Czekoladowa nie wiedziała jak to się stało, ale nie zastanawiała się też nad tym mocno. Możliwe, że po prostu Sówka dostrzegła jej wspaniałość i obdarowała uczniem w postaci swojego drogocennego wnuka.
Kotka zlazła z drzewa i rozejrzała po obozie. Dostrzegła zbiorowisko świeżo upieczonych uczniów i tych trochę starszych, którzy wymieniali się z nimi doświadczeniami z treningów. Prychnęła pod nosem. Podeszła do grupy uczniów.
— Który z was to gówniak Jeżyny?
Czerwiec z początku nie zareagował na jej pytanie, jednak gdy ta się powtórzyła, uśmiechnął się tylko.
— Poszukaj w krzaku. Może znajdziesz.
— O ty, wredny robaku! — warknęła. — Nie naśmiewaj się ze mnie, bo pożałujesz.
— Robaczki są pożyteczne, wiesz? — mruknął z uśmiechem, a gdy ta wspomniała o tym, że pożałuje, roześmiał się. Dopiero po chwili odkaszlnął.
— Ależ oczywiście. Bardzo mi przykro i kłaniam się do łapek — dodał, wciąż żartobliwie, chociaż z domieszką powagi.
Figa machnęła puszystym ogonem z rozmachem. Była poddenerwowana. Wredny bachor, naśmiewał się z niej. Widocznie nie zdążył zasłyszeć plotek o najgorszym kocie chodzącym po Owocowym Lesie!
— No, to kłaniaj się, gadająca szyszko — burknęła. — Robaczki są smaczne. Mogę je pożreć i nic mi nie mogą zrobić!
Zupełnie nic sobie nie robił z jej zachowania, a w jego oczach lśniła pewność siebie. Figa to dostrzegła, marszcząc brwi. Twardy egzemplarz jej się trafił.
— Wolę być szyszką niż mokrym ptakiem, któremu pióra opadają — odparł, a potem po prostu ziewnął. — Będziemy tu tak stać jak dwa szpaki i patrzeć na siebie, czy w końcu weźmiemy się do roboty? Niezbyt mam ochotę tracić czas — dodał, wciąż nie zmieniając swojej postawy.
Figa zmarszczyła nos. Wredny gówniak.
— Czereśnia Cię nauczył tak pyskować? — zapytała z pogardą, a raczej stwierdziła fakt. Jeżyna była zbyt miła na wychowanie takiego mysiego móżdżka.
— Huh, chyba nie ostrzegł Cię przede mną! — oznajmiła ponownie. — Zamienię Twoje życie w istne piekło!
Prychnęła, machając ogonem pełnym listków i gałązek, gdyż nie wyczyściła go porządnie.
— A teraz chodź, miernoto — ponagliła go.
— To nie jest pyskowanie, tylko reagowanie adekwatnie do zachowań innych — odparł i uśmiechnął się niewinnie, a słysząc jej słowa, o mało co nie wybuchł śmiechem. — Aleś ty straszna! Aż wibrysy trzęsą mi się ze strachu — wymruczał, a gdy ta ruszyła ogonem, z którego wręcz wystawały listki czy inne takie, odebrało mu dech piersi.
— Myjesz ty go czasem? — dodał.
Figa prychnęła. Już miała w głowie cały plan zatopienia pazurów w tym pyskatym pyszczku.
— Jak Ci przeszkadza, to Twój pierwszy trening może być z pielęgnacji mojej sierści — odparła z szelmowskim uśmiechem.
Na jej słowa oczka mu błysnęły.
— Bardzo chętnie zaprezentuję ci, jak należy o siebie dbać, bo widzę, że masz tyły — odparł zupełnie szczerze, z nutką rozbawienia. Zmarszczyła brwi w niesmaku.
— Chodźmy. — Uderzyła go brudnym ogonem. — Jak będziesz grzeczny, to ci pozwolę go dotknąć. Na razie możesz tylko patrzeć. Powinieneś się cieszyć, że pozwalam Ci oddychać tym samym powietrzem, co ja.
Następnie odwróciła się na pięcie, kierując kroki ku wyjściu z obozu. Chcąc nie chcąc, powinna mu pokazać, jak przeżyć w Owocowym Lesie. Jeżyna by ją zabiła, gdyby jej synowi coś się stało.
— A może to ja pozwalam tobie oddychać w mojej obecności, co? — mruknął w odpowiedzi, a gdy ta uderzyła go ogonem, uśmiechnął się chytrze. — Wtedy może dostąpisz zaszczytu brania udziału w mojej lekcji — parsknął i ruszył za nią, chociaż szedł na tyle szybko, by nadążyć za mentorką.
Oba koty wyszły z obozu. Figa prowadziła, mówiąc po drodze ogólne informacje jakie znał każdy kot. O sąsiadach, innych klanach, wtrącając swoje opinie na ich temat. Dotarli w końcu do ich punktu podróży.
— Tam, jak się przyjrzysz, to możesz dostrzec Owocowy Lasek. Jest tam dużo ptaków, owoców i kotów które się migdalą. Jak jakieś zobaczysz to mi powiedz, chętnie narobię im wstydu, hehe — zaśmiała się pod nosem na myśl o swoim misternym planie.
Czerwiec zerknął w stronę lasu i w ciszy wysłuchał tego, co kotka miała mu do powiedzenia.
— Najpierw znajdę błoto i wtedy dam ci znać, to poćwiczymy nasz cel — mruknął w odpowiedzi.
Wizja obrzucania kogoś z ukrycia błotem była naprawdę kusząca. Figa uśmiechnęła się i stłumiła wybuch śmiechu, przez co z jej pyszczka wydostało się ciche "pfff". Zerknęła na ucznia, w niczym nie przypominał rodziców. Może charakterkiem poszedł w dziadków?
— Ha! — Pacnęła go łapą w grzbiet. — I to mi się podoba! Jeszcze będą z Ciebie koty! Chodź, powiem Ci, jakie drzewa tu rosną. W sekrecie też mogę ci zdradzić, że czasami koty specjalnie zabierają stąd owoce, żeby sfermentowały i używają ich, żeby się odurzać. Nigdy tego nie próbowałam.
Spojrzał na mentorkę. Widocznie spodobał jej się ten pomysł.
— Ach, tak? Właściwie to można by było komuś sprezentować taki podarek. O! Przed zgromadzeniem nafaszerować posiłek i czekać na efekt. Wyobrażasz to sobie? — spytał i zachichotał pod noskiem.
Spojrzała na niego z ukosa. Ruszyła między drzewami, ogonem dając mu znać, by szedł za nią.
— Te owoce śmierdzą na odległość — oznajmiła. — Lepiej je jeść pokryjomu, bo Sówka może się wkurzyć. Albo Twoja matka. Ty to w ogóle powinieneś się schować; mając w rodzinie liderkę musisz uważać pewnie jak oddychasz — mruknęła z pewną dawką współczucia w głosie.
Czerwiec zmarszczył brewki.
— E tam, co ona może mi zrobić? Ukarze mnie? Haha! — odparł uczeń.
Zastrzygł uszkiem na słowa Figi.
— Ach, tak, ale wiesz co? Nie będę rezygnować z rozrywek tylko dlatego, że moja babka jest liderką — odparł i wzruszył lekko barkami. Podążył za nią i spojrzał w górę.
Dotarli pod drzewa; niewysokie, jednak bardzo obszerne. Ich korony miały dużo liści, grube pnie i sporo małych owoców.
— To jabłoń. Z jabłek najfajniej robi się fermentowane owoce. Można próbować też z gruszek... ale chyba jabłka są popularniejsze. O, tam masz gruszki, widzisz? Jabłka są okrągłe, a gruszki podłużne, no i kolorami się różnią.
— To mówisz, że nigdy nie próbowałaś, hę? — mruknął, analizując wszystko.
Kotka wzruszyła ramionami.
— Byłam zajęta podbijaniem Owocowego Lasu! — odparła dziarsko, przyjmując dumną pozę. Jej ogon pełen gałązek i liści poruszył się wdzięcznie. — Poza tym Twój ojciec to straszny sztywniak. Był moim mentorem, uwierzysz?
— Podbijaniem Owocowego Lasu? Brzmi trochę jak moje plany na przyszłość — odparł na pierwsze i wypiął dumnie pierś. — Czereśnia był twoim mentorem? Przyznaję, że nie jest zbyt... rozrywkowy. No i faktycznie bym w to nie uwierzył, gdyby to ktoś inny mi o tym powiedział — rzekł w końcu.
Prychnęła, patrząc na niego przez chwilę. Odwróciła zaraz głowę, idąc dalej.
— Haha, ty i podbijanie Owocowego Lasu? Nie rozśmieszaj mnie! — oznajmiła. — Taki mały, słodki kociaczek, jak Ty się nie nadaje na tak wspaniałego buntownika, jak ja. Poza tym to miejsce jest już obsadzone!
Na wzmiankę o Czereśni poruszyła oklapniętym uchem. Uciekła wzrokiem w bok i wbiła go w przestrzeń. Myślami wróciła na chwilę do swoich treningów.
— Taa, nie wiem, co Jeżyna w nim widzi — mruknęła, kopiąc łapą kamień na trawie. — Według mnie Czereśnia jest zwykłym kotem, nie wyróżnia się z tłumu, mało gada. Co to za frajda mało gadać? I ciągle się dąsać? Chociaż walczy nieźle, to muszę mu przyznać. Wyzywałam go na wiele pojedynków i sprawdziłam jego umiejętności. Ale pod każdym innym względem jest absolutnie przeciętny, pfff. Jestem od niego sto razy fajniejsza i lepsza!
Na jej słowa w oczach mu błysnęło. Bez słowa przyśpieszył i stanął centralnie przed nią.
— Skoro nie może być dwóch... — zaczął i uniósł dumnie pyszczek. — To wywalczę sobie to miano. Pokonam cię, a ty jeszcze będziesz błagać mnie o litość! Gwarantuję ci to — rzekł z wyraźną pewnością siebie.
Kilka chwil później znów szli przed siebie.
— Pff, ty? Lepsza? Haha! Niezły z ciebie żartowniś. — wyrzekł kpiąco, a następnie poruszył lekko wibrysami. — Ale skoro mówisz poważnie...to udowodnij to, bo jak na razie za bardzo to się nie popisałaś. To już mój brat pokazał nieco więcej werwy — dodał i uśmiechnął się drwiąco.
Prychnęła głośno.
— Nic Ci nie muszę udowadniać — uderzyła go ogonem w nos. — Samo to, że ja jestem mentorem, a ty tylko małym, biednym uczniem, już dużo mówi! Nauczyłbyś się trochę szacunku! Wiesz kim ja jestem? Figa, postrach Owocowego Lasu! No i ja nie żartuję. Jestem od Ciebie we wszystkim lepsza. Twoje ambicje są nieco zbyt wygórowane. Pamiętaj, że ja rządzę na treningach! Jak będę chciała, to zgotuję Ci takie piekło, że Jeżyna Cię nie pozna! Na razie jestem miła. Ciesz się tym.
Gdy ta uderzyła go ogonem w nos, ten wykorzystał szansę i ugryzł ją w czubek ogona. Zrobił to z premedytacją, a następnie się wyprostował.
— Postrach? Dla kogo? Ja nie boję się wypłowiałych ptaszków. Zresztą nie widzę sensu, dlaczego mam darzyć kogoś takiego szacunkiem. Wyobraź sobie tym, jakże mądrym łebkuniem, że szacunek działa w obie strony. Chociaż to chyba zbyt inteligentne dla ciebie. No cóż. Nie każdy musi wiedzieć wszystko, prawda? — wyrzekł, szczerząc kiełki. — Och? Czyżbyś się bała, że stracisz swoją posadę gburowatego koteczka? Nie martw się, ja celuję wyżej. Zatem nie musisz mi grozić, bo w zasadzie i tak nic mi nie możesz zrobić — odparł i przekrzywił łebek. — Chociaż? Wyglądasz na taką, która mogłaby kogoś skrzywdzić. Tylko, czy to nie pozbawi cię tytułu? Wątpię, aby Owocowy Las chciał w swoim gronie mieć kogoś tak agresywnego i nieobliczalnego. Jak myślisz? Fajnie by ci było jako ta bez grupy? — dodał jeszcze, nim umilkł.
Obserwował kotkę, ale w jego wzroku nie było ani krztyny strachu. Figa w ogromnym szoku słuchała każdego jednego słowa, które padło z ust jej ucznia. Nie wiedziała czy jest bardziej zszokowana czy rozwścieczona. Chyba obydwa. Machała gniewnie ogonem, na którym została resztka śliny tego ptasiego móżdżka.
— Ty wronia strawo — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Czerwiec za krótko żył, aby wiedzieć, że Figa już aktualnie nie miała grupy i była "tą" odepchniętą. Malinek ją kochał, bo był jej ojcem, z Dereńką szło lepiej lub gorzej, a Jeżyna... Figa sama nie wiedziała, co myśli na jej temat. Niby się tolerowały, Jeżyna w końcu dzielnie znosiła jej wszystkie dzikie zapędy i wybryki, ale kotka nadal miała co do niej mętlik w głowie.
A ten tutaj? Czerwiec? Ledwo go poznała, a już chciała pocharatać mu cały pysk.
Wysunęła gniewnie pazury, a jej ogon wzniecał kurz.
Gwałtowny skurcz mięśni trwał sekundę, gdy tylne łapy odbiły się od ziemi. Sprawnym ruchem powaliła kocura na ziemię, przyciskając łapami do ziemi. Miała wysunięte pazury, ale go nie raniła. Musiała nad sobą zapanować... nie mogła go skrzywdzić za bardzo... Bo Jeżynie byłoby przykro.
— Nic o mnie nie wiesz — warknęła gniewnie. Przycisnęła go do ziemi mocniej, a pazury wbiła tak, by mógł je poczuć przez sierść, ale by nie zostawić ran. — Ledwo co Cię poznałam, a już wiem, że jesteś aroganckim i głupim kotem. Nie wiesz, z kim zadzierasz.
Kocurek nie zdążył zareagować, kiedy to kocica skoczyła na niego. Czekoladowy nie potrafił zupełnie nic, więc nie był jakąś wielką przeszkodą. W oczach nie było śladu strachu. Faktycznie, Figa była tą, która bez żadnego problemu mogłaby kogoś zabić. Spojrzał w jej oczy, a słysząc wypowiedź przymknął na chwilę ślepka.
— Nie muszę cię znać, aby wiedzieć jakie masz zapędy. No zabij mnie. Śmiało. Pokaż mi to piekło, o którym mówiłaś. Pokaż mi i wszystkim, jaka jesteś i wespnij się jeszcze wyżej po gałęziach sławy — wyrzekł cicho, ponownie spoglądając na nią żółtymi oczami.
Zacisnęła zęby. W jej głowie kotłowało się dużo myśli. Przede wszystkim rozsądek walczył ze wściekłością, która próbowała szeptać jej do ucha.
Słysząc, jak kocur ją podjudza, myślała że się przesłyszała. Bezczelny, nie znający strachu. To go kiedyś zgubi. Figa będzie wtedy tylko obserwować.
— Huh, więc szybko chcesz się wybrać na tamten świat — stwierdziła gorzko. Spojrzała w złote ślepia, próbując cokolwiek z nich wyczytać. Te jednak hardo nie zmieniały swojego wyrazu.
Patrzyła długo, w ciszy. Przerywało ją jedynie bicie jej ogona oraz ich oddechy, Figi był nierówny, nerwowy, a jednocześnie głęboki. Wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie była morderczynią. Miała swoje wartości, nawet jeśli jej charakter pozostawiał wiele do życzenia.
W końcu, wzięła głęboki wdech, zamknęła na dłuższą chwilę oczy. Wyciszyła oddech i oddaliła natrętne chęci rzucenia się do gardła uczniowi. Była lepsza niż to. Mogła to pokonać. Pokonać siebie i swoje dotychczasowe zachowania. Droga ta była jednak bardzo, bardzo trudna i wyboista, a Czerwiec widocznie polubił zagradzanie jej.
— Nie zniżę się do poziomu byle mordercy — uznała w końcu. Złapała kocura za kark i rzuciła nim w bok.
— Znaj swoje miejsce, Czerwiec. — Warknęła, a jej oczy patrzyły w odległy punkt pomiędzy drzewami.
<Czerwiec? Początek przyjaźni z przytupem!>
[Trening Czerwca, liczba słów: 2100]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz