Jakiś czas temu, obecna Pora Zielonych Liści.
Pora Zielonych Liści była nad wyraz kapryśna z pogodą, jednego dnia z rana ani jednej chmurki na niebie, a popołudniem potrafi tak mocno padać, że wszyscy chowają się do legowisk i jedynie patrole są skazane na całkowite przemoknięcie.
Młody kocur właśnie wracał z treningu, w którego czasie niespodziewanie zaczęło padać. Mroczna Wizja od razu zarządziła powrót do obozu, woląc, by jej uczeń i równocześnie syn nie zachorował i nie marnował cennych dni na wyleczenie się zamiast treningów. Pustułkowa Łapa wszedł do legowiska uczniów, gdzie obecnie chyba większość była, chroniąc się przed ulewą. Witając się skinięciem głowy z braćmi oraz kremowym rodzeństwem, podszedł do Wilczej Łapy. Był młodszy od innych uczniów, jednak nie urodził się w klanie, podobnie jak Plamista i Poziomkowa Łapa. Pustułka był ciekaw cętkowanego kocura, nie pamiętał, by kiedykolwiek zamienił z nim, chociażby jedno słowo, choć to może dlatego, że kocura często można było zauważyć z Brukselkową Zadrą, która jest jego mentorką.
— Witaj Wilcza Łapo, jak się miewasz w ten ulewny dzień? — zagaił, ignorując fakt, że jego półdługa sierść przyklejała się do ciała, ukazując na co dzień niewidoczne pierwsze efekty treningów z Mroczną Wizją. Do niedawna był jeszcze chodzącą kulką futra, lecz teraz jego sylwetka była bardziej smukła, a zarazem lekko zbudowana.
— Oh, cześć! Jest w porządku, trochę chłodno, lecz mam się dobrze. A ty? Jak było na treningu? — Wstał ze swojego posłania, aby być na wysokości Pustułkowej Łapy.
— Jesteś... Cały przemoczony... — mruknął cicho do starszego ucznia. Wzdrygnął uszami, słysząc kapiący deszcz poza legowiskiem oraz lekko się wychylił, aby spojrzeć na powstające na ziemi kałuże.
— Prawda. Ciut chłodno i łatwo o złapanie przeziębienia — przyznał. — Trening? No cóż, Mroczna Wizja daję wycisk, jednak nie ma się co dziwić, skoro jest mentorką własnego syna – odpowiedział, a słysząc uwagę o swoim obecnym stanie, lekko się uśmiechnął. Wypadałoby się jakoś minimalnie ogarnąć, nim sam faktycznie złapie jakieś choróbsko. Z taką też myślą wykonał parę pociągnięć językiem po swojej klatce piersiowej.
— Zmęczony? — mruknął, słysząc ziewnięcie ze strony młodszego. Pustułkowa Łapa nie dziwił mu się, takie pogody zawsze są nużące i odbierają chęci do choćby zwykłego wyjścia z legowiska, by posilić się czymkolwiek ze sterty zwierzyny.
— A jak tam u ciebie z treningami? Brukselkowa Zadra jest dobrą mentorką dla ciebie? — spytał, chcąc podtrzymać rozmowę. Nie był jakoś dobry w rozmowach z innym kotami, jednak nie był takim a społecznikiem, jak Krucza Łapa, a wystarczyło, że w ich trójce jest jeden taki ponurak. Z czasem może się to zmienić, jednak kocur uważał, że są nikłe szanse na to, ale zawsze jest minimalna nadzieja.
— Hm? Oh, tak... Jestem lekko zmęczony... Czuje się, jakby medyczka mi podała cały zapas maku... A z treningami dobrze, na treningach zawsze gadamy i... Poza treningami też — westchnął.
— Zjadłbyś coś? Mogę szybko przelecieć do stosu ze zwierzyną — spytał Pustułkową Łapą.
— W kwestii zmęczenia to się nie dziwię, chyba każdy się tak czuje w taką pogodę — miauknął, by po chwili wyjąć zabłąkaną gałązkę ze swojego futra. Zdecydowanie mógłby czasem bardziej zadbać o swój wygląd, jak Mroczna Wizja, jednak na obecny moment uważał, że są ważniejsze kwestie niż nieskazitelny wygląd.
— Na pewno chcesz wychodzić? Mogę ja iść skoro i tak jestem przemoczony, a ta krótka chwila mnie nie zbawi — odparł, podnosząc się z suchej ziemi w legowisku. Wolał na razie nie kłaść się na posłaniu z mchu, by te nie przejęło od niego wody, która później może być istnym utrapieniem.
Młody kocur właśnie wracał z treningu, w którego czasie niespodziewanie zaczęło padać. Mroczna Wizja od razu zarządziła powrót do obozu, woląc, by jej uczeń i równocześnie syn nie zachorował i nie marnował cennych dni na wyleczenie się zamiast treningów. Pustułkowa Łapa wszedł do legowiska uczniów, gdzie obecnie chyba większość była, chroniąc się przed ulewą. Witając się skinięciem głowy z braćmi oraz kremowym rodzeństwem, podszedł do Wilczej Łapy. Był młodszy od innych uczniów, jednak nie urodził się w klanie, podobnie jak Plamista i Poziomkowa Łapa. Pustułka był ciekaw cętkowanego kocura, nie pamiętał, by kiedykolwiek zamienił z nim, chociażby jedno słowo, choć to może dlatego, że kocura często można było zauważyć z Brukselkową Zadrą, która jest jego mentorką.
— Witaj Wilcza Łapo, jak się miewasz w ten ulewny dzień? — zagaił, ignorując fakt, że jego półdługa sierść przyklejała się do ciała, ukazując na co dzień niewidoczne pierwsze efekty treningów z Mroczną Wizją. Do niedawna był jeszcze chodzącą kulką futra, lecz teraz jego sylwetka była bardziej smukła, a zarazem lekko zbudowana.
— Oh, cześć! Jest w porządku, trochę chłodno, lecz mam się dobrze. A ty? Jak było na treningu? — Wstał ze swojego posłania, aby być na wysokości Pustułkowej Łapy.
— Jesteś... Cały przemoczony... — mruknął cicho do starszego ucznia. Wzdrygnął uszami, słysząc kapiący deszcz poza legowiskiem oraz lekko się wychylił, aby spojrzeć na powstające na ziemi kałuże.
— Prawda. Ciut chłodno i łatwo o złapanie przeziębienia — przyznał. — Trening? No cóż, Mroczna Wizja daję wycisk, jednak nie ma się co dziwić, skoro jest mentorką własnego syna – odpowiedział, a słysząc uwagę o swoim obecnym stanie, lekko się uśmiechnął. Wypadałoby się jakoś minimalnie ogarnąć, nim sam faktycznie złapie jakieś choróbsko. Z taką też myślą wykonał parę pociągnięć językiem po swojej klatce piersiowej.
— Zmęczony? — mruknął, słysząc ziewnięcie ze strony młodszego. Pustułkowa Łapa nie dziwił mu się, takie pogody zawsze są nużące i odbierają chęci do choćby zwykłego wyjścia z legowiska, by posilić się czymkolwiek ze sterty zwierzyny.
— A jak tam u ciebie z treningami? Brukselkowa Zadra jest dobrą mentorką dla ciebie? — spytał, chcąc podtrzymać rozmowę. Nie był jakoś dobry w rozmowach z innym kotami, jednak nie był takim a społecznikiem, jak Krucza Łapa, a wystarczyło, że w ich trójce jest jeden taki ponurak. Z czasem może się to zmienić, jednak kocur uważał, że są nikłe szanse na to, ale zawsze jest minimalna nadzieja.
— Hm? Oh, tak... Jestem lekko zmęczony... Czuje się, jakby medyczka mi podała cały zapas maku... A z treningami dobrze, na treningach zawsze gadamy i... Poza treningami też — westchnął.
— Zjadłbyś coś? Mogę szybko przelecieć do stosu ze zwierzyną — spytał Pustułkową Łapą.
— W kwestii zmęczenia to się nie dziwię, chyba każdy się tak czuje w taką pogodę — miauknął, by po chwili wyjąć zabłąkaną gałązkę ze swojego futra. Zdecydowanie mógłby czasem bardziej zadbać o swój wygląd, jak Mroczna Wizja, jednak na obecny moment uważał, że są ważniejsze kwestie niż nieskazitelny wygląd.
— Na pewno chcesz wychodzić? Mogę ja iść skoro i tak jestem przemoczony, a ta krótka chwila mnie nie zbawi — odparł, podnosząc się z suchej ziemi w legowisku. Wolał na razie nie kłaść się na posłaniu z mchu, by te nie przejęło od niego wody, która później może być istnym utrapieniem.
<Wilcza Łapo?>
[556 słów]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz