Stęknęła, gdy ochota na rzyganie powróciła. Zatrzymała się w półkroku, zaraz jednak kontynuując marsz. Nie miała zamiaru odpuścić - pójdzie po swoją babę, choćby miała ją za wąsy z legowiska wytargać. Przymknęła ślepia węsząc. Co prawda jej zmysły były obecnie cholernie zaburzone, podobnie jak jej koordynacja ruchowa, nie zamierzała jednak spocząć na laurach. Co to, to nie!
Czknęła prąd do przodu, świat jej cholernie wirował, jednakże skoro się uparła - nie miała nawet zamiaru rezygnować. Jakimś cholernym cudem udało jej się nawet dotrzeć pod ogrodzenie, o które oparła się łapami. Drut zabrzęczał, poruszając się lekko. Kocica zmarszczyła brwi, nabierając powietrza w płuca.
— KONOPIIIJAAAAAAAAAAAA! — wrzasnęła, waląc przednimi łapami w ogrodzenie, które brzęczało co raz głośniej i głośniej. Rozzłoszczona, że jej Julia natychmiast się nie pojawiła, tupnęła łapą prychając i warcząc, co najmniej jakby całe drzewo wbiło jej się w tyłek — NO KONOPIJAAAAAAAAAAAA! — czknęła, opierając czoło o metal.
— C-chyba jej w dumu ni ma — miauknął cicho Wieczornik, grzebiąc łapą w kupce błota, po czym wysmarował sobie nim okolice oczu — Te, mordo, pacz - szopem jestem — zachichotał głupkowato.
Węglowej nie było jednak do śmiechu, zacisnęła szczęki, czując jak w jej oczach zbierają się łzy.
Skoro jej nie było odpowiedź była prosta - nie kochała jej. Zboże przetarła załzawione ślepia, smarkając we własne futro. Jej przyćmiony zjedzonymi owocami, których świeżość była wątpliwa, mózg zdawał się powoli wyłączącać.
— C-choć do dumo — bąknęła, wymijając kocura, ciągnąc przy tym swój ogon po ziemi. Przysięgła sobie, że jeszcze tu wróci. Na razie musiało odechcieć jej się rzygać. No i zdechnąć. Pociągnęła jeszcze raz nosem, becząc w futro Wieczornika praktycznie całą drogę. Jak dotarli cali i zdrowi do domu? Tego sam cholerny klan gwiazdy nie wiedział.
— Chrobotek na ciebie czeka, mamo — miauknęła kotka, ponaglając rodzicielkę, która prychnęła niezadowolona
— Przecież jej mówiłam, że ma wolne... — syknęła, wstając. Od ostatniej durnej akcji jej oraz Wieczornika minęło parę księżyców. W tym czasie rudy kocur zdążył już pozbyć się Ognistej Łapy, którego przeniesiono do kociarni. Kocicę ciekawiło, czy jej przyjaciel przyzna się liderowi, że kilka razy zlał mu ryj.
Śmierć Żytniego Pola, wznowienie treningu Zbożowej Łapy... to wszystko sprawiło, że bengalka jakoś żyła, nie myślała zbytnio o przeszłości bo zwyczajnie nie miała czasu. Spędzanie czasu z Wieczornikowym Wzgórzem, to z Jesionowym Wichrem, częste patrole łowieckie oraz graniczne, do tego treningi z Chrobotkową Łapą... To wszystko sprawiało, że nie miała zwyczajnie czasu na jakieś żałosne smęty. Podobne zachowanie zauważyła u swojej córki, która jakoś zbytnio nie płakała po swojej drugiej matce. Coś tam może była smutna przez dwa wschody słońca, później jej przeszło. Jedynie co, to nie wyrażała się zbyt przychylnie o martwej wojowniczce, wręcz jechała po niej niczym po dzikiej świni.
— Cześć gnojku — miauknęła, uderzając barkiem zamyślonego wojownika — Gdzie twój pupilek? — zamruczała rozbawiona, na co zarobiła przez łeb. Mieli już tyle księżyców a ich stosunki między sobą ani trochę się nie zmieniły.
— Kisi spasioną dupę w kociarni. Na całe szczęście, bo aż miałem mu ochotę łeb przy samej dupie urwać — mruknął pod nosem. Zboże zamieniła kilka słów ze swoją uczennicą, przypominając jej, że dziś ma wolne. Speszona koteczka przeprosiła, po czym odeszła gdzieś z Borówkowym Liściem.
— No jestem w szoku, że nie srasz z radości na jego widok — zamruczała rozbawiona — Przyznaj, ile razy żeś mu wklepał, hm?
piękne to z szopem
OdpowiedzUsuń