Jeszcze za czasów uczniowskich
Pokiwał dziarsko łbem.
— Tak, wracajmy już. Lepiej nie zostawać specjalnie w tyle, za oddziałem. To niebezpieczne — zgodził się. Dwójka uczniów popędziła przed siebie; Złota Łapa starał się nie wykonywać zbyt zamaszystych susów, aby Strzępka nie została w tyle.
— Zwolnij wielkokocie! Zaraz mi się łapy poplączą — zawołała, a kocur niemal momentalnie zadarł przednimi łapami w ziemi.
— Moje najszczersze przeprosiny! Nie chciałem, naprawdę! Starałem się nie pędzić — mamrotał. Na pysku miał niewymuszony wyraz zatroskania i wstydu. Gdyby mógł, byłby czerwony.
— Tobie to łatwo mówić — zaśmiała się. Kotka nie była zdenerwowana, nie miała mu nic za złe, a jeśli faktycznie poczuła się gorzej, nie pokazała tego. — Ale nie martw się. Może po prostu, zamiast ich doganiać, pójdziemy w kierunku obozu? I tak już pewnie ich nie dogonimy, a Rozświetlona Skóra kazał nam wrócić tam.
— Jeśli tego sobie Panienka życzy, to ruszajmy do obozu! — zawołał już w lepszym humorze. Ruszyli, już spokojnym tempem, bez pośpiechu, licząc, że uda im się dotrzeć w tej samej porze, co patrolowi.
— Tak, wracajmy już. Lepiej nie zostawać specjalnie w tyle, za oddziałem. To niebezpieczne — zgodził się. Dwójka uczniów popędziła przed siebie; Złota Łapa starał się nie wykonywać zbyt zamaszystych susów, aby Strzępka nie została w tyle.
— Zwolnij wielkokocie! Zaraz mi się łapy poplączą — zawołała, a kocur niemal momentalnie zadarł przednimi łapami w ziemi.
— Moje najszczersze przeprosiny! Nie chciałem, naprawdę! Starałem się nie pędzić — mamrotał. Na pysku miał niewymuszony wyraz zatroskania i wstydu. Gdyby mógł, byłby czerwony.
— Tobie to łatwo mówić — zaśmiała się. Kotka nie była zdenerwowana, nie miała mu nic za złe, a jeśli faktycznie poczuła się gorzej, nie pokazała tego. — Ale nie martw się. Może po prostu, zamiast ich doganiać, pójdziemy w kierunku obozu? I tak już pewnie ich nie dogonimy, a Rozświetlona Skóra kazał nam wrócić tam.
— Jeśli tego sobie Panienka życzy, to ruszajmy do obozu! — zawołał już w lepszym humorze. Ruszyli, już spokojnym tempem, bez pośpiechu, licząc, że uda im się dotrzeć w tej samej porze, co patrolowi.
* * *
Teraźniejszość
Dzień był piękny. Słońce grzało, bryza nadchodziła leniwie znad morza, odświeżając pyski, nawilżając nosy. Jedynym problemem był widoczny brak chmur, który nie pozwalał kotom na organizowanie typowych treningów - było to zwyczajnie niebezpieczne i nierozważne. Promienie piekły w grzbiet, w czaszkę, a bóle głowy doskwierały każdemu, kto zapomniał się i postanowił wybrać się przed wieczorem na polowanie w miejsce inne niż cień klifów lub lasek przy Klanie Wilka. Dla dobra Zmierzchnicowej Łapy, jak i po części swojego, nie zorganizował szkolenia z samego poranka. Obiecał milczącej uczennicy, że wyjdą pod koniec dnia, a on wtedy pokaże jej, że jest to świetna pora na łowy, bo wszystko budzi się po dusznym dniu i bierze głęboki haust zimnego, nocnego powietrza. Wielu wojowników zrobiło to samo. Wybierali się na polowania, ale nie zabierali uczniów, gdyż nie chcieli mieć na sumieniu ich zdrowia. Podrostki biegały, śmiały się i wygłupiały, nie dając spokoju innym, którzy szukali chłodu w jaskini. Starsi terminatorzy rozmawiali, obserwowali i dzielili się językami. Widział, jak Astrowa Łapa pomaga w legowisku medyczek, a Królicza Łapa i Zajęcza Łapa wymieniają wysuszony mech z kociarni, która na ten moment, o dziwo, była niemal pusta. Jedynym mieszkańcem była Półślepy Świstak, teraz siedząca przy wodospadzie, aby odetchnąć świeżym powietrzem.
Wielu wojowników postanowiło jednak nie narażać i siebie. Chociaż ci o jasnym futrze, z solidarności dla innych, poszli, aby zajmować sie swoimi obowiązkami, tak ci ciemniejsi, dla których słońce było wyjątkowo uporczywe, siedzieli teraz w przyjemnym chłodzie. Eter przepytywał z czegoś Potrójną Łapę, Judaszowiec kręcił się w kółko, wydając rozkazy, rozdzielając zadania dla tych, którzy zdawali się być zbyt zrelaksowani, a także wyganiał te koty, które były mniej zagrożone udarem. Złota Droga został już dzisiaj pogoniony, ale ukrył się faktem, że jego Mała Panienka ma sierść ciemną jak sadza, a więc będzie przeprowadzać jej test w obozie; oczywiście do owego sprawdzianu jeszcze nie doszło. Mysi Postrach rozmawiał na boku z Wiecznym Zaćmieniem; oboje wyglądali na niezwykle zajętych i przejętych.
Nagle bengal po raz kolejny skrzyżował wzrok z zastępcą. Ten momentalnie skierował się w jego stronę, na co aż sierść stanęła Złotej Drodze na grzbiecie. Chciał się cofnąć, uciec, ale wpadł na Zielone Wzgórze, która akurat szła w stronę Melodyjnego Trelu z dwiema piszczkami. Wojowniczka wydawała się niekoniecznie w pełni obecna.
— Och! Szanowna Pani proszę o wybaczenie — powiedział grzecznie, a czarna jedynie kiwnęła chaotycznie łbem, niemal nie wywracając się o swoje własne łapy. Rozejrzał się ponownie, aby dostrzec, gdzie podział się Judaszowcowy Pocałunek. Ten jednak zniknął; całe szczęście.
— Hej! Złota Drogo, co się tak wyciągasz? Zgubiłeś coś? — Rozbrzmiał nagle głos Postrzępionego Mrozu. Szylkretka wyłoniła się zza niego z lekko zmęczonym uśmiechem.
— Pozdrowienia! Haha! Można tak powiedzieć, ale to raczej dobra nowina — przyznał, siadając obok.
— Chyba wiem, o co ci chodzi. Od rana widzę, jak koty uciekają przed zastępcą — mruknęła po cichu, jakby czekoladowy miał zaraz pojawić się obok nich. — Ale co się dziwić. Skwar jest okropny, a to, że ktoś ma jasne futro, nic nie zmienia.
— Ja czuję fale gorąca nawet tutaj... — przyznał Złota Droga — A ty? Czy wybierasz się gdzieś? Widziałem, że twoja mała podopieczna spędza czas z medyczkami.
— Mi i Astrowej Łapie się akurat udało. Wstałam wcześnie, więc przypadła nam właśnie taka miła odskocznia, jaką jest towarzyszenie Ćmiemu Skrzydłu w porządkach. No ale pomoc to dużo powiedziane. Mnie wygonili, bo zajmowałam zbyt dużo miejsca, a mój zapach to było już zbyt wiele... Pilnuję więc tylko, aby Aster zbyt nie przeszkadzała. Chociaż z tym również świetnie sobie radzą beze mnie.
— A zatem jesteś wolną ptaszyną? — Uśmiechnął się szeroko.
— Można tak powiedzieć. Chciałam zjeść z mamą posiłek, ale widzę, że Zielone Wzgórze mnie ubiegła. Może innym razem. — Wzruszyła łapkami.
— Posiłków jeszcze wiele przed nami — zapewnił. — Czy zatem zjesz ze mną? Być może wtedy Judaszowcowy Pocałunek przestanie być niczym cień, ciągnący się za moim ogonem. Jeśli nie, nabawię się zapewne paranoi... Wystarczająco już mamy negatywnej energii w Klanie Klifu... — spochmurniał, ale prędko otrząsnął się. Nie chciał, aby przeszło to na przyjaciółkę. — Ale to nie czas na smutki. Widzę sążną sójeczkę, której piórka na pewno ci się spodobają!
Wielu wojowników postanowiło jednak nie narażać i siebie. Chociaż ci o jasnym futrze, z solidarności dla innych, poszli, aby zajmować sie swoimi obowiązkami, tak ci ciemniejsi, dla których słońce było wyjątkowo uporczywe, siedzieli teraz w przyjemnym chłodzie. Eter przepytywał z czegoś Potrójną Łapę, Judaszowiec kręcił się w kółko, wydając rozkazy, rozdzielając zadania dla tych, którzy zdawali się być zbyt zrelaksowani, a także wyganiał te koty, które były mniej zagrożone udarem. Złota Droga został już dzisiaj pogoniony, ale ukrył się faktem, że jego Mała Panienka ma sierść ciemną jak sadza, a więc będzie przeprowadzać jej test w obozie; oczywiście do owego sprawdzianu jeszcze nie doszło. Mysi Postrach rozmawiał na boku z Wiecznym Zaćmieniem; oboje wyglądali na niezwykle zajętych i przejętych.
Nagle bengal po raz kolejny skrzyżował wzrok z zastępcą. Ten momentalnie skierował się w jego stronę, na co aż sierść stanęła Złotej Drodze na grzbiecie. Chciał się cofnąć, uciec, ale wpadł na Zielone Wzgórze, która akurat szła w stronę Melodyjnego Trelu z dwiema piszczkami. Wojowniczka wydawała się niekoniecznie w pełni obecna.
— Och! Szanowna Pani proszę o wybaczenie — powiedział grzecznie, a czarna jedynie kiwnęła chaotycznie łbem, niemal nie wywracając się o swoje własne łapy. Rozejrzał się ponownie, aby dostrzec, gdzie podział się Judaszowcowy Pocałunek. Ten jednak zniknął; całe szczęście.
— Hej! Złota Drogo, co się tak wyciągasz? Zgubiłeś coś? — Rozbrzmiał nagle głos Postrzępionego Mrozu. Szylkretka wyłoniła się zza niego z lekko zmęczonym uśmiechem.
— Pozdrowienia! Haha! Można tak powiedzieć, ale to raczej dobra nowina — przyznał, siadając obok.
— Chyba wiem, o co ci chodzi. Od rana widzę, jak koty uciekają przed zastępcą — mruknęła po cichu, jakby czekoladowy miał zaraz pojawić się obok nich. — Ale co się dziwić. Skwar jest okropny, a to, że ktoś ma jasne futro, nic nie zmienia.
— Ja czuję fale gorąca nawet tutaj... — przyznał Złota Droga — A ty? Czy wybierasz się gdzieś? Widziałem, że twoja mała podopieczna spędza czas z medyczkami.
— Mi i Astrowej Łapie się akurat udało. Wstałam wcześnie, więc przypadła nam właśnie taka miła odskocznia, jaką jest towarzyszenie Ćmiemu Skrzydłu w porządkach. No ale pomoc to dużo powiedziane. Mnie wygonili, bo zajmowałam zbyt dużo miejsca, a mój zapach to było już zbyt wiele... Pilnuję więc tylko, aby Aster zbyt nie przeszkadzała. Chociaż z tym również świetnie sobie radzą beze mnie.
— A zatem jesteś wolną ptaszyną? — Uśmiechnął się szeroko.
— Można tak powiedzieć. Chciałam zjeść z mamą posiłek, ale widzę, że Zielone Wzgórze mnie ubiegła. Może innym razem. — Wzruszyła łapkami.
— Posiłków jeszcze wiele przed nami — zapewnił. — Czy zatem zjesz ze mną? Być może wtedy Judaszowcowy Pocałunek przestanie być niczym cień, ciągnący się za moim ogonem. Jeśli nie, nabawię się zapewne paranoi... Wystarczająco już mamy negatywnej energii w Klanie Klifu... — spochmurniał, ale prędko otrząsnął się. Nie chciał, aby przeszło to na przyjaciółkę. — Ale to nie czas na smutki. Widzę sążną sójeczkę, której piórka na pewno ci się spodobają!
<Postrzępko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz