Przeszłość - przed przyniesieniem wrotyczu przez patrol
Jarzębinowy Żar od jakiegoś czasu była bardzo niespokojna. W końcu patrol po wrotycz wyruszył! A razem z nim ruszyli jej brat i matka. Kocica obawiała się, że Głupia Łapa okaże się zdrajczynią i zaprowadzi patrol w pułapkę. Dla Jarzębiny miało to niestety sporo sensu. Dlaczego więźniarka miałaby chcieć pomóc klanowi, który ją skrzywdził? Logiczne było, że mogłaby chcieć ich osłabić – nawet kosztem własnego życia. W siedliskach dwunożnych podobno biegały potwory i wszędzie goniły psy. Głupia Łapa mogła wiedzieć, gdzie dokładnie się znajdują. Mogła tam zaprowadzić patrol – i nawet jeśli sama by zginęła, zdołałaby pozbyć się trzech innych kotów. A jeśli patrol nie wróci… Klan Wilka, poza stratą wojowników, mógłby utracić znacznie więcej... Bez wrotyczu nie uda się wyleczyć łzawego kaszlu. To oznaczało, że chorych trzeba będzie izolować, wyrzucać z obozu... albo zakończyć ich cierpienie. Medyczka zauważyła, że Nikła Gwiazda i Jaskółcze Ziele zaczęli mieć pierwsze objawy. Nakłonienie ich do izolacji było niemal niemożliwe, a Jarzębinowy Żar była wykończona. Ziół było dramatycznie mało. Dlatego, gdy tylko patrol z wrotyczem wróci, będzie musiała iść z Cisowym Tchnieniem i Roztargnionym Koperkiem na wielki patrol. Cała trójka była już przemęczona i zaczęli prosić wojowników o przynoszenie jedzenia i wody. Każdą chwilę spokoju wykorzystywali na krótkie drzemki. Teraz szylkretka miała właśnie taką krótką przerwę – przeznaczyła ją na posiłek. Tłusta jaskółka była tak pyszna, że Jarzębina aż mruczała, czując, jak kawałki mięsa rozpływają się w pysku. Gdy tylko oparła pysk na łapach, ktoś już stał nad nią.
— Jarzębinowy Żarze… masz może chwilkę? — znała ten spokojny, lekko drżący głos. Należał do Szczawiowej Łapy, młodego biało-brązowego kocurka.
— Jasne, że mam — wymruczała, siadając. Dla tego kocurka zawsze znajdowała czas. Może nie było tego po niej widać, ale medyczka uwielbiała kocięta i łatwo nawiązywała z nimi więzi.
— Strasznie swędzi mnie grzbiet, wręcz piecze — poskarżył się, zaciskając zęby.
Kotka nie zwlekała. Ogonem zaprosiła go do nory medyków. Szczawik usiadł na jednym z posłań... a raczej tam, gdzie powinno się ono znajdować. Aktualnie legowiska medyków były puste – zostały wyniesione, a uczniowie zbierali świeży mech. Jarzębina wyjęła z magazynku suche liście dębu i zmrużyła oczy z żalem, widząc jak mało ziół zostało. Westchnęła i wróciła do kocurka. Przeżuła liście na papkę, odsłoniła jego gęste futro i dokładnie posmarowała zaczerwienione miejsce.
— Dziękuję — wymruczał kocur, już chcąc wyjść. Jarzębina jednak powstrzymała go długim ogonem.
— Zostań tutaj, żeby maść na pewno zadziałała i nie spadła — odparła, siadając obok. — Jak ci idą treningi? — zapytała z ciepłym uśmiechem.
Kocurek odwzajemnił uśmiech i zaczął opowiadać. Jarzębina słuchała go tylko częściowo – jej myśli nadal krążyły wokół epidemii i nacięć na uszach klanowiczów.
Wyleczeni: Szczawiowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz