Odkąd zaczęła trening na wojownika, starała się jak tylko mogła, aby podołać wyzwaniom, które stawiała przed nią mentorka. Łuska miała do niej ogromny szacunek, ale wydawało jej się, że nawet gdyby była problematyczną uczennicą, ta i tak byłaby dla niej jak druga matka. Obecnie jednak Mrówka miała na głowie kocięce wybryki swoich pociech, więc dymnej kotki nie miał kto szkolić. Mimo to, Łuska starała się jak najbardziej udzielać w treningach innych uczniów, dzięki czemu coś tam potrafiła zrobić. Pomagali jej w tym mentorzy, którym często brakowało drugiego kota do nauki walki, czy po prostu chcieli jej w jakiś sposób pomóc, gdyż ta nie dostała nikogo na zastępstwo. Tego dnia jednak kotka nie otrzymała żadnej propozycji wyjścia na trening, toteż postanowiła zapytać się Mrówki, czy ta nie zechce pomóc jej w podstawach. Łuska weszła przez wąskie wejście do kociarni z delikatnym uśmiechu na pyszczku. W żłobku zastała młode mentorki, bawiące się z matką i ojcem.
– Witaj, Łusko – zamruczała cynamonowa, natychmiastowo kierując uwagę na podopieczną.
– Witaj, przepraszam za zamieszanie, ale… byłabyś w stanie pomóc mi nieco z treningiem? – spytała z błagalnym wyrazem mordki – Oczywiście tylko pozycja łowiecka i tak dalej! Poćwiczę potem w lesie, nie chcę cię przemęczać! – wyjaśniła szybko.
Mrówka kiwnęła głową, podnosząc się żwawo.
– Mamoo gdzie idziesz? – jęknął czarny kocurek, czepiając się jej ogona.
– Za chwilę wrócę, tatuś was przypilnuje. – Zerknęła na pierworodnego z czułością i opuściła legowisko.
Uczennica drgnęła ogonem. Usiadła na trawie pod drzewem wraz ze swoją mentorką.
– Z czym masz więc problem? – spytała karmicielka, przyglądając się niebieskiej z uwagą.
– Uhm… czuję, że nie jestem wystarczająco pewna w poruszaniu się po drzewach, polowaniu, walce… prawie wszystkim. Chciałabym poćwiczyć pozycje, chyba coś źle robię, ale inni mentorzy nie zwracają na to uwagi. – Posłała jej słaby uśmiech.
Mrówka zamyśliła się przez chwilę.
– Idźmy bardziej w głąb sadu, tam będzie więcej miejsca na ćwiczenia – zdecydowała po chwili.
Kotki nie zwróciły jednak uwagi na czarnego pointa, który od dłuższej chwili bacznie im się przyglądał. Dopiero teraz Łuska spostrzegła Ślimaka, który natychmiast do nich podszedł.
– Też mogę pójść? – Ogon kocura machał z zaangażowania.
Cynamonowa zerknęła ukradkiem na swoją uczennicę, która kiwnęła głową.
– Oczywiście – zamruczała Mrówka.
Łuska spodziewała się, że ta będzie zadowolona z ruszenia się ze żłobka, ale że tak bardzo? No cóż, sama nie lubiła siedzieć bezczynnie i wylegiwać się na konarach drzew, więc zachowanie to nie powinno być dla niej dziwaczne.
***
Dymna nie wiedziała, który raz podczas tej drogi wysłuchuje historii Ślimaka, które swoją drogą opowiadała o tym samym a kocurek jedynie zmieniał słowa. Jakkolwiek starała się każdego wysłuchiwać, teraz była kompletnie zbita z tropu gadatliwością ucznia, cały czas więc na jej pysku widniał sztuczny uśmiech, który miał przekazać innym, że rozumie wszystko co uczeń wygadywał. Łuska przyśpieszyła tempa. Wkrótce zatrzymali się na gęsto zadrzewionym terenie, gdzie co chwile słychać było popiskiwania ptaków wyjadających miąższ smakowitych owoców.
– Dobrze, Łusko. Pokaż mi swoją pozycje łowiecką. Ty też, Ślimaku – miauknęła Mrówka, z uwagą obserwując postępowania młodszych.
Łuska słysząc polecenie, ugięła nieco łapy i uniosła zad, w tym również kitkę.
– Ogon niżej – zwróciła się do dymnej, która natychmiast poprawiła błąd.
– A ja?! – krzyknął czarny, tracąc równowagę i upadając.
Cynamonowa westchnęła.
– Jeszcze raz.
<Ślimaku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz