Lekka mżawka była niczym w porównaniu do ostatnich częstych i intensywnych deszczy. Drobne kropelki niemal niezauważalne spadały na jej czarne futerko. Czuła jak powoli przemaka, lekceważ delikatny deszczyk. Nieprzyjemny wiatr przypominał o sobie w najbardziej niespodziewanym momencie. Mimo obecności licznych drzew, morska bryza wciąż znajdowała drogę by spowodować dreszcze na drobnym ciałku. Gołąbek ćwiczyła skradanie się. A przynajmniej próbowała. Było jej tak źle i niedobrze. Wolała skulić się w legowisku najlepiej przy ciepłym boku, którejś z sióstr. Otrzepała futro z nadmiaru wody i powędrowała wzrokiem ku mokrej ziemi. Leśne runo zamieniało się w jedną wielką papkę. Gołąbek powędrowała wzrokiem ku leszczynie. Gdyby nie pogoda pewnie mogliby zastać tu jakieś gryzonie. Wyobraziła sobie pulchną mysz przemykającą się pod splątanymi korzeniami. Brzmiało to tak głupio, ale jej mentor chciał zobaczyć jak przyswoiła wiedzę, którą uparcie ładował do jej małego łebka. Przywarła do ziemi, szurając brzuchem po mokrej ziemi. Starała się trzymać ogon nisko, lecz ten na złość radośnie sterczał oznajmiając o swojej obecności. Gałązka głośno trzasnęła pod jej łapą. Wyimaginowana nornica uciekła, tak samo jak resztki godności Gołąbek.
Usłyszała śmiech. Nie brzmiał on jednak radośnie.
— Za szybko. Za głośno. I pozycja też fatalna. Słuchasz mnie w ogóle? — wytknął jej, krzywiąc się.
Gołąbek położyła uszka. Zawstydzona poszurała łapką w mokrej ziemi. Nie sądziła, że aż tak fatalnie jej poszło.
— Zamiast błądzić myślami skup się w końcu na naszym treningu. Chyba nie chcesz być gorsza od swoich sióstr? — mruknął, unosząc brew.
Ruszył przed siebie. Kotka powoli za nim. Starała się, naprawdę, całym swoim drobnym ciałkiem, lecz mimo to Mróź wciąż był niezadowolony. Słyszała od sióstr jak ich mentorowie je chwalą. Jak razem spacerują w ciekawe miejsca. I opowiadają im niesamowite historie. Tymczasem jej mentor zdawał się dbać głównie o siebie. Ona ćwiczyła przemoczona, podczas gdy Mroźny Wicher siedział i przyglądał się jej z rozbawieniem. Zmarszczyła nos. To nie było sprawiedliwe. Ale był jej wujem... nie mogła na niego marudzić.
— Zgubiłaś język?— parsknął, zerkając w jej stronę.— Idealnie. To się nada.
Uniosła łeb do góry, próbując znaleźć rzecz, o której mówił liliowy. Korona drzewa nie zdawała się skrywać niczego niezwykłego. Drzewo jakich wiele.
— Na co czekasz? Właź.— rozkazał jej z krzywym uśmiechem.
Gołąbek spoglądała na niego zdziwiona. Przecież nic o tym nie wiedziała. Na dodatek była cała mokra i zmęczona...
— Nie rób takiej miny i właź. Ziemia jest miękka, nie poobijasz się w razie upadku.
Czarna niepewnie podeszła do pnia. Mokra kora pachniała specyficznie.
— No dalej, dalej. Wysuń pazury i do góry.— słyszała za sobą.
[słów 410 + wspinaczka na drzewo]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz