Wiele widziała w swoim życiu. Nie brzydził jej zapach krwi, ani jej widok. Przetrwała wojnę, zabiła nie jedną zwierzynę, była świadkiem okrucieństwa i niesprawiedliwości świata. Tego się jednak nie spodziewała, chociaż intuicja gdzieś z tyłu śmiała się, krzycząc "A nie mówiłam!". Żółte ślepia pozostały szeroko otwarte z szoku, który stopniowo przemienił się z zawód.
- Pilnujcie go! - liderka rzuciła polecenie, a wojownicy od razu otoczyli przeszczęśliwego Czermienia.
Czarna kocica podeszła od razu do nieprzytomnego Pędraka, którego pierś unosiła się i opadała coraz wolniej. Kazała posłać po Wschód. Stan jej dawnego ucznia, był bardzo ciężki. Mogła to stwierdzić, nawet nie znając się na leczeniu. Miała ochotę położyć się przy nim i pocieszyć, że mu pomogą, żeby nie odchodził w stronę światła, że jeszcze będzie biegał. Nie mogła jednak wykrztusić z siebie ani jednego słowa. W końcu nie wiedziała, co z nim będzie. Stan Pędraka mógł się pogorszyć, jeśli nie zareagują na czas. Wbrew sobie spojrzała w miejsce, które wcześniej zdobiła łapa. Krew. Pełno krwi. Brodząca ziemię wokół, niosąca ze sobą zapach nadchodzącej śmierci. Szyszka odwróciła wzrok, żeby nie wpatrywać się w oderwaną skórę. To było zbyt makabryczne. Po raz kolejny zadała sobie pytanie, czy dało się tego uniknąć? Może jakby cofnąć czas i od początku... Nie dokończyła swojej myśli. Nie dało się nic zrobić. Musiała to zrozumieć. Czermień urodził się zły. Nie było to winą jego rodziców, Klanu Nocy, ani nawet jej samej, chociaż jako przywódczyni powinna się troszczyć o każde życie. Czermień był chory. Jego czyny nie miały usprawiedliwienia. Chciał zabić Pędraka. Chciał okaleczyć Cichą. Kto wie do czego jeszcze byłby zdolny. Może nawet do zabicia własnej siostry, brata? Potwór. Tak jak mówili o nim inni, nigdy ona sama. Mimo dobrego serca i łagodnej duszy, nawet Szyszka nie potrafiła teraz myśleć o nim inaczej. Stracił raz na zawsze w jej oczach, utraciła co do niego nadzieję i wiedziała, że nie chce go widzieć w swoim klanie, gdzie każdy miał się czuć bezpieczny i kochany.
Skierowała łapy w jego kierunku. Dostrzegła pełne nienawiści spojrzenie kocura. Chciał jej śmierci? Może ona byłaby następnym celem, gdyby nie odkryli jego próby morderstwa na czas? Albo czymkolwiek był atak na niewinnego Pędraka. Owszem, naśmiewał się z Czermienia, nazywając go "Bursztynkiem", ale na Klan Gwiazdy, to nie był powód, żeby go krzywdzić! Rozczarowanie dawno odeszło, chociaż szczerze chciała, by czuła tylko to. Złość pojawiła się błyskawicznie, jeszcze zanim zdołała ją stłumić. Pozwoliła sobie na gniew, zalewający całe jej ciało od nosa, po czubek ogona, który poruszał się ze zirytowaniem. Ostatni raz tak się czuła, gdy Klan Nocy odebrał Klanowi Lisa dom i pojmał koty w niewolę.
- Co tu się stało? - zażądała wyjaśnień.
- Sprawiedliwość. - wycharczał. - To się nazywa sprawiedliwość.
Pysk przywódczyni wykrzywił się w grymasie.
- Nazywasz to sprawiedliwością?! - warknęła. - Ja tutaj widzę okrucieństwo. Zemstę ucznia, który nie zrozumiał, na co była ta degradacja. Zwykłego lisiego bobka, bez żadnych zasad moralnych.
Jego uśmiech był niepokojący. Kryło się w nim dzikie szaleństwo. Pragnienie, by powtórzyć swój czyn. Szyszka zjeżyła futro. Cała sytuacja bardzo jej się nie podobała.
- Zabierzcie go do obozu. I dopilnujcie, żeby nigdzie nie uciekł.
Towarzysze skinęli głowami. Sokół mocno chwycił Czermienia za kark, wraz z pomocą Szakłaka. Dwójka pozostałych pobratymców ruszyła za nimi, poganiając syna Muszelki zniecierpliwionymi syknięciami. Szyszka przysiadła przy Pędraku. Zostanie z nim. Dopóki nie pojawi się Wschód.
***
Chociaż obóz znajdował się niedaleko, Szyszce zdawało się, że zanim tam dotarli upłynęło kilka księżyców. Łapy zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, czując zmęczenie jej własnej duszy. Mimo wszystko kotka zachowała stanowczy wyraz pyska, a jej postawa cały czas była pewna. Przywódczyni musiała dawać dobry przykład swoim pobratymcą. Do tego wbrew pozorom, Szyszka należała do silnych kotów, nie tak łatwo było ją złamać.
Obserwowała bez cienia strachu, jak Czermień prowadzony jest do chwilowego więzienia. Nie byli przygotowani na taką ewentualność, więc chwilowo kocur został poprowadzony do starej nory, w której dawniej Pszczółka miała legowisko, zanim odkryli lepsze, większe i bardziej wygodnie miejsce, gdzie obecnie mieściło się legowisko medyka. Czermień nie zdołał się nawet odwrócić, by na nią spojrzeć, prowadzony przez czwórkę strażników. Szyszka poczekała chwilę, zanim podążyła w stronę krzewów oplatających śliwę. Wchodząc do środka, owiał ją zapach ziół. Wschód krzątał się po legowisku, szukając różnych potrzebnych ziół, natomiast Brzoskwinka i Śliwka, na zmianę pilnowały opatrunku Pędraka. Czarnulka podeszła bliżej. Bok wojownika unosił się rytmicznie, chociaż słabo. Co jakiś czas nabierał gwałtownie powietrza, zanim wydawał z siebie głośny krzyk bólu. Jego łapa, a właściwie to, co z niej pozostało, było w tragicznym stanie. Pajęczyna cała zakrwawiona, zwróciła jej uwagę na długo przed tym, aż córki Leszczyny się jej pozbyły, by zmienić bandaż na czysty. To wywołało kolejny krzyk oraz utratę szkarłatnej cieczy przez kocura. Pędrak otworzył ślepia, drąc się na całe gardło. Wschód znalazł się przy nim w ciągu jednego skoku, szybko wkładając mu do pyska dwa ziarenka maku, mające ukoić ból i przynieść sen. Nie pomogły. Chociaż kocur zdawał się zasnąć, wciąż poruszał się niespokojnie, krzywiąc i piszcząc. Ten widok rozdzielał serce liderki. Gdyby Agrest widziała w takim stanie swojego syna, pewnie dawno by wpadła w rozpacz. Nie żyła takiego widoku najbliższego, żadnemu kotu.
- Będzie żył? - to było pierwsze, co przyszło jej do głowy. Zwykłe "Co z nim?", wydało się teraz pustym pytaniem, na które i tak znała odpowiedz.
Wschód spojrzał w jej kierunku. W jego oczach widziała zmęczenie. Zdawał się teraz być o wiele starszy, niż w rzeczywistości był. Westchnął ciężko.
- Najbliższe dni to pokażą. Stracił bardzo dużo krwi oraz łapę. Nawet jeśli przeżyje ten atak, nie będzie mógł pozostać wojownikiem. - mruknął syn Pszczółki.
Szyszka zacisnęła zęby, by nie wydobyć z siebie wiązanki przekleństw, skierowanych w stronę Czermienia. Przez niego to wszystko! Biedny Pędrak, bardzo mu współczuła. Stracił w jednej chwili tak wiele. Modliła się tylko żeby los nie odebrał mu życia.
- Zrób wszystko, żeby go uratować. - miauknęła czarnulka, przenosząc błagalne spojrzenie na medyka. Wschód zaszurał łapką po ziemi, zanim przytaknął nieśmiałym ruchem głowy.
- Tak zrobię.
Szyszka z nieopisanym teraz wyrazem mordki, wpatrywała się w pracujących uzdrowicieli. Oni przeżywali to równie mocno jak ona, przy tym świadomi odpowiedzialności za życie kocura. Nie będzie jednak miała do nich żalu jeśli zawiodą. Nie każdą ranę dało się uleczyć.
Usłyszała dźwięk kroków, więc odwróciła w tamtą stronę pysk. Spodziewała się ujrzeć Szakłaka, składającego jej raport, jednak on musiał pozostać na pilnowaniu Czermienia. Nie stanowił może zagrożenia, bo lisiaki bez trudu pokonaliby młodzika, ale wolała mieć pewność, że nie ucieknie. Wysunęła pazury. Była gotowa bronić swoich klanowiczów za wszelką cenę. Nawet jeśli przyjdzie jej wygonić kocura za pomocą własnych pazurów. Błysk, wyczuła najwidoczniej jej zamiar, gdyż stanęła na chwilę w miejscu. W końcu chodziło o jej brata. Tylko, czy dalej był dla niej kimś tak szczególnym? W oczach Błysk dostrzegła smutek. Wojowniczka stanęła przy jej boku. Utkwiła spojrzenie w leżącej sylwetce Pędraka.
- Ja z nim zostanę. - miauknęła z uporem w głosie.
Szyszka przejechała łagodnie ogonem po jej boku. Wszyscy byli zmęczeni, a to dopiero początek. Kotka wycofała się, ostatni raz zerkając na dawnego wychowanka, zanim ruszyła przez obozowisko. Nie zwracała uwagi na szelest liści pod łapami, ani wiatr muskający jej sierść. Nie przejmowała się odgłosami dobiegającymi z oddali, ani szeptem pobratymców próbujących odnaleźć się w nowej, tragicznej sytuacji. Informacje szybko się rozchodzą.
Leszczyna siedziała przy jabłoni, wraz z Jabłkiem i Stokrotką. Na widok przyjaciółki, podniosła się jednak prędko, podbiegając do niej od razu. Szyszka poczuła jej słodki zapach, gdy Leszczynka przycisnęła swoją sierść do tej jej, w przyjemnym przytuleniu. Wojowniczka liznęła ją za uchem, jakby to miało być pocieszenie. Szyszka wtuliła pysk w jej ciepłą sierść na moment, zanim się odsunęła, by spojrzeć w jej zielone ślepia. Zawsze była obok, gdy jej potrzebowała. Nie mogła sobie wyobrazić nawet lepszej przyjaciółki.
- Widziałam Pędraka. Jest w okropnym stanie. Wschód robi co może, żeby go uratować. - wyszeptała. Słowa ledwo opuściły jej pysk. Nie płakała jednak. Zachowała zimną krew.
Leszczyna odwróciła wzrok, wpatrując się kilka uderzeń serca w jedną z mniejszych jabłoni, zanim ponownie utkwiła wzrok w oczach swojej przyjaciółki.
- Rozszarpię Czermienia osobiście. - syknęła. - Za to co zrobił, należy mu się tylko śmierć.
- Masz rację, ale jeśli go zabijemy, zniżymy się do jego poziomu. - wygłosiła swoje myśli na głos.
Leszczyna zmrużyła oczy. Jej futro zjeżyło się, natomiast pazury wysunęły w ostrzegawczym geście.
- On chciał zabić Pędraka! Nie zasługuje by oddychać tym samym powietrzem co my! Owocowy Las miał być bezpieczny. Uciekliśmy Klanowi Nocy nie po to, by znowu bawić się z zagrożeniem!
- Wiem to. - mruknęła czarnulka, również mrużąc oczy. - Dostanie karę. Możesz być pewna. Ale będzie na moich własnych zasadach.
Wyminęła Leszczynkę. Udała się w stronę wielkiej jabłoni, w głowie przygotowując już odpowiednią przemowę, którą wygłosi w obecności wszystkich pobratymców. Czermień nie był ich pobratymcem. Nigdy nie uważał się za jednego z nich. Nie miał skrupułów, żeby zaatakować lisiaka. Był obcy. Nieznajomy. Posiadał w sobie zbyt dużo nienawiści. Nie zamierzała pozwolić komuś takiemu skrzywdzić kolejnego z jej pobratymców. Była gotowa walczyć za każdego z nich. Miała gdzieś, czy kocur będzie chciał się zemścić, czy odejdzie bez słowa. Nie bała się go. Uważała, że był słaby - nie fizycznie, nie psychicznie - jego słabość brała się z tego, że przez krzywdzenie niewinnych, starał się udowodnić siłę, której posiadanie nie było mu dane. Atakował jednostki, które nie miały z nim szans, zamiast stanąć pysk w pysk z wyszkolonym przeciwnikiem. Była przekonana, że taki Szakłak, Sokół, czy nawet Lśniący Księżyc, potrafiliby odebrać życie czarnemu w kilka uderzeń serca, posługując się doświadczeniem i opanowaniem. Tego Czermień nie posiadał. I już nie posiądzie, zbyt zepchnięty w mrok.
Wbiła pazury w korę drzewa, wspinając się na nie szybkim ruchem. Ulokowała się na Wysokiej Gałęzi, chwilę na niej balansując, nim złapała odpowiednią równowagę. Kilku lisiaków już zebrało się pod drzewem, gotowe wysłuchać liderki, spodziewając się, że to nie będzie zwykłe spotkanie grupy ani mianowanie jakiegoś członka Owocowego Lasu. Szyszka również to wiedziała. W jej ślepiach można było dojrzeć powagę, malującą się także na czarnym pyszczku. Wezwała do siebie grupę głośnym, pewnym głosem, obserwując jak powoli rośnie tłum. Nawet Perła wyjrzała ze żłobka, próbując się dowiedzieć, o co też może chodzić. Spotkania zdarzały się rzadko, stąd płynęła ich wyjątkowość, ale również ogromne znaczenie.
Wreszcie natrafiła spojrzeniem na Czermienia. Kocur został wyprowadzony przez strażników, nie odstępujących go nawet na krok. Warczeli. Pazury pozostały w gotowości. Gdyby Czermień próbował jakiejś sztuczki, mógł być pewny, że nie skończy się to dla niego dobrze. A wręcz boleśnie.
Szyszka zamknęła na chwilę ślepia, żeby wsłuchać się w melodię graną przez naturę, zanim ponownie je otworzyła. Czekali. Czuła palące spojrzenia pobratymców. Byli ciekawski, ale chyba jeszcze bardziej rządni kary dla ucznia. Mogła przysiąść, że czuła na sobie także wzrok Czermienia, palący nienawiścią i żądzą mordu.
- Nie potrzebuje słuchać kolejnego twojego tłumaczenia, Czermieniu. Widziałam dostatecznie dużo.
Zaatakowałeś Pędraka, czyniąc mu krzywdę, ale na twoje szczęście, nie zdążyłeś odebrać mu życia. Przeżył i powinieneś za to podziękować losowi, gdyż był to jeden z powodów przez które uniknąłeś śmierci. Nie będziemy zniżać się do twojego poziomu, nie potrzebujemy rozlewu krwi by określić siłę. Wraz z zaatakowaniem Pędraka, raz na zawsze udowodniłeś, że nigdy nie byłeś częścią naszej społeczności. Nie masz prawa uważać się za jednego z nas, zhańbiłeś swoje imię oraz krew rodziców. - wykrzyknęła. Twoi rodzice nie zawinili niczym, żeby mieć takiego syna. Ale mimo całego zła jakie uczyniłeś, pewnie nie potrafiliby cię znienawidzić. Ja natomiast właśnie to zrobiłam.
Wbiła pazury w gałąź. Jej sylwetka była wyprostowana, taka jaka przystała na władcę. Lisiaki zamilkły. Z dołu dobiegło ją natomiast warknięcie. Strażniki jeszcze bardziej zbili się obok czarnego kocura, sycząc na niego z wrogością. Kontynuowała.
- Na twoje postępowanie, nie ma żadnego wytłumaczenia. Nienawiść, która tobą rządzi, jest zbyt duża i pewnego dnia, mam nadzieję, że ciebie zniszczy. Przestałeś być członkiem Owocowego Lasu. - machnęła ogonem. Pobratymcy podchwycili ten niby mały gest, ale mający być symbolem dokonywania wyroku. - Kieruję tą decyzję do wszystkich, żeby usłyszeli i zrozumieli mój wybór. Począwszy od tego dnia, każde pojawienie się w sadzie Czermienia, będzie uznane za dostateczny powód, żeby odebrać mu życie. Czermieniu. - teraz zwróciła się do kocura. Jej głos był twardy, pyska nie zdobił uśmiech. - Zostałeś wygnany z Owocowego Lasu. Opuść moje terytorium i nigdy więcej nie wracaj.
Czas pokaże, czy przyjdzie im kolejny raz się spotkać i w jakich to będzie okolicznościach. Osobiście jednak sądziła, że wraz z jego opuszczeniem Ogrodzenia, zapanuje przez większy czas spokój. Nie żałowała swojej decyzji. Uniosła dumnie głowę, jeszcze bardziej podkreślając, że nie żartowała. Czermień był zagrożeniem, a ich należało się pozbyć.
<Czermień?>
Ale długie o kurde ale akcja
OdpowiedzUsuńbrawo szyszunia tak trzymać
OdpowiedzUsuńSuper ci wyszło
OdpowiedzUsuńWspaniałe!
OdpowiedzUsuń