Zbliżali się do czegoś. Hałas narastał z każdym krokiem. Ziemia nieprzyjemnie drżała. Włos jeżył się na grzbiecie czekoladowej kotki. Nigdy nie słyszała czegoś podobnego. W powietrzu kotłował się zapach kojarzący się z Potworami. Lecz był o wiele mocniejszy. Z niepokojem zerkała w stronę Kłak, która wodziła wzorkiem po horyzoncie. Nie zdawała się być taka napięta jak czekoladowa. Lecz mimo to jej pysk zdradzał, że także nie czuła się komfortowo. Czarne kocięta wlekły się za nimi. Coś jęczały, lecz huczące powietrze skutecznie odciągało uwagę Pierwomrówki od nich.
— Daleko jeszcze? — miauknął Obwarzanek.
Bura zatrzymała się i z wymuszonym uśmiechem zwróciła się do kocięcia. Choć już coraz bardziej wchodził w wiek, w którym byłby już uczniem. Pierwomrówka była mimowolnym świadkiem dorastania tej dwójki. Musiała niechętnie przywyknąć do tytułu cioci. I bycia obślinionym przez te szczyle. Zmarszczyła nos. Ciekawe czy jej starzy spłodzili jej jeszcze więcej rodzeństwa? Skoro teraz mieli jedno mniej w obozowisku...
— Ciociu, ciociu, patrz — usłyszała.
Spojrzała zmęczonym wzrokiem na czarną kupe futra. Meszek zrobił fikołka, albo coś na ten wzór, i patrzył na nią oczekująco. Poczuła jak Kłak depcze jej łapę. Posłała jej mordercze spojrzenie.
— Wow, niesamowite... — burknęła niechętnie.
Meszek zaczął coś paplać, lecz dymna wyłączyła się. Obserwowała jak bura zamiera i wbija spojrzenie przed siebie. Przyspieszyła zaciekawiona. Przed nimi malowało się ogromne pole Ścieżki Grzmotu. Była szersza niż ta w Betonowym Świecie. Ciemniejsza. Zawijała się dziwnie i rozwidlała. A Potwory sunęły po niej z niezwykłą prędkością pozostawiając po sobie jedynie smród.
— I to jest twoja bezpieczna ścieżka? — syknęła zirytowana.
Zostaną rozjechani nim nawet się zorientują. Bura nie zareagowała. Dymna musiała ją trzepnąć.
— Ej! Nie ignoruj mnie.
— Tego nie było. Jeszcze parę zim temu tego nie było. — miauknęła wciąż oszołomiona Kłak.
Zaczęła iść w stronę kociąt. Pierwomrówka zaczęła ją gonić. Miała nadzieję, że ta nie każe im tego okrążać. Przecież to zajmie im całą wieczność. Ta Ścieżka Grzmotu zdawała się ciągnąć po sam horyzont.
— I co teraz. — syknęła, nie kryjąc żalu.
Bura otulała ogonem dwie czarne kulki. Zerknęła na czekoladową.
— Uspokój się. Jutro poszukamy tunelu. — miauknęła, kładąc się obok braci.
Dymna zmarszczyła nos.
— Jakiego znowu tunelu? Co to niby jest?
— Kiedyś pewien kot mówił mi, że przy takich dużych Ścieżkach Grzmotu znajdują się podziemne tunele. Nikt nie wie dlaczego i co mogą skrywać. — mruknęła, wpatrując się w nią smutno. — Idźmy spać, proszę.
Pierwomrówce cisnęło się jeszcze wiele słów na język. Była zła. Rozwścieczona. Chciała wypomnieć jej każde pewne zapewnienie, że dobrze zna tą drogę. Że bezpiecznie i szybko dotrą do lasu. Podróżowali już tyle księżyców! Lecz zmęczenie wygrało. Odwracając się do kotki zadem, położyła się na trawie.
Bura zatrzymała się i z wymuszonym uśmiechem zwróciła się do kocięcia. Choć już coraz bardziej wchodził w wiek, w którym byłby już uczniem. Pierwomrówka była mimowolnym świadkiem dorastania tej dwójki. Musiała niechętnie przywyknąć do tytułu cioci. I bycia obślinionym przez te szczyle. Zmarszczyła nos. Ciekawe czy jej starzy spłodzili jej jeszcze więcej rodzeństwa? Skoro teraz mieli jedno mniej w obozowisku...
— Ciociu, ciociu, patrz — usłyszała.
Spojrzała zmęczonym wzrokiem na czarną kupe futra. Meszek zrobił fikołka, albo coś na ten wzór, i patrzył na nią oczekująco. Poczuła jak Kłak depcze jej łapę. Posłała jej mordercze spojrzenie.
— Wow, niesamowite... — burknęła niechętnie.
Meszek zaczął coś paplać, lecz dymna wyłączyła się. Obserwowała jak bura zamiera i wbija spojrzenie przed siebie. Przyspieszyła zaciekawiona. Przed nimi malowało się ogromne pole Ścieżki Grzmotu. Była szersza niż ta w Betonowym Świecie. Ciemniejsza. Zawijała się dziwnie i rozwidlała. A Potwory sunęły po niej z niezwykłą prędkością pozostawiając po sobie jedynie smród.
— I to jest twoja bezpieczna ścieżka? — syknęła zirytowana.
Zostaną rozjechani nim nawet się zorientują. Bura nie zareagowała. Dymna musiała ją trzepnąć.
— Ej! Nie ignoruj mnie.
— Tego nie było. Jeszcze parę zim temu tego nie było. — miauknęła wciąż oszołomiona Kłak.
Zaczęła iść w stronę kociąt. Pierwomrówka zaczęła ją gonić. Miała nadzieję, że ta nie każe im tego okrążać. Przecież to zajmie im całą wieczność. Ta Ścieżka Grzmotu zdawała się ciągnąć po sam horyzont.
— I co teraz. — syknęła, nie kryjąc żalu.
Bura otulała ogonem dwie czarne kulki. Zerknęła na czekoladową.
— Uspokój się. Jutro poszukamy tunelu. — miauknęła, kładąc się obok braci.
Dymna zmarszczyła nos.
— Jakiego znowu tunelu? Co to niby jest?
— Kiedyś pewien kot mówił mi, że przy takich dużych Ścieżkach Grzmotu znajdują się podziemne tunele. Nikt nie wie dlaczego i co mogą skrywać. — mruknęła, wpatrując się w nią smutno. — Idźmy spać, proszę.
Pierwomrówce cisnęło się jeszcze wiele słów na język. Była zła. Rozwścieczona. Chciała wypomnieć jej każde pewne zapewnienie, że dobrze zna tą drogę. Że bezpiecznie i szybko dotrą do lasu. Podróżowali już tyle księżyców! Lecz zmęczenie wygrało. Odwracając się do kotki zadem, położyła się na trawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz