Łuska zamrugała powiekami, strzepując z oczu resztki snu. Wstała, przeciągając się tak, aby nie budzić reszty uczniów drzemiących smacznie w swoich legowiskach. W końcu było dosyć wcześnie, właściwie to na niebie widać było tylko skrawek słońca wychodzącego zza horyzontu. Mimo tego, że powietrze było jeszcze wilgotne wiedziała, że za chwilę to orzeźwienie minie. Czuła suchość w gardle. No tak, nie piła już od dłuższego czasu, za to nadmiernie się przemęczała, jak to miała w zwyczaju. Nadal wydawało jej się, że jest w stanie zrobić więcej, lepiej, jednak kiedy raz po raz lądowała u Plusk, medyczka jakby zwracała większą uwagę, cóż koteczka wyczynia, że wraca co chwilę z obdrapaniami, większymi lub mniejszymi, zakażonymi, lub nie, ale zawsze z obdartą skórą. Łuska zawsze odmawiała wyjaśnień, ewentualnie zganiała winę na kamienie lub kolczaste krzewy i chociaż starała się, nie zawsze uchodziło jej to płazem. W rzeczywistości rany pozostawiał jej ojciec, którego kotka podświadomie się bała… jednak przecież taki ojciec powinien być – powinien wzbudzać respekt, szacunek i odrobinkę strachu. Inaczej nikt, by się go nie słuchał i wychowanie jego potomstwa byłoby o wiele trudniejsze. Uczennica sapnęła, a raczej wydała z siebie niezidentyfikowany gardłowy odgłos, czując ból w zakwaszonych mięśniach i łapie, która pomimo dosyć szybkiego regenerowania się, nadal dawała uczennicy w kość. Racja. Przecież wczorajszego dnia latała po lesie w poszukiwaniu ziół dla Plusk, czym uszkodziła sobie nieco ową łapę i na dodatek dostała takiej zadyszki, że nie mogła złapać oddechu. Zawsze czuła, że rola medyka byłaby dla niej czymś idealnym, jednak pod wpływem lat i coraz częstszych kar od Szpaka, zdecydowała na zawsze – zostanie wojowniczką, choćby nie wie co. Przecież jest dużo kandydatów na ucznia medyka, a stanowisko, to i tak jest już zajęte przez Witkę. Nie żeby miała coś do tej vanki, wręcz przeciwnie, podziwiała ją za wytrwałość. Tak czy inaczej, dymna była pewna, że w tej przynajmniej sytuacji nic nie zmieni. Wyprostowała się, unosząc głowę do góry, aby wyglądać, jak należy przed klanem i wyszła z legowiska, wydając przy tym delikatny szelest, który natychmiast zarejestrował Gęgawa. Uczeń Komarnicy zerknął na nią, przymrużając brązowe ślepia. Drgnęła niezauważalnie ogonem, czując się nieco niepewnie pod jego, jakby oskarżycielskim spojrzeniem. Nie skomentował jej wczesnego wyjścia z legowiska, jedynie wstał i usiadł obok niej. Łuska, uspokajając się, że ten nic do niej nie ma, rozluźniła się, siedząc z przyjacielem w komfortowej ciszy.
— Planowałam pójść na polowanie. Teraz można złapać więcej zwierzyny, póki jeszcze jest chłodno. — Miauknęła. Niby nie musiała, jednak czuła potrzebę wytłumaczenia się ze swojego postępowania.
— Rozumiem — Burknął tylko uczeń, podnosząc się z siadu. — W takim razie idę z tobą, jedzenie zawsze się przyda, szczególnie kiedy kotów jest tak dużo w klanie.
Łuska nie miała nic przeciwko. Polubiła towarzystwo tego ucznia, nawet jeśli ten nie wyrażał w ich relacji wzajemności, którą można by zauważyć gołym okiem. Uśmiechnęła się, pocieszona jego obecnością i ruszyła w stronę wyjścia z obozu.
***
Łapy Łuski zadudniły o ziemię, dając znać całemu lasowi, że kotka właśnie gania za swoją ofiarą. Zacisnęła zęby, powstrzymując chęć gwałtownego zatrzymania się, aby ulżyć nieco łapie. Potem pójdzie z tym do medyczki. Kotka wybiła się do skoku, po chwili lądując przy brązowym szaraku. Chwyciła zająca za kark, podduszając zwierzę. Nie przepadała za brudzeniem się krwią, toteż właśnie tak zabijała swoje ofiary. W końcu tak było skuteczniej i estetyczniej.
— Strasznie hałasujesz.
Dymna podskoczyła zjeżona, usłyszawszy za sobą szorstki głos Gęgawy. Szybko jednak wygładziła sierść i spojrzała na niego.
— Znowu zachodzisz mnie od tyłu, nie nudzi ci się straszenie znajomych? — Uśmiechnęła się krzywo, chcąc zakryć tym pulsujący ból w całym ciele.
— Nie robię tego celowo. — Odpowiedział tylko i zerknął na szaraka leżącego u łap Łuski. Nic jednak nie powiedział. Wskazał łapą na dołek, w którym leżała mysz.
— Nieźle, polowanie uznaję za skończone, zresztą i tak zwierzyna chowa się już w norach. — Wymruczała, zabierając swojego zająca z uschłej ziemi.
Gęgawa również wziął mysz. Dwójka uczniaków powędrowała z powrotem do obozu.
<Gęgawo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz