Na początku treningi wydawały mu się fascynujące. Były czymś nowym, świeżym, zapowiedzią świetlanej przyszłości. Z czasem jednak, gdy dni zaczęły się zlewać w jeden szereg powtarzalnych ćwiczeń, a każde poranne wyjście na patrol lub polowanie przypominało poprzednie, ekscytacja powoli gasła. Rutyna wślizgnęła się w jego życie cicho, dusząc resztki entuzjazmu.
Spoglądał z boku na swoją siostrę, która również nie tryskała wyjątkowo energią. Nie wiedział, jak dokładnie wyglądały jej treningi, poza tym, że w głównej mierze skakała po drzewach.
Tego dnia coś jednak wisiało w powietrzu. Czuł to nie tylko w kościach, ale i po swędzeniu w prawej łapie, co tylko potęgowało jego niepokój. Mimowolnie pomyślał o pchłach. Do niedawna w ich legowisku przesiadywał Len — chodzące utrapienie i siedlisko wszelkiego zła. Po nim można było się spodziewać wszystkiego. Nawet zarazy.
Gdy tylko dotarli z Malinką do obozu, spojrzenie mentora oraz jego nagłe polecenie, by zostawił zdobycz na stosie i wrócił do nich jak najszybciej, rozbudziły w Sekreciku podejrzenia. Posłuchał jednak bez wahania — coś w jego głowie podpowiadało mu, co może nadejść. Grzał w końcu zadek w uczniowskim legowisku wystarczająco długo.
Gdy Sówka zwołała zebranie, jego przypuszczenia się potwierdziły.
Podszedł spokojnie, choć w środku czuł drżenie podekscytowania. Stanął przy siostrze, która zdawała się równie spięta, choć nie mniej dumna. Powstrzymał się od grymasu, gdy usłyszał, że to Miłostka zostanie mianowana jako pierwsza. Ta sama pora, ten sam dzień — a jednak ukłucie zazdrości zakiełkowało w jego sercu. Krótkie, ledwie zauważalne, ale wciąż prawdziwe.
— Sekreciku, wystąp! — głos Sówki był donośny, choć łagodny.
Sekrecik uniósł głowę i uśmiechnął się lekko, zajmując miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stała jego siostra.
— Ty również zakończyłeś dzisiaj swój trening. Wykazałeś się rozsądkiem i skupieniem podczas wielu polowań, a także ciekawością, której nie powinno brakować kotu z naszej społeczności. Czy zatem przysięgasz być względem niej lojalny i czuwać nad nią?
Schlebiały mu te słowa. Wypiął dumnie pierś, starając się opanować głos i nie pozwolić mu zadrżeć nawet na moment.
— Przysięgam! — odpowiedział z powagą.
— A więc Owocowy Las wita cię jako nowego wojownika.
Słysząc te słowa, poczuł, jakby cały świat na chwilę się zatrzymał. Wzrok wszystkich kotów obozu spoczął na nim. Nie czuł się zazwyczaj w pełni komfortowo w samym centrum uwagi, ale tym razem było inaczej. Tym razem to była duma.
Zerknął z ukosa na Miłostkę, próbując ocenić, jak ona radzi sobie w tej nowej sytuacji. Co by nie było, nie pozbędzie się jej ze swojej codzienności, bo zwiadowcy i wojownicy pechowo mieli wspólne legowisko. Tak samo nie wyzbędzie się Lna ze swojego środowiska, choć ten wyjątkowo nie był w zasięgu jego wzroku, a już co dziwniejsze — nie przy jego siostrze. Otrząsnął się. To nawet nie było istotne w tym momencie. Teraz liczyło się tylko jedno.
Oficjalnie zakończył pewien etap swojego życia. W końcu mógł z ulgą wypuścić powietrze z płuc.
[462 słowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz