Miał już dość całej tej sytuacji.
Przed oczami wirowały mu różne wspomnienia, zarówno bardziej radosne, jak i te przygnębiające. Do tej pory w uszach szumiał mu wrzask czystego strachu miejskich samotników, gdy przerażający dwunożni zaczęli wrzucać ich do pyska metalowego potwora. Doskonale pamiętał dźwięk szlochu matki, gdy końcówka kity jego ojca zniknęła za jasnymi szczękami. Wyraz bezradnej rozpaczy na pyskach wszystkich dookoła. Słone łzy żłobiące tunele w futrze. Ucisk na karku. Ucieczkę.
Spiął wszystkie mięśnie, tak jakby ponownie mknął z Ziębą przez zaspy śniegu, jednakże już bez płaczliwego pisku wydobywającego się z jego gardła. Wysunął pazury, orając grudki ziemi przed sobą, by uspokoić nerwy, a następnie znowu przymknął bursztynowe ślepia.
Wesoły pyszczek matuli zawładnął umysłem burego, napełniając go zarówno ulgą oraz goryczą. Pamiętał każdą z jej nauk, gdy niebieska starała się nauczyć go technik walki oraz polowania. ,,Najpierw myśl, potem działaj" powiadała niemal codziennie, chcąc, by jej syn został mądrym i szanownym kotem. Cętkowany na echo dewizy rodzicielki wziął głęboki oddech. Gdyby Zięba zobaczyła go w takim stanie, na pewno poczułaby rozczarowanie postawą kocura, który powinien być taki, jak Odyn - silny, niezłomny oraz odważny. Podniósł łeb w stronę gwiazd, starając się przejąć chociażby odrobinę ich spokoju i dumy, by przynajmniej w najmniejszym stopniu przypominać rudego ojca. Zawiesił na nich spojrzenie na odrobinę dłużej, niż zazwyczaj; pomimo tego, że dopiero co pojawiły się na nocnym niebie, od razu raczyły swym pięknem zwykłe istoty stąpające po ziemi. Nie dyskryminowały nikogo ze względu na postępowanie czy wygląd, lecz w równej mierze oświetlały jego drogę. Przynajmniej tak zawsze powtarzała Zięba.
Opuścił ze zmęczeniem łeb na maleńką stertę liści, mrużąc klejące się już oczy. Jutro miał nastąpić ten wielki dzień, w którym spełni jedno z życzeń swojej matki. Odszuka któryś z leśnych klanów, a następnie zrobi wszystko, by stać się jego członkiem i posiąść wiedzę śmiałych wojowników, przynieść chlubę Ziębię oraz Odynowi, dożyć kresu swoich dni w rozważny, odpowiedzialny sposób.
Od wschodu słońca poruszał się truchtem w stronę iglastego lasu, jeszcze wczoraj majaczącego w oddali na horyzoncie. Czuł już świeży zapach sosnowych igieł, umykającej przed nim zwierzyny, a także - o zgrozo - takiej ilości kotów, że futro odruchowo jeżyło mu się na grzbiecie. Pomimo dreszczyku ekscytacji, nie mógł odpędzić od siebie wspomnienia miejskich samotników oraz ich porwania przez dwunogów. Strzepnął z irytacją ogonem, odganiając nieprzyjemne myśli z dala od siebie, by nie przeoczyć jakiegoś znaku obecności klanowiczów. Po przebudzeniu postawił sobie jasny zakaz rozdrapywania starych ran, ponieważ zaczynał właśnie nowe, zupełnie odmienne życie! Oczywiście zdawał sobie sprawę, że będzie musiał zaimponować obcym, by móc zacząć się z nimi bratać, dlatego ciągle powtarzał pod nosem porady Zięby odnośnie walki i polowania, w pewnym momencie zapominając o konieczności patrzenia, gdzie zamierza postawić łapę.
— Co robisz na terytorium Klanu Wilka? — pełen napięcia głos wyrwał burego z zamyślenia, zmuszając go do gwałtownego zatrzymania oraz zauważenia grupy składającej się ze trzech pokaźnie zbudowanych kotów. Momentalnie poczuł respekt z powodu otaczającej ich pewności siebie, lecz nie dał tego po sobie poznać. Ze spokojem uniósł wysoko łeb, by następnie lekko skłonić nim w celu grzecznego powitania. Dostrzegając delikatny wyraz zdziwienia na ich pyskach, niedostrzegalnie przesunął się w ich stronę, chcąc być dobrze słyszanym.
— Mam na imię Puszczyk — miauknął z wyraźną nutą szacunku w głosie, patrząc prosto w oczy stojącemu centralnie naprzeciwko niemu kotu. — Chciałbym dołączyć do waszego klanu, by szkolić się na wojownika.
<Ktoś z Klanu Wilka?>
Klep kawką
OdpowiedzUsuń