— Witajcie — mruknęła, wychodząc z cienia. — Nie ma co się przejmować Pokrzywku. Dobrze, że dotarliście w jednym kawałku. — Uśmiechnęła się do niego, a kocur odwzajemnił gest bardzo ciepło. Wojowniczka stojąca obok przewróciła oczami. Przestępowała z łapy na łapę i szurała ogonem po posadzce pełnej źdźbeł siana. Nagle jednooka zwróciła się bezpośrednio w jej stronę, a jej przenikliwe spojrzenie aż zmroziło Klifiaczke na uderzenie serca. — A więc to ty jesteś Melodyjny Trel? Ah! Nic dziwnego, że uwiodłaś mojego braciszka. Chociaż nie mogło być to takie proste, bo zawsze był z niego taki nieśmiały olbrzym... A czy to wasz syn? — zwróciła się do biało-niebieskiego młodzika.
Nie czekał on aż to rodzice go przedstawią - bez skrupułów zrobił krok do przodu i z dumnym uśmiechem powiedział:
— Tak, na imię mam Gąsienicowy Ogryzek! — Wypiął pierś.
Nie czekał on aż to rodzice go przedstawią - bez skrupułów zrobił krok do przodu i z dumnym uśmiechem powiedział:
— Tak, na imię mam Gąsienicowy Ogryzek! — Wypiął pierś.
— W takim razie bardzo miło mi was wszystkich w końcu poznać — powiedziała samotniczka.
— Tak w zasadzie mamy jeszcze jedną córkę — poprawił ją brat. Usadowił się bardziej w głębi, gdzie wygodnego siana było więcej, a partnerka, jak za karę, smętnie podążyła za nim. — Postrzępiony Mróz — doprecyzował.
— Dostała niedawno pierwszego ucznia, dlatego nie przyszła — dodał jej bratanek. Nie ruszył do końca za rodzicami. Nieśmiało, chociaż widocznie zaciekawiony, chodził po szopie. Głowę zadzierał wysoko, rozglądał się, jakby szukał czegoś konkretnego, chociaż sam zapewne nie wiedział czego.
— Tak w zasadzie mamy jeszcze jedną córkę — poprawił ją brat. Usadowił się bardziej w głębi, gdzie wygodnego siana było więcej, a partnerka, jak za karę, smętnie podążyła za nim. — Postrzępiony Mróz — doprecyzował.
— Dostała niedawno pierwszego ucznia, dlatego nie przyszła — dodał jej bratanek. Nie ruszył do końca za rodzicami. Nieśmiało, chociaż widocznie zaciekawiony, chodził po szopie. Głowę zadzierał wysoko, rozglądał się, jakby szukał czegoś konkretnego, chociaż sam zapewne nie wiedział czego.
— Rozumiem, rozumiem... — mruknęła pod nosem. — Ale i tak się ciesze, że wam się udało. Jesteście może głodni? — zapytała, odwracając się na do stosiku zwierzyny, który ułożony był w kącie. Był dość sporawy. Dwa piękne, dorodne bażanty wydawały się dalej wypychać dumnie pierś, chociaż dech już z nich dawno uleciał. Dzięki sile Zośki, polowanie na nie nie było tak niebezpieczne. Sola złapała o świcie wiewiórkę, której kita iskrzyła ogniście, a Walka wywabiła z nory tłustego kreta. Gdyby mieli dalej być głodni, szemranie myszy było słyszalne w każdej chwili ciszy.
— Ja podziękuje — odpowiedział Pokrzywek, nie myśląc zbyt wiele o zdobyczach. Poczuł za to jak ciało Melodyjnego Trelu, przyciśnięte do jego boku, napina się nieznacznie. Zerknął ukradkiem na kotkę, ale ta unikała jego pytającego spojrzenia. Zestresowało go to, zmarszczył brwi, bardziej z troski niż zdenerwowania. — Coś się stało? Jesteś głodna? Jadłaś dziś? — dopytywał, a z każdym słowem niska wojowniczka stawała się coraz bardziej nafuczana.
— Nie — rzuciła krótko przez zaciśnięte gardło. Gąsienica nie odpowiedział, ale samotniczka wzięła to za odmowę. Odsunęła się od stosiku i usiadła naprzeciwko.
— Jakbyście zgłodniali, to mówcie. Pełno zwierzyny, aż nie da się chodzić w spokoju, bo pcha się pod łapy — miauknęła Terpsychora.
— To prawda, łowy są samą przyjemnością — zgodził się wojownik. — Prawda Melodyjko? — zapytał z dozą desperacji. Wiedział, że partnerką nie chciała przychodzić, ale jednocześnie za każdym razem, kiedy odwiedzał siostrę, pytała o to, co robił, o czym z nią rozmawiał. Dlaczego więc teraz milczy i wygląda, jakby właśnie nie dostała tego, czego tak bardzo chciała.
— Może — burknęła.
— Przepraszam za bezpośredniość, ale czy twój wzrost jest pomocny podczas polowania? — Liliowa przekręciła delikatnie łeb w bok. Posłała drugiej uśmiech, w którym doszukać się było można cienia szyderstwa.
— Ja podziękuje — odpowiedział Pokrzywek, nie myśląc zbyt wiele o zdobyczach. Poczuł za to jak ciało Melodyjnego Trelu, przyciśnięte do jego boku, napina się nieznacznie. Zerknął ukradkiem na kotkę, ale ta unikała jego pytającego spojrzenia. Zestresowało go to, zmarszczył brwi, bardziej z troski niż zdenerwowania. — Coś się stało? Jesteś głodna? Jadłaś dziś? — dopytywał, a z każdym słowem niska wojowniczka stawała się coraz bardziej nafuczana.
— Nie — rzuciła krótko przez zaciśnięte gardło. Gąsienica nie odpowiedział, ale samotniczka wzięła to za odmowę. Odsunęła się od stosiku i usiadła naprzeciwko.
— Jakbyście zgłodniali, to mówcie. Pełno zwierzyny, aż nie da się chodzić w spokoju, bo pcha się pod łapy — miauknęła Terpsychora.
— To prawda, łowy są samą przyjemnością — zgodził się wojownik. — Prawda Melodyjko? — zapytał z dozą desperacji. Wiedział, że partnerką nie chciała przychodzić, ale jednocześnie za każdym razem, kiedy odwiedzał siostrę, pytała o to, co robił, o czym z nią rozmawiał. Dlaczego więc teraz milczy i wygląda, jakby właśnie nie dostała tego, czego tak bardzo chciała.
— Może — burknęła.
— Przepraszam za bezpośredniość, ale czy twój wzrost jest pomocny podczas polowania? — Liliowa przekręciła delikatnie łeb w bok. Posłała drugiej uśmiech, w którym doszukać się było można cienia szyderstwa.
— Przepraszam? — oburzyła się nieznacznie. Zmrużyła ślepia i uderzyła ogonem o stertę siana.
— Ah! Spokojnie, nie miałam nic złego na myśli; pytałam wyłącznie z ciekawości — uspokajała ją jednooka. — Po prostu i ja, i Pokrzywek zawsze byliśmy wysocy, co niejednokrotnie wydawało mi się dość problematyczne, zwłaszcza kiedy polowanie w wysokiej trawie nie było możliwe. Na przykład w Porę Nagich Drzew.
— A czy brak oka ci pomaga? — odgryzła się, a siedzący obok kocur spojrzał na nią przestraszony.
— Melodyjko! To było niepotrzebne — powiedział wręcz błagalnie. Szybko przeniósł wzrok na syna, który parsknął cichym śmiechem, wciąż jednak drepcząc między kupkami słomy. Ostatecznie zatrzymał się na pysku siostry; bał się, że będzie zezłoszczona, albo, co gorsza, zasmuci się niesamowicie... Terpsychora jednak miała przymrużone oko, ale pysk wygięty w gorzki uśmiech.
— Cóż... Jest to dość uporczywe. Muszę jednak przyznać, że winę nosze wyłącznie ja sama. Ja i moja głupota, nie pomyślunek, pech... — Jej szarozielone oko świdrowały dziurę w pysku wojowniczki. Ta parsknęła.
— Z tego co słyszałam, to nie był pierwszy raz, kiedy tak było. — Uśmiech, którym odwzajemniła się Melodyjny Trel, był równie jadowity, być może nawet bardziej.
— A czy brak oka ci pomaga? — odgryzła się, a siedzący obok kocur spojrzał na nią przestraszony.
— Melodyjko! To było niepotrzebne — powiedział wręcz błagalnie. Szybko przeniósł wzrok na syna, który parsknął cichym śmiechem, wciąż jednak drepcząc między kupkami słomy. Ostatecznie zatrzymał się na pysku siostry; bał się, że będzie zezłoszczona, albo, co gorsza, zasmuci się niesamowicie... Terpsychora jednak miała przymrużone oko, ale pysk wygięty w gorzki uśmiech.
— Cóż... Jest to dość uporczywe. Muszę jednak przyznać, że winę nosze wyłącznie ja sama. Ja i moja głupota, nie pomyślunek, pech... — Jej szarozielone oko świdrowały dziurę w pysku wojowniczki. Ta parsknęła.
— Z tego co słyszałam, to nie był pierwszy raz, kiedy tak było. — Uśmiech, którym odwzajemniła się Melodyjny Trel, był równie jadowity, być może nawet bardziej.
— H-hej... — zaczął nieśmiało Pokrzywowe Zarośla, nie chcąc pozwolić, aby cała sytuacja źle się potoczyła. Przełknął ślinę i mówił dalej, nie dając ani siostrze, ani partnerce, kontynuować zaczepek. — Sio-siostrzyczko, a powiedz... Gdzie twoje przyjaciółki? Nie widzę, nie słyszę ani jednej. Nawet tej malutkiej... Twojej partnerki.
— Są na polowaniu, no i na patrolu. Możecie przekazać Liściastej Gwieździe, że nie kichamy na warunki naszego sojuszu — odpowiedziała, teraz uśmiechając się już ciepło, ale jedynie w stronę braciszka — A Jagienka powinna być gdzieś niedaleko, może nawet za samą szopą. Nie lubi się oddalać, a ziół jest w pobliżu bardzo dużo.
— A czy umowa, którą zawarłaś z naszą przywódczynią, pozwala wam na ogałacanie składzików naszych medyczek? — zapytała twardo karzełka. — Jeszcze niedawno mieliśmy epidemie w kociarni; ziół ledwo starczyło, aby kocięta nie poumierały. To nie jest w porządku. — Ostatnie zdanie powiedziała do partnera.
— Proszę cię kochanie, nie przekręcaj wszystkiego... Jestem pewien, że gdybyśmy poprosili, to Taniec i jej przyjaciółki podzieliłyby się z nami — próbował słowami położyć jej futro na karku, ale te jedynie bardziej się nastroszyło.
— Proszę cię kochanie, nie przekręcaj wszystkiego... Jestem pewien, że gdybyśmy poprosili, to Taniec i jej przyjaciółki podzieliłyby się z nami — próbował słowami położyć jej futro na karku, ale te jedynie bardziej się nastroszyło.
— Podzielić?! Żartujesz sobie?! — Skrzywiła się jeszcze mocniej.
— Dobrze wiedzieć, że nie mnie wyłącznie łapiesz za każde słowo. Chociaż... Nie wiem, czy to tak dobrze, że masz to po prostu w zwyczaju. To musi być takie męczące... Jesteś pewna, że to nie przez głód? Zapewniam, to wszystko tam, to nie jest zatrute. Mogę nawet zjeść z tobą na pół, jeśli chcesz. — Terpsychora posłała bratowej łagodny uśmiech. Taki, jaki królowe nakładają na pysk, kiedy ich kocie zachowuję się głupiutko, kiedy jest krnąbrne, ale nie w szkodliwy sposób. Biła od niego udawana troska, ale i wyższość.
— Dobrze wiedzieć, że nie mnie wyłącznie łapiesz za każde słowo. Chociaż... Nie wiem, czy to tak dobrze, że masz to po prostu w zwyczaju. To musi być takie męczące... Jesteś pewna, że to nie przez głód? Zapewniam, to wszystko tam, to nie jest zatrute. Mogę nawet zjeść z tobą na pół, jeśli chcesz. — Terpsychora posłała bratowej łagodny uśmiech. Taki, jaki królowe nakładają na pysk, kiedy ich kocie zachowuję się głupiutko, kiedy jest krnąbrne, ale nie w szkodliwy sposób. Biła od niego udawana troska, ale i wyższość.
— Nie. Dziękuję — odmówiła ponownie, twardo, stawiając silny nacisk na obydwa słowa. — To farsa, że mielibyśmy prosić o rośliny, które urosły na naszej ziemi, że proponują mi zwierzynę upolowaną na naszych terenach.
— Melodyjko... Usiądź, proszę — wyjąkał błagalnie wojownik, kiedy jego ukochana nagle wstała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
— Zostań sobie tutaj, jeśli chcesz! Możesz nawet nie wracać na noc, jeśli lubisz ten nużący, ciężki smród słomy. Nie będę już na ciebie czekać — prychnęła, wpatrując się prosto w jego smutny pysk. Nie spojrzała na szwagierkę, chwilę tylko poświęciła synowi, który jednak sam zrozumiał aluzję i odchrząknął.
— Ja odprowadzę mamę... Em... Dziękuje za gościnę — powiedział grzecznie i pierwszy wyskoczył za uchylone wrota. Terpsychora skinęła mu na pożegnanie. Melodyjny Trel stała jeszcze chwilę, a jej oczy wbite były w stos zwierzyny.
— Melodyjko... Usiądź, proszę — wyjąkał błagalnie wojownik, kiedy jego ukochana nagle wstała i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
— Zostań sobie tutaj, jeśli chcesz! Możesz nawet nie wracać na noc, jeśli lubisz ten nużący, ciężki smród słomy. Nie będę już na ciebie czekać — prychnęła, wpatrując się prosto w jego smutny pysk. Nie spojrzała na szwagierkę, chwilę tylko poświęciła synowi, który jednak sam zrozumiał aluzję i odchrząknął.
— Ja odprowadzę mamę... Em... Dziękuje za gościnę — powiedział grzecznie i pierwszy wyskoczył za uchylone wrota. Terpsychora skinęła mu na pożegnanie. Melodyjny Trel stała jeszcze chwilę, a jej oczy wbite były w stos zwierzyny.
— Biorę bażanta — burknęła jedynie i złapała dorodnego ptaka za długą szyję. Był ciężki, nieporęczny, więc niemal nie wpadła w stos siana, który usypany był za kupeczką. Przeklęła pod nosem, ale nie dała sobie pomóc, nawet kiedy Pokrzywowe Zarośla podbiegł do niej i chciał wyszarpać jej zwłoki z pyska. Syknęła na niego, a liliowy odsunął się potulnie; wbił oczy we własne łapy. Pozbierała się w końcu i wycofała się przez drzwi. Ostatni raz zerknęła do środka.
I zauważyła coś. Otwarte wrota wpuszczały pomarańczowe, intensywne promienie zachodzącego słońca, dzięki czemu coś zalśniło między przerzedzonymi, popchniętymi przez nią źdźbłami słomy. Melodyjny Trel zmarszczyła oczy. Coś odbijało je w jej stronę. Coś ostrego, niczym koci pazur. Poczuła czyiś wzrok. Samotne, zielone oko przeszywało ją w sposób tak przerażający, tak paraliżujący, że ciężko jej było zaczerpnąć powietrze nosem. Dreszcz przeszedł po grzbiecie, a łapy zdawały się przylgnąć nieodwracalnie do posadzki. Dopiero pomruk Gąsienicowego Ogryzka wyrwał ją z tego koszmarnego stanu. Szarpnęła ptakiem, a kiedy znalazła się na zewnątrz, pozwoliła synowi się nim zająć. Dopiero kiedy znalazła się z chłodnym obozie, jej futro całkowicie opadła, a rytm serca się uspokoił.
— J-ja... Ja cię tak strasznie przepraszam siostrzyczko... — miauknął żałośnie Pokrzywek, wpatrując się morskimi oczami w policzek kotki.
— Nic nie szkodzi. To nie twoja wina. — Wstała i podeszła do stosu, który po zabraniu największego łubu rozsypał się. Pod pretekstem chęci naprawienia go, zasypała odkryte miejsce ponownie warstwą suchej trawy. Dobrze ukryła przed bratem drgający ze zdenerwowania ogon. — Ale może lepiej już idź... Bażant może przywabić duże drapieżniki...
I zauważyła coś. Otwarte wrota wpuszczały pomarańczowe, intensywne promienie zachodzącego słońca, dzięki czemu coś zalśniło między przerzedzonymi, popchniętymi przez nią źdźbłami słomy. Melodyjny Trel zmarszczyła oczy. Coś odbijało je w jej stronę. Coś ostrego, niczym koci pazur. Poczuła czyiś wzrok. Samotne, zielone oko przeszywało ją w sposób tak przerażający, tak paraliżujący, że ciężko jej było zaczerpnąć powietrze nosem. Dreszcz przeszedł po grzbiecie, a łapy zdawały się przylgnąć nieodwracalnie do posadzki. Dopiero pomruk Gąsienicowego Ogryzka wyrwał ją z tego koszmarnego stanu. Szarpnęła ptakiem, a kiedy znalazła się na zewnątrz, pozwoliła synowi się nim zająć. Dopiero kiedy znalazła się z chłodnym obozie, jej futro całkowicie opadła, a rytm serca się uspokoił.
— J-ja... Ja cię tak strasznie przepraszam siostrzyczko... — miauknął żałośnie Pokrzywek, wpatrując się morskimi oczami w policzek kotki.
— Nic nie szkodzi. To nie twoja wina. — Wstała i podeszła do stosu, który po zabraniu największego łubu rozsypał się. Pod pretekstem chęci naprawienia go, zasypała odkryte miejsce ponownie warstwą suchej trawy. Dobrze ukryła przed bratem drgający ze zdenerwowania ogon. — Ale może lepiej już idź... Bażant może przywabić duże drapieżniki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz