-M-mamo! - krzyczała przez łzy. Nie mogła oddychać. Wewnętrzna siła dusiła ją od środka. Uduszona we własnych myślach... - Proszę! Chodź! Bo-boję się! - skuliła się i zaczęła płakać. - Przy-przytul m-mnie! - Nigdy tak nie powiedziała, jednak teraz to zupełnie co innego. - Chodź! - krzyczała wniebogłosy, jakby łudząc się, z tym że ta jednak przyjdzie. Nie słyszała jej. Była sama. Zupełnie sama. Niewolnik swojego umysłu i uczuć. Coraz głośniej łkała, uświadamiając sobie tę gorzką prawdę... Bolało. Ponownie. - A ty ta-tato? - Już z rezygnacją podniosła wzrok i zaczęła się rozglądać. Nikogo nie było. Pusto. Tylko ona i pioruny. Strach i ciemność. Poczuła, że panika ją ogarnia i nagle białe światło niczym miecz przecięło czarne otoczenie, uderzając kotkę. Zobaczyła ból. Był jak taki wąż... Przebiegły i odbierający życie, ale na pozór niegroźny. Straciła życie. Znowu. Nastała ciemność i jak grom z jasnego nieba nabrała powietrze. Otworzyła oczy i zobaczyła w ciemności śpiące kocięta razem z karmicielką. To tylko sen... - powiedziała sobie - aż sen... który odzwierciedlał jej burzę w głowie. Mieszankę zabójczych uczuć razem z jej pragnieniami i przeszłością. Była stworzona do zabijania. Odbierania życia jak jej rodzicom. Co się z nią działo od tamtej sytuacji? Czy ktoś zdoła jej pomóc? W myślach chciała, aby tak było... Błagała wszelkie pozaziemskie moce, by to wreszcie się skończyło. Jak już udawało jej się zasnąć, to miała koszmary... Wzdychnęła. Emocje w niej buzowały. Musiała je gdzieś ustatkować, bo ta burza ją zniszczy. Nagle ni stąd, ni zowąd nie wiedziała, co się z nią stało. Dostała ataku. Wpadła w niejaką panikę, której tak nazwać nie można było, bowiem w mgnieniu oka wstała, spojrzała po śpiących kotach i wpadła w szał. Chciała do mamy! Tylko do mamy! By ta ją przytuliła, polizała i powiedziała, że wróci... Jak wtedy, gdy była wojna ze złymi kotami... Kłamała. Jak wszyscy! Miała dość tego wszystkiego. Chciała do mamy! Tyle straciła i wszystko chowała w sobie. Przez trzy księżyce. Teraz musiała się wyżyć. Zaczęła od biegania po całej kociarni. Skakała po kociakach i wdrapała się na rozzłoszczoną karmicielkę. Nie panowała nad sobą. Wbiegła na ścianę kociarni, ale szybko z niej spadła. Było jej za mało. Czemu te koty jej nie rozumiały?! Nie rozumiały jej cierpienia?! Wszyscy powinni cierpieć! Klan Wilka stracił tyle wojowników ot tak sobie w jednej chwili! W jednej byli, a w drugiej już nie... Ot tak po prostu. Łkała głośno, zupełnie jak we śnie, a raczej koszmarze. Biegała i płakała, a łzy spływały po jej liliowym futerku. Wbiegła w najbliższy mech. - Mamo! Tato! Wracajcie! Gdzie jesteście?! - nie przejmowała się widownią, zbierającą się wokół niej. Miała ich wszystkich głęboko pod ogonem. Chciała do mamy! Chciała się przytulić! Po prostu! Czy to tak wiele?! Koty nie spodziewały się, że taka niepozorna koteczka może wpaść w taki szał. I o to chodziło! Nikt nie wiedział, jaką burzę znosi codziennie, mimo że nie wstaje ze swojego posłania! Jak walczy o każdy oddech! Nikt jej nie rozumiał! Biegała w mchu i okładała go łapkami. Niech on przynajmniej wie, co czuje kociak! Niech ma za swoje! Tak go nienawidziła. Nie wiedziała czemu, po prostu potrzebowała kogoś nienawidzić. Była w szale. Nagle emocje lekko opadły. Spojrzała dookoła siebie i na obudzone kociaki, a za nimi wściekłą karmicielkę. Nie zamierzała się powstrzymywać. Przebiegła między nimi i wybiegła do obozu. Nie chciała ich wszystkich widzieć. Tych kociaków ani karmicielki. Zrobiła swoje. Rozniosła żłobek. Taka niepozorna...
<Jeśli ktoś chce, może dokończyć. (Skierka potrzebuje sesji xD) To się wyżyła mała...>
Klep Kolcem!
OdpowiedzUsuń