— Kolec w łapie się stał… — mruknął, krzywiąc pysk, gdy stanął na jednej z łap. — Och, co za pech… Chciałem jedynie się przejść po terenach, a akurat wtedy trafił się kolec! Może to znak, że powinienem już nie ruszać się z obozu? To już nie te księżyce, jeśli rozumiesz, co mam na myśli — dodał protektor, krzywiąc się.
— Och, jestem pewna, że nie jest tak źle! — odpowiedziała, wymuszając uśmiech, jednak jej oczy mówiły wszystko. Była wyczerpana. Medyczka wskazała ogonem na pobliskie legowisko uplecione z mchu, aby czekoladowy na nim usiadł. — Zajmij miejsce, obejrzę twoją łapę — miauknęła.
Kornikowa Kora zrobił chwiejny krok w jej stronę, a po chwili położył się na legowisku, aby unieść przednią łapę w górę. Medyczka najpierw spojrzała na niego zagubiona, zastanawiając się, dlaczego ten postanowił położyć się, zamiast zwyczajnie podnieść łapę… Dopiero wtedy przypomniała sobie o niedokształconej łapie, która czasami mu dokuczała. Fakt, ciężko byłoby na niej oprzeć ciężar swojego ciała. Medyczka skinęła głową, a następnie chwyciła w pysk odrobinę namoczonego mchu, który podrzuciła tuż obok kocura.
— Po co mech? — zapytał protektor, przekrzywiając głowę, niczym ciekawski kociak. Szylkretka nie mogła powstrzymać uśmiechu.
— Ach, mech z chłodną wodą może pomóc złagodzić ból po wyjęciu kolca. Może on zebrać te kropelki krwi, które wypłyną, chociaż nie powinno być jej aż tyle — wytłumaczyła. Ton jej głosu był spokojny, opanowany, i zmęczony. Nie pamiętała kiedy był ostatni raz, gdy ta zmrużyła oko. Medyczka delikatnie podniosła łapę kocura, upewniając się, że ten nie przeturla się na bok, gdy tylko straci grunt pod łapą. Kocica następnie starannie obejrzała ranną łapę. — Widzę sprawcę, twojego bólu.. — mruknęła. — Teraz zaciśnij zęby, bo może zaboleć. — Tymi słowami Wieczne Zaćmienie chwyciła w zęby koniec ciernia, i jednym szybkim ruchem wyszarpnęła ostry kolec. Oczywiście odpowiedzią kocura na ten gest kotki był głośny syk przez zaciśnięte zęby, ale nie mogła go winić… Medyczka liznęła ranę kilka razy, a następnie przycisnęła wilgotny mech do wcześniej zranionej łapy. — I jak, lepiej? — zapytała.
— Tak, o wiele. Dziękuję, Wieczne Zaćmienie. Bardzo to doceniam… — powiedział protektor, powoli wstając z miejsca. — Pozwolę sobie wrócić do legowiska, a mech zabiorę ze sobą… Nie chcę tutaj przeszkadzać! Do usłyszenia, Wieczne Zaćmienie — miauknął kocur.
— Jasne, jeśli łapa dalej będzie ci dokuczać, to śmiało przychodź tutaj — odpowiedziała, wymuszając ostatni uśmiech. Kolejny kot wyleczony…
Wyleczono: Kornikowa Kora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz