"Po co martwi się przewianiem, skoro i tak nie słucha, jak się do niej mówi..." — prychnął w myślach i przewrócił oczami. "Może jakby dostała jakiejś infekcji, zmieniliby mi mentora..."
Nie był pewien czy takie rozważanie dają mu tylko złudną nadzieję, czy w jakiś sposób pozwalają przebrnąć przez to wszystko, przez ten... koszmar, na który został skazany przez słowa i decyzje Spienionej Gwiazdy.
"Niech ją nurt porwie..." — przeklął.
Nie miał w sobie jakiś przerośniętych ambicji, nie czuł ogromnej potrzeby, żeby szybko stać się wojownikiem; a nie dla samego poczucia satysfakcji i samospełnienia. Jedyne, co w jakiś sposób sprawiało, że wstawał, że jakkolwiek się starał, to to, że nie mógł wytrzymać osoby mentorki. Żmijowcowa Łapa sam był w pewnym sensie świadomy, ze się nakręca, że wyolbrzymia wady, że dostrzega to, co nie jest winą samej wojowniczki, nadając temu ogromną wagę, ale... lubił to. Lubił przypatrywać się jej i szukać czegoś, czego mógłby nie pochwalać, co sam robił lepiej, co w jakiś sposób irytowało go. Gdyby był na to ślepy... Pewnie treningi mogłyby być nawet spokojne, neutralne, całkowicie mu obojętne. Ale nie! Syn Wężyny wolał kręcić nosem, marszczyć się, mrużyć ślepia w taki sposób, aby Wzlatująca Uszatka to dostrzegała. Chciał ją sprowokować, sprawić, aby w jakiś sposób go zganiła, spróbowała naprowadzić — aby mógł rozpocząć z nią otwarty konflikt, wojnę, w której będą reprezentować dwie zupełnie inne postawy, w której wygra ten, którego duch jest silniejszy, bardziej uparty i zdecydowany.
Ona jednak była tak... niemożliwie stoicka... Tak spokojna i opanowana, tak logiczna i poukładana. Brak w niej było tej iskry, która mogłaby przerodzić się w ogień, w pożar. Ale Żmijowiec zaprzysiągł sobie, że choćby miał stracić na tym pazury i kły, on znajdzie sposób, aby wyprowadzić ją z siebie. Musiał jedynie poczekać. No i postarać się jeszcze bardziej.
* * *
— Co byś zrobiła, gdybym teraz upadł i porwałby mnie nurt? — zapytał, niemal krzycząc, Żmijowiec, odwracając łeb do tyłu. Wojowniczka puściła go przodem, i tak przecież znał drogę, a gdyby faktycznie stałoby się to, co zasugerował terminator, mogłaby nie zauważyć, kiedy znika w odmętach. — Dalej nie umiem pływać.
— Nauczysz się — zignorowała wcześniejsze pytanie. Kocur przez chwilę stał w miejscu, świdrując ją wzrokiem tak oceniającym, tak zawistnym wręcz, że mógłby sprowadzić ciarki.
— Kiedy? Może jak rzeka zamarznie? Wtedy nurt nie będzie już problemem — prychnął.
— Wtedy prąd nie znika. Pod lodem jest silny, nawet bardziej niebezpieczny — oznajmiła, podchodząc do niego i lekko popychając do przodu — Idź. Zaraz nadejdzie sztorm.
— Znakomicie, więc czekać mam do Pory Nowych Liści? Myślę, że wtedy będzie przeiście bezpiecznie! — zirytowany machnął ogonem, uderzając kotkę w policzek. Nie było to zamierzone, chociaż usatysfakcjonował go ten przypadek. — Wybacz, moja nieuwaga. — Uśmiechnął się sztucznie.
— Po prostu idź... — mruknęła.
Dotarli do obozu. Zostało im kilka kroków, kiedy wezbrał tak obfity deszcz, że przemokli do suchej kępki. Wiało, a nurt przyśpieszył na tyle, że teraz na pewno by go porwał. Mentorka skinęła mu głową i uciekła, aby ukryć się przed nawałnicą. Mimo głodu Żmijowiec zrobił to samo. Musiał zamknąć ślepia, gdyż wiatr zacinał kroplami z taką siłą. Czuł już zapach innych, zapach ciepła i suchego mchu, który nęcił i nęcił... Ale nagle napotkał coś innego. Coś... twardego, chociaż pokrytego miękkim, chociaż teraz mokrym futerkiem. Nos go bolał, ugryzł się też porządnie w język.
— Ugh! Na moza fale! Uwazajze, jak idziesz! — warknął, sepleniąc kretyńsko z powodu urazu.
— Ja? Żmijowcu to ty łazisz jak ugodzony piorunem! — Usłyszał głos swojej siostry Wężynki, która też musiała właśnie wrócić z treningu, przepędzona od obowiązków uczniowskich przez te skłębione, mroczne chmurzyska.
— Znalazła się! Panienka "wsystko jej wolno!" — Chciał syknąć, ale rana na języku zapiekła go, kiedy dotknął ją ząbkami. Otworzył ślepia, a przed nim faktycznie stała cała zamoczona szylkretka. Parsknął śmiechem; nie mógł się powstrzymać. — Wyglądas jak niescęście!
<Wężyna sequel?>
[860 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz