
- Nawet jak ci coś nie wyjdzie to musisz wydać je na świat. Podobno to jak zatwardzenie. Przesz a samo wyjdzie z czasem. A ja wierzę, że sobie poradzisz... I zaśpiewasz dla mnie i naszych dzieci piękną pieśń - zamruczał jej do ucha. Skrzywiła się nieco. Wrzaski nie były fajne. Oznaczały jedno- ból. Nie chciała, by ją bolało. 
- T-tak... P-piękną pieśń...- wymamrotała, znowu próbując wstać.- Ch-chciałabym, ż-żeby się już urodziły... B-bo t-tak t-to mnie t-tylko w-wypełniają od ś-środka...
- To cudownie. Jesteś pełna, grubiutka, a przez to taka piękna - dał jej całusa w policzek. - Uwielbiam jak jest cię tak dużo. Ciekawe czy urośnie ci jeszcze większy...
- P-pewnie t-tak... B-bo n-nawet nie j-jestem j-jakoś długo w tej ciąży... N-najwidoczniej b-będę m-mieć d-dużo dzieci cz-czy coś w t-tym stylu... A c-co j-jeżeli b-będę t-taka g-gruba, ż-że ledwo b-będę stać?- zapytała z przestrachem. Wolała nie dotrzeć do takiego etapu ciąży.
- To będziesz leżeć. A ja przy tobie - zamruczał zadowolony.
W tym momencie się już poddała. Nie mogła nic zrobić, była po prostu na niego zdana. Musiała urodzić te kocięta, odchować… Przynajmniej się postara być dobrą mamą.

***

Tak bardzo nie chciała by ten dzień nadszedł, ale stało się. Wrzaski rozdzierały ciszę w całym obozie. Nie potrafiła przestać krzyczeć z bólu. Coś szło nie tak, była tego pewna. Zepsuła coś. Coś jej nie wyszło. Przynajmniej Nastroszony był tu przy niej, chociaż wydawał się być bardziej zainteresowany tym kiedy wypluje dzieci niż tym, że potrzebowała pomocy. Ciężko oddychała próbując znieść kolejną falę bólu, która przepłynęła przez jej brzuch. Medycy nie mogli nic wskórać na jej darcie mordy i jedynie próbowali doprowadzić do tego, by wszystko poszło dobrze. Zacisnęła oczy, czując jak kolejne łzy spływają z jej powiek, po czym spojrzała zamglonym wzrokiem na szarego. Czemu nic dobrego się nie działo? Czemu nie mogła mieć tego za sobą i po prostu pozbyć się dzieci z brzucha? 

<Nastroszony?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz