Kiwnął łepkiem i odbiegł zbadać swoje nowe posłanie. Gdy szedł, zaczął rozmyślać o tym, co spotkało Jarzębinową Łapę, ale uciekło mu to z głowy, kiedy tylko poczuł obce zapachy. Musiał teraz wybrać sobie jakieś posłanie! Tylko jakie? Rozejrzał się, natrafiając wzrokiem na Zroszoną Łapę, która już sobie mościła mech. Idealnie! Na pewno koło siostry! Będzie miło i przytulnie!
- Cześć Roso, znaczy Zroszona Łapo! - miauknął do kotki. - Mogę spać obok, proszę! - Zrobił swoje słodkie oczka.
Rosa jak to Rosa, zgodziła się, dzięki czemu mógł zabrać się do pracy. No tak. Przydałby się jakiś mech... Ale czym on się martwił? Było go tu dużo. Przyciągnął sobie jakieś posłanie i się na nim ułożył. Musiał iść spać, aby wstać i udać się na trening.
***
Szedł obok swojej mentorki, gderając jej nad uchem. Chciał wiedzieć absolutnie wszystko, co będą dzisiaj robić. Kocicy to chyba się nie podobało, bo kazała mu zamknąć jadaczkę. Dziwne określenie, na dodatek się za szybko denerwowała. No ale cóż. Przynajmniej nie była taka brzydka jak Lisia Gwiazda. Na dzisiejszym treningu zwiedzali tylko tereny. Pewnie dla wielu uczniów to straszna nuda, jednak nie dla Zimorodkowej Łapy. Rozglądał się dookoła, wąchał drzewa, nawet lizał liście, aby zapamiętać szczegóły otoczenia. Biedna Tańcząca Pieśń musiała ciągle się zatrzymywać i go poganiać, nazywając mysim móżdżkiem. Nawet mu się to określenie spodobało.
- A kiedy będę polować? Muszę złapać dla brata super zwierzynę! Taką sarnę na przykład!
Mentorka prychnęła wyjaśniając, że prędzej złapie kleszcza niż upoluję taką zwierzynę. A czym był ten kleszcz? Może to nie takie głupie rozwiązanie? Upolować kleszcza dla braciszka?
- Jak wygląda kleszcz? Chcę go upolować!
- To wbiegnij w najbliższe krzaki. - prychnęła.
Chyba się nie spodziewała, że to zrobi, a jednak... Zimorodkowa Łapa wpadł w krzaki, szukając zdobyczy. Widząc jednak same pożółkłe liście, które na dodatek się na niego zwaliły, przybrał zasmucony wyraz mordki.
- Nie widzę tu kleszczy!
Tańcząca Pieśń chyba miała dość, bo zarządziła powrót. I tak wracał... Bez prezentu dla brata.
***
Powrót do obozu minął im szybko. Za szybko. Tylko wszedł i już zobaczył brata, który właśnie wychodził z legowiska wojowników.
- Braciszku! - zawołał do kocura.
Szczawiowy Liść zatrzymał się i skupił na nim spojrzenie. Eh... Musiał teraz wyjaśnić mu, że zawiódł. Powoli się zbliżył i klapnął tyłkiem na ziemi.
- Nie udało się... Nie było sarny... Nawet kleszcza! A chciałem dla ciebie go złapać... - westchnął ze smutkiem. - Tańcząca Pleśń tylko pokazywała mi tereny. Całkiem duże. Większe od naszego obozu!
<Szczawiowy Liściu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz