Zgubił brata w zgiełku zgromadzenia. Co za pech! Planował go pilnować, by ten nie zapuścił się gdzieś w odosobnione miejsce z Malwową Łapą. A teraz, gdy mógł latać sobie na własną łapę wszystko mogło się wydarzyć! Przecież znał Bryzę lepiej niż ktokolwiek inny – gdy Gęgawa myślał, że głupszej decyzji nie da się podjąć Bryza szybko udowadniał, że się da. Miał nadzieję, że chociaż Hiacyntowa Łapa tu był i on stał na straży swojego brata.
Spojrzenie ucznia zawędrowało na skałę przywódców. Z ich ruchów, mimo że nie słyszał co mówili, wynikało, że miała tam miejsce dyskusja. Uczeń wytężył wzrok, zaintrygowany. Większość kotów zdawała się ignorować lub nie zauważać tego, co się rozgrywało na skale. Nie działo się tam nic dobrego. Zmarszczył nos, analizując każdy ruch i wypatrzony wyraz pyska.
— Przepraszam! — z cichym pomrukiem zaskoczenia Gęgawa potknął się, popchnięty przez kogoś innego. Podniósł i otrzepał się z kurzu. Cóż za niegodziwiec miał czelność go przewrócić? — Najmocniej przepraszam. Z czarnym futrem wtapiasz się w cień.
Uczeń odwrócił się, by zobaczyć przed nim białego, łaciatego kocura o obojętnych, żółtych oczach. Szybko wywnioskował, że obcy jest już starszym wojownikiem. Zdradzało to posiwiała sierść dookoła ust.
— Nic się nie stało — zniżył się, by okazać kocurowi szacunek. Klifiak uśmiechnął się, rozbawiony.
— Pierwszy raz widzę, by ktoś kłaniał się mi na powitanie. Dobrze wychowany?
Czarny zmierzył go wzrokiem. Przywołał wspomnienie o ojcach. Nie był z nimi długo. Zastanawiał się czasami jak potoczyły się ich losy. Wiedział, że podjęli oni rozsądną decyzję oddając go, Bryzę i Świergot do Owocowego Lasu, ich prawdziwego domu. Nigdy tego nie podważał. Miał nadzieję, że nadal gdzieś żyli.
— Skłamałbym, mówiąc coś złego o mych rodzicach — odparł Gęgawa bez najmniejszego zająknięcia. Wspomnienia nie były dla niego bolesne. Rozstania były częścią życia, nawet jeśli wolał, aby do nich nie dochodziło.
— Widać, młodziaku... Wężowa Łuska — przedstawił się mu wojownik. — Z Klanu Klifu.
— Zdążyłem już wywnioskować. Gęgawa — skinął, gdyby mógł to by uścisnął kocurowi rękę. — Z Owocowego Lasu.
— Zdziwiłbym się, gdybyś pochodził skądś indziej. Takich imion w końcu nie ma żaden inny Klan poza wami — zmierzył czarnego wzrokiem.
Co się gapisz, pomyślał. Oh, co za prostackie słownictwo... Dlaczego się patrzysz. Tak lepiej.
— Cóż, to nasz charakterystyczny znak. Coś, co nas odróżnia od reszty Klanów. Wydajecie się do siebie bardzo podobni.
Wężowa Łuska uśmiechnął się.
— Nie do końca. Klan Klifu nie jest nudnym, bardzo tradycyjnym Klanem.
***
Zgromadzenie się skończyło. Gęgawa czuł, że niedługo zacznie świtać, nawet na niebie pojawiały się kolorowe przesmyki światła. Dowiedział się od Wężowej Łuski co nieco o Klanach, czego chciał od dawna. Informacje z pierwszej ręki były lepsze niż przerysowane słowa owocniaków, którzy często mieli uprzedzenia. Nie wyciągnął od kocura oczywiście żadnych tajemnic, ale i tak to było pomocne. Kultura Klanów zdecydowanie różniła się od tej Owocowego Lasu... Zastanawiało go dlaczego.
— Gdzie ty byłeś?! — miauczał niezadowolony Bryza, gdy w końcu odnalazł rodzeństwo. — Nie mogłem cię znaleźć przez całe zgromadzenie!
— Prędzej to ja powinienem zadać ci to pytanie. Momentalnie odskoczyłeś na drugi koniec wyspy — mruknął Gęgawa.
— To ty wtopiłeś się w tłum!
— Uwierz mi, podjąłem próbę poszukiwania, ale spełzło to na niczym. Jak cię gdzieś zawieje to nie odwieje z powrotem — zachichotał cicho Gęgawa, wysuwając się na przód tłumu kotów. Był już zmęczony. A ze zmęczonego umysłu łatwo uciekają przydatne informacje! Z resztą musiał być przytomny jutro rano. Nie lubił marnować dnia. Idąc ścieżką przez tereny Klanu Burzy stawiał przed sobą ciche kroki.
W mroku nocy Gęgawa rzeczywiście nie był możliwy do odróżnienia od cieni.
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz