Pieprzona wronia strawa! |
Bocian warcząc przybliżał się do Nornicy. Z niezadowoleniem prychał i syczał na kotkę. Jego ogon poruszył się z gniewem. Wojownik napiął mięśnie gotowy wykonać skok i zatłuc ten krowi rów. Nornica domyśliwszy się jego zamiaru spojrzała najpierw na niego, potem na Konopię, burknęła coś pod nosem, zanim rzuciła się do ucieczki. Bocian popędził za nią, a szylkretka skierowała się do legowiska medyków.
Kocur pędził za czarną, wyciągając przed siebie łapy. W jego oczach migotał gniew, który tylko dodawał siły jego łapą. Wybiegli z obozowiska, pędząc dalej przed siebie. Bocian chciał dorwać Nornicę i zacisnąć zęby na jej krtani, bez względu na konsekwencje. Z resztą te go nie obchodziły. Dorwanie i okaleczenie "siostry" byłoby odpowiednią nagrodą. Kocur nie zwalniał swojego biegu, nawet gdy zaczęli zbliżać się do Ogrodzenia. W pewnym momencie Nornica wykonała ruch tylnymi łapami i sypnęła mu piaskiem w oczy. Bocian zahamował gwałtownie. Syknął ze złością, łapą próbując wytrzeć oczy. Zamrugał nimi kilkukrotnie i rozejrzał po okolicy. Po czarnej kocicy nie było ani śladu.
Tchórz!
Warknął wściekły. Jeśli dopadnie ją kiedyś w swoje łapy.... to będzie całkowity koniec dla córki puszczalskiej karmicielki. Bocian odwrócił się i zawrócił z powrotem do obozu. Droga minęła mu trochę wolniej, ale liczyło się, że ostatecznie znalazł się na miejscu. Zwrócił uwagę na Konopię, która wycofała się z legowiska Wschodu. Podszedł do niej. Szylkretka spojrzała zapłakana na zdyszanego Bociana.
— Uciekła mi.
Konopia wtuliła się w białe futro kocura.
— Czemu? Czemu to znów musi się dziać...? — miauknęła ze smutkiem.
Mruknął pod nosem. Chyba nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie. Nie ulegało żadnym wątpliwością, że Nornica całkowicie upadła na głowę. Pozwolił by kotka wtuliła się w jego futro. Sam zmrużył oczy i otworzył pysk, żeby wyczuć lepiej odór śmierci.
— Śliwka...?
— Nie żyje. — pociągnęła nosem Konopia. — Za późno przybyłam...
Koniuszek białego ogona poruszył się z napięciem. Zacisnął zęby, ale z jego gardła wydobyło się i tak warknięcie. Już ciul z Śliwką, kotka jak kotka, ale zniewaga Nornicy wcale mu się nie podobała. Kocica nie miała prawa się rządzić! Tylko najsilniejsi mogli decydować w grze życia i śmierci.
— Słaba była. — mruknął. — Zakopiemy ciało i wszystko wróci do normy. A Nornicą nie ma co się martwić... jeśli jej życie miłe to nie wróci.
— Co to miało być? — burknął.
— Szyszka patrzy. — szepnęła córka Bazylii i nosem wskazała na czarną kotkę.
Bocian podążył za jej spojrzeniem. Faktycznie liderka się im przyglądała czujnym wzrokiem. Położył uszy w ostrzegawczym geście, odsłaniając przy okazji kły. Nie doszło do żadnej konfrontacji. Konopia znowu trąciła go ogonem w ucho, zmuszając do skupienia swojej uwagi właśnie na niej.
— No?
— Myślisz, że wróci? — szylkretka podniosła się na równe łapki. Spotkanie społeczności dobiegło końca. Otrzepała śliczną sierść z kilku nieczystości, głównie piachu i strzępków liści. Kotka wyprostowała się, rozglądając po zgromadzonych pobratymcach. — Może znajdzie Czermienia.
— Brednie. Czermień rozpłynął się w powietrzu. — odparł Bocian, leniwie się przeciągając. Idąc za przykładem kotki również podniósł się z ziemi. — A co, wyczuwasz jakiś tragiczny romans? Już widzę Czermienia jako romantyka.
— Nie nabijaj się, lisi bobku! — mruknęła w odpowiedzi kotka. — Nigdy nie twierdziłam, że będą razem.
— Prędzej rzygnę.
— To rzygaj, tylko z dala ode mnie!
— Najwyżej zafajdam ci futro. — wywrócił oczami syn Pszczółki. Na poparcie swoich słów zaczął wydawać dziwne dźwięki. Nic dziwnego, że oberwał solidnym kuksańcem w żebra.
skip
— Byłoby lepiej gdybyś tam zdechła.
Po tych słowach kocur odwrócił się i pomknął do wyjścia z obozu, gdzie zauważył stojącą Konopię. Kotka wróciła z treningu. Pobratymcy kręcili się bez celu po obozowisku, wnerwiając przy okazji Bociana. Syn Chmurki zatrzymał się przed szylkretową kotką i strzelił ją ogonem w grzbiet na powitanie.
— Stawy ci już nie doskwierają?
Konopia zastrzygła uszami na jego słowa. Usiadła, owijając ogon strzelnie wokół łapek. Bocian poszedł w ślad za nią, całą uwagę skupiając na przyjaciółkę. Mimo wszystko jego zmysły były wyczulone na każdy szelest. Był czujny od kociaka i to nigdy mu nie minie. Po tylu wydarzeniach znał swoją siłę i wiedział, że bierze się z każdego skrawka jego osobowości i ciała.
— Mhm... czasami. — stwierdziła.
Wzruszył ramionami.
— Starzejesz się.
Do końca nie wiedział, czy była to poprawna diagnoza. W końcu jeśli z kotką działo się coś niepokojącego, to sensownie powinna udać się do Wschodu. Za nic mu się jednak śniło opowiedzieć bratu o problemach szylkretowej albo wysłać ją do jego legowiska. Zamiast tego wolał po prostu sądzić, że jest to spowodowane wiekiem wojowniczki i jej minie.
Piorun wparował do obozu z wiewiórką w pysku. Prychnął na swoją mentorkę, zanim rzucił piszczkę byle jak na najbliższą stertę pożywienia. Nawet na nią nie spojrzał. Bocian wywrócił oczami. Bachor i jego humorki. Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie.
— Jak idzie trening Gruszy?
Głos Konopi wyrwał go z obserwacji znajdki. Zwrócił ślepia w stronę kotki. Grusza był jego pierwszym i tym samym najważniejszym uczniem, którego kocur surowo szkolił w ścieżce wojownika. Kocur był cichy, więc nawet nie pyskował i wykonywał wszystkie polecenia mentora.
— Znośnie. Coś z niego będzie. — mruknął. — A Piorun mocno daje w kość?
— Bywa upierdliwy. — miauknęła wojowniczka. — Nie zawsze się przykłada do zadań.
— Jak coś to mogę z nim pogadać. — znudzony liznął się po łapie. Nie kusił się nawet o schowanie pazurów. Ich ostrość niejednego przeciwnika mogła przestraszyć.
— Już widzę jak cię słucha. — wywróciła ślepiami.
Bocian oburzony prychnął. Siłą by przemówił gówniarzowi do rozumu i ten skończyłby fikać. Spojrzał na niebo. Słońce unosiło się na najwyższym punkcie, tylko odrobinę kryjąc się za chmurami, leniwie sunącymi po błękitnym tle. Nie czuł nawet odrobiny wiatru. Innymi słowy pogoda była odpowiednia do wyrwania się z obozowiska.
— Polowanie, mysi móżdżku? — zaproponowała wojowniczka, strosząc sierść na karku.
Bocian wygiął szyję, przez co kilka kości wydało charakterystyczny dźwięk. Kocur liznął się po pysku ze znudzeniem. Szylkretka nie czekając na jego łaskawą odpowiedz skierowała się do wyjścia, przekraczając próg obozowiska i zmierzając głęboko w tereny owocniaków. Bocian dopiero po dwóch uderzeniach serca skierował się za nią. Musiał w pewnym momencie przyspieszyć kroku, żeby dogonić przyjaciółkę, która parła przed siebie równym, dynamicznym krokiem. Wyszło ostatecznie na to, że dwójka kotów przyspieszyła, puszczając się biegiem przez sad.
i znowu skip
— Jak się nie przestaniesz gapić, to ci wydrapię oczy! — odwrócił się zjeżony.
Kostka obserwowała go z bezpiecznej odległości, siedząc przy stercie zwierzyny. Tajfun rozmawiała niedaleko z Madzią. Matka Owieczki zapewne znowu się na coś żaliła. Z resztą mało ważne.
— Spróbuj tylko, to ci urwę jaja. — odwarknęła Kostka.
Biały wysunął pazury i zbliżył się niebezpiecznie do kotki.
— Ktoś tu prosi o dostanie w zęby. — syknął, mierząc ją chłodnym spojrzeniem.
— Bocian!
Rzucił ostatnie ostrzegawcze spojrzenie na tą bezczelną karmę dla wron. Podszedł niechętnie do Konopi, wpatrującej się w niego z gałęzi. Kotka zwinnie ześlizgnęła się na dół. Z głośnym hukiem znalazła się przed nim, wbijając w niego wielkie, zielone oczy.
— Nic nie mów! Tracę nerwy przez tą gówniarę. — spiorunował wzrokiem Kostkę. Potem znowu przeniósł odziedziczone po matce oczy na Konopię. — W czym ona przypomina twoją siostrę bądź Żurawia?
— Może wdała się w wujka?
— Musisz mnie dobijać, mysi bobku? — prychnął. Uniósł jedną brew. Ostróżka i Konopia dalej żyły w konflikcie. Wielka szkoda. Obie kiedyś się razem trzymały. Dobrze byłoby wrócić do tamtego okresu. — Ale już wkrótce mnie popamięta. Wszystko już prawie gotowe....
uwuw pikne
OdpowiedzUsuń