— Mam nadzieję, że odpoczęłaś. Przed nami kolejny trening.
— Tak, jestem wypoczęta i gotowa! — powiedziała dużo pewniej uczennica. Cóż, słowa brata i myśl, że kiedyś, gdy będzie już wojownikiem, będzie mogła chronić ich rodzinę, sprawiły, że była pełna motywacji.
— Super! — mentorka uśmiechnęła się. — Za mną!
Kotka od razu do niej doskoczyła, dumnie idąc łapa w łapę obok niej. Zżerała ją ciekawość, co będą robić, ale nie odważyła się zapytać. Po raz kolejny tego dnia wyszli poza wodospad. Podobało jej się to, jak często mogła znów wychodzić na światło! Nawet jeśli te właśnie znikało…
— Dobrze. Ciemność jest idealną porą na polowanie — powiedziała mentorka, a kotka od razu nastawiła uszu.
— Pójdziemy na Złote Kłosy, zapolujemy na kilka myszy. A przynajmniej spróbujemy.
— Postrzępiony Mróz mówiła, że jest tam pięknie!
— Cóż, tak. — Zielone Wzgórze zaśmiała się, ale zaraz spoważniała. — Jednak Dwunożni weszli na tamte tereny. Coś robią. Na szczęście o tej porze ich już nie ma.
— Czy to bezpieczne, abyśmy tam szli? — zapytała cicho.
Dwunożni byli straszni. Tacy duzi… Czasem łapali za szyję czy karcili, jeśli było się niegrzecznym. Płomykówka doskonale to pamiętała, chociaż jej Dwunożni byli dobrzy. Czasem jednak przychodziły kocięta innych Wyprostowanych, a one były bardzo głośne i czasem zbyt mocno łapały jej futerko.
— Tak, spokojnie. Jeśli coś się stanie, coś zauważysz, to krzyknij i pobiegniemy z powrotem do obozu.
— W porządku… — mruknęła, mimo to niepewna.
Wraz z Zielonym Wzgórzem doszli do ogromnego pola pszenicy. Kotka przez moment nie wierzyła w to, co widziała. Postrzępiony Mróz nie kłamała, naprawdę było tu pięknie, tym bardziej wraz z zachodzącym słońcem. Płomykówka mogłaby oglądać ten widok cały czas, jednak ciche mruknięcie jej mentorki od razu sprowadziło ją na ziemię.
— W porządku. Przyjmujemy pozycję. — Starsza ugięła łapy, aby przygotować się do skoku, podniosła minimalnie ogon i nastawiła uszu.
Płomykówka pamiętała, jak wraz z Postrzępionym Mrozem i braćmi ćwiczyli te pozycje w żłobku. Wtedy atakowali mchową kulkę. Teraz miało być to faktyczne, poruszające się zwierzę… Mimo to szybko ustawiła się w pozycji.
— I wypatrujemy, zachowując absolutną ciszę — szepnęła mentorka.
Zaraz potem skoczyła w pszenicę i wróciła z jeszcze piszczącą myszką w zębach. Płomykówce zrobiło się źle na ten widok. Faktycznie, jak była w żłobku to jadła takie małe myszki, ale one były wtedy już martwe…
— Twoja kolej — zachęciła kotkę. — Masz idealną pozycję, tylko obserwuj. Początki zawsze są trudne.
Płomienna Łapa przez moment stała w pozycji, nie nasłuchiwała, nie obserwowała. Rozmyślała, czy na pewno tego chce. Ale kiedyś sama będzie mieć kocięta albo ktoś inny będzie miał. A wtedy jej zadaniem będzie przyniesienie im jedzenia. Skupiła się, wypatrując celu, a gdy znalazła kolejną małą myszkę, przygotowała się, skoczyła i… pudło. Mysz zdążyła ją usłyszeć i uciekła daleko w pole. Kotka zapiszczała niezadowolona, ale zaraz znów przyjęła pozycję, wyszukała ofiarę i skoczyła. Tym razem zdążyła złapać myszkę za ogon, ale ta szybko uciekła.
— Ogon trochę wyżej! — krzyknęła mentorka. — I pewniejsze skoki. Szybsze!
Płomykówka znów przybrała pozycję, nastawiła uszu, wzrokiem znalazła ofiarę i skoczyła. Ta mysz jednak też uciekła. Wokół nich zaczęło robić się naprawdę ciemno, uczennica była już zmęczona, ale się nie poddawała. Wiecznie tylko przyjmowała pozycję, znajdowała myszkę, skakała i znów to samo. Najbliżej była złapaniu myszy, jak miała na niej obie łapy. Rozproszył ją inny dźwięk, więc mysz czmychnęła.
— Płomienna Łapo, wystarczy — powiedziała wreszcie Zielone Wzgórze, podchodząc do kotki.
— Nie złapałam żadnej myszy…
— To nic. — Przytuliła delikatnie główkę do mniejszej. — Dopiero się uczysz, następnym razem na pewno będzie lepiej! — powiedziała, najwidoczniej naprawdę w to wierząc.
Ale Płomienna Łapa nie. Obawiała się, że mogło być to spowodowane jej małym wzrostem i słabością. Obawiała się, że nigdy nie da rady… Że nigdy nie będzie dobrym wojownikiem. Jej uszy opadły, a uśmiech się zmniejszył, ale zaraz otrzepała się i spojrzała na mentorkę.
— Już ciemno —zauważyła starsza. — Powinniśmy wracać.
Uczennica pokiwała głową i wraz z mentorką wróciły do obozu. Płomykówka, tym razem troszkę smutniejsza, ale nadal podekscytowana słuchaniem opowieści braci, ruszyła szybko do swoich legowisk. Nie zauważyła tam jednak Trójki — to Świergotek opowiadał Drzemlikowi o jego przygodach, gdy ten powoli usypiał. Rozejrzała się i zaraz wyszła do legowisk wojowników.
“Może rozmawiał ze swoim mentorem?” — pomyślała, lecz tam również nie zauważyła brata. Zazwyczaj był głośny i widoczny, więc ciężko byłoby go nie widzieć. Nie czuła też jego zapachu… Podeszła więc do swojej mentorki.
— Wybacz, Zielone Wzgórze…
— Co się stało, Płomienna Łapo?
— Widziałaś może Potrójną Łapę? I jego mentora, Eter… Jeśli się nie mylę?
Kotka zastanowiła się chwilę i pokręciła głową, ale gdy zauważyła zmartwioną minę uczennicy, zamruczała, przytulając się do niej.
— Nie martw się, pewnie kończy trening. Niedługo wrócą. — Machnęła łapą. — Teren klanu jest duży, same niedawno wróciliśmy. Idź odpocząć.
— W porządku — westchnęła kotka, ale czuła, że to coś więcej.
Mimo to nie wszczynała śledztwa. Zresztą nie mogła sama wychodzić poza teren obozu. Wierzyła więc gdzieś głęboko, że Zielone Wzgórze ma rację. Chciała poczekać, aż brat wróci, jednak gdy tylko położyła się w posłaniu, od razu zasnęła.
Gdy następnego dnia wstała, Trójki nadal nie było w posłaniu, a gdy wyszła z jaskini i rozejrzała się po legowiskach wojowników, tam również go nie widziała. Nie widziała również Etera, mentora jej brata. Chciała wypytać o to swoją mentorkę, jednak usłyszała szepty innych kotów. Nie kojarzyła ich, ale mówili o mentorze jej brata.
— On od zawsze był podejrzany — szepnęła jakaś wojowniczka. — Słyszałam, że poległ z łapy Mniszkowego Nektaru, był gdzieś przy granicy z jednym z tych przybłęd.
Płomykówka nie chciała w to wierzyć. Od razu ruszyła do Zielonego Wzgórza, ale nie zdążyła nawet zapytać. Starsza otarła się o młodszą i zamruczała smutno.
— Przykro mi, Płomienna Łapo — powiedziała cicho. — Eter, mentor Potrójnej Łapy został zabity, chciał wyprowadzić twojego brata.
— A Trójka? Gdzie jest? — zapytała zmartwiona i zerknęła w stronę jaskini medyków. Jeszcze tam nie sprawdzała…
— Zaginął…
Płomienna Łapa zapiszczała i skuliła się. Nie, niemożliwe… Jej brat zaginął? Przecież… Zawsze był taki radosny, troszkę zbyt ufny, jak Świergotek, ale taki pocieszny, kochany. Zresztą, tak jak ona, niedawno skończył 6 księżyców! Miał zostać wojownikiem, tak bardzo tego chciał…
— Odnajdzie się, prawda…? — zapytała uczennica, nadal przepełniona nadzieją.
— Płomienna Łapo… — Zielone Wzgórze westchnęło i polizała kotkę. — Dam ci dojść do siebie. Nie będzie dziś treningu. Daj znać, jak poczujesz się lepiej.
Płomykówka ponuro wróciła do swojego legowiska. Po minach braci i ich wtuleniu się w siebie domyśliła się, że już wiedzieli, więc nie powiedziała nic więcej. Nie chciała ich dołować jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe. Cały czas wpatrywała się w wejście do jaskini, w której były legowiska uczniów. Liczyła, że pojawi się w nim ruda kulka z uśmiechem na twarzy albo któryś z wojowników z dobrymi wieściami. Jednak żaden kot, który wchodził, nie przynosił dobrych wieści — albo byli to mentorzy innych, wołający na trening, albo uczniowie z tego treningu wracający. Wreszcie znużyło ją tę czekanie i pozwoliła sobie zasnąć.
— Mama znów jest na was zła! — Kareta uderzyła delikatnie łapką głowę dwójki braci.
— To był jego pomysł! — zapiszczał Strit. Kotka spojrzała na Trójkę spod byka, ale ten tylko uśmiechał się dumnie.
Strit i Trójka już, od kiedy stawiali pierwsze kroki, byli istnym chaosem. Jeden tylko naprowadzał drugiego na głupi pomysł. Kareta zawsze była za to zła, bo było to nieodpowiedzialne. Tym razem Trójka zrobił kuwetę z kartonu, do którego ich Dwunożni opiekunowie mieli się pakować. Strit zaś cały go podrapał. Mentos była przyzwyczajona do wybryków dzieci, ale mimo to było widać, że tym razem akurat przegięli. Nawet na nich nasyczała, ale Kareta jak zwykle wkroczyła interwoniować, aby uspokoić matkę. Mimo to, sama później dawała kazanie braciom. Poker za to, jak zwykle leżąc obok, śmiał się z całej sytuacji. Sam nie był fanem takich rzeczy, zazwyczaj tylko podkradał jedzenie, ale obserwowanie dyskusji rodzeństwa zawsze było czymś, co chociaż trochę wyciągało go z nory spania.
— No bo Dwunożni się pakują! Chcą nas zostawić! — wyjaśnił wreszcie Trójka.
— Prędzej nas zostawią, jak będziesz tak robić! — krzyknęła Kareta, ale zaraz westchnęła i otarła się o brata. — Mama przecież mówi, że biorą nas ze sobą. Wyprowadzają się, bo mają mieć swoje kocięta!
— To mnie wcale nie pociesza — burknął.
— Będzie więcej zabawek! I więcej miejsca! — Strit za to wydawał się całkowicie ucieszony pomysłem.
— Nie możecie denerwować mamy — powiedziała spokojnie już Kareta. — Wszystko będzie dobrze! — zapewniła, wtulając się we wszystkie trzy rude kuleczki.
Wszystko będzie dobrze… Obiecała braciom, że wszystko będzie dobrze…
Zbudziła się najeżona i rozciągnęła, ziewając. Wiedziała, że teraz nic nie zrobi ze zniknięciem Trójki, ale miała już nowy cel, jak tylko zostanie wojowniczką, a on do tego czasu nie wróci. Obiecała, że wszystko będzie dobrze, a ona nie łamała obietnic. Zeskoczyła z posłania i wyszła do głównej jaskini, aby sprawdzić porę dnia. Koty nadal szeptały, patrząc na nią, tym razem jednak z widocznym współczuciem, ale kotka starała się tym nie przejmować.
— Lepiej się czujesz? — zapytała Zielone Wzgórze, ocierając się o kotkę.
— Tak, dużo lepiej — przyznała. — Możemy jednak wznowić treningi od jutra? Nadal nie czuję się aż tak na siłach.
— Oczywiście, Płomienna Łapo. Odpoczywaj. Wszystkim nam jest brak Potrójnej Łapy.
Kotka pokiwała głową i zaraz ponownie wróciła do jaskini, wskoczyła na posłanie, na którym leżeli Drzemlik i Świergotek, i wtuliła się w nich. Ich ciepło i znajomy zapach trochę ją uspokajał, jednak brak zapachu Trójki nadal wywoływał negatywne emocje. Wiedziała jednak, że nie może się im poddać. Musiała być oparciem dla braci, bo dla nich ta wiadomość też była ciężka do przegryzienia.
— Będzie dobrze — wyszeptała, wtulając się w rude futerko.
— To był jego pomysł! — zapiszczał Strit. Kotka spojrzała na Trójkę spod byka, ale ten tylko uśmiechał się dumnie.
Strit i Trójka już, od kiedy stawiali pierwsze kroki, byli istnym chaosem. Jeden tylko naprowadzał drugiego na głupi pomysł. Kareta zawsze była za to zła, bo było to nieodpowiedzialne. Tym razem Trójka zrobił kuwetę z kartonu, do którego ich Dwunożni opiekunowie mieli się pakować. Strit zaś cały go podrapał. Mentos była przyzwyczajona do wybryków dzieci, ale mimo to było widać, że tym razem akurat przegięli. Nawet na nich nasyczała, ale Kareta jak zwykle wkroczyła interwoniować, aby uspokoić matkę. Mimo to, sama później dawała kazanie braciom. Poker za to, jak zwykle leżąc obok, śmiał się z całej sytuacji. Sam nie był fanem takich rzeczy, zazwyczaj tylko podkradał jedzenie, ale obserwowanie dyskusji rodzeństwa zawsze było czymś, co chociaż trochę wyciągało go z nory spania.
— No bo Dwunożni się pakują! Chcą nas zostawić! — wyjaśnił wreszcie Trójka.
— Prędzej nas zostawią, jak będziesz tak robić! — krzyknęła Kareta, ale zaraz westchnęła i otarła się o brata. — Mama przecież mówi, że biorą nas ze sobą. Wyprowadzają się, bo mają mieć swoje kocięta!
— To mnie wcale nie pociesza — burknął.
— Będzie więcej zabawek! I więcej miejsca! — Strit za to wydawał się całkowicie ucieszony pomysłem.
— Nie możecie denerwować mamy — powiedziała spokojnie już Kareta. — Wszystko będzie dobrze! — zapewniła, wtulając się we wszystkie trzy rude kuleczki.
Wszystko będzie dobrze… Obiecała braciom, że wszystko będzie dobrze…
Zbudziła się najeżona i rozciągnęła, ziewając. Wiedziała, że teraz nic nie zrobi ze zniknięciem Trójki, ale miała już nowy cel, jak tylko zostanie wojowniczką, a on do tego czasu nie wróci. Obiecała, że wszystko będzie dobrze, a ona nie łamała obietnic. Zeskoczyła z posłania i wyszła do głównej jaskini, aby sprawdzić porę dnia. Koty nadal szeptały, patrząc na nią, tym razem jednak z widocznym współczuciem, ale kotka starała się tym nie przejmować.
— Lepiej się czujesz? — zapytała Zielone Wzgórze, ocierając się o kotkę.
— Tak, dużo lepiej — przyznała. — Możemy jednak wznowić treningi od jutra? Nadal nie czuję się aż tak na siłach.
— Oczywiście, Płomienna Łapo. Odpoczywaj. Wszystkim nam jest brak Potrójnej Łapy.
Kotka pokiwała głową i zaraz ponownie wróciła do jaskini, wskoczyła na posłanie, na którym leżeli Drzemlik i Świergotek, i wtuliła się w nich. Ich ciepło i znajomy zapach trochę ją uspokajał, jednak brak zapachu Trójki nadal wywoływał negatywne emocje. Wiedziała jednak, że nie może się im poddać. Musiała być oparciem dla braci, bo dla nich ta wiadomość też była ciężka do przegryzienia.
— Będzie dobrze — wyszeptała, wtulając się w rude futerko.
[1593]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz