– Ciociu, czy ty... – Zaczął nie wiedząc, jak ma zabrać się za temat. Przełknął ślinę i wziął głęboki wdech. – Czy to przez ciebie Rozkwitająca Szanta wylądowała u medyków?
– Skąd ten pomysł, Słoneczna Łapo. Rozkwitająca Szanta jest dla mnie niczym córka... Nie podniosłabym na niej łapy, a ty sugerujesz, że ją otrułam?! – Na pysku ucznia przewodnika pojawił się grymas, gdy kocica odezwała się, czy tak właściwie wydała z siebie pisk oburzenia. – Byłam pierwszą, która pojawiła się w wejściu do legowiska medyków, gdy tylko dowiedziałam się co ją spotkało, a ty... To na pewno wina tej Sójki! To ona ją otruła! – Wtrąciła, poprawiając sierść na szyi. – Odbiera mi wszystko to co kocham, a Królicza Gwiazda pozwala jej na to... Co z niego za lider! – Przeniosła spojrzenie na Skruszoną Wieżę, z której na piętrze w oknie dało się dostrzec sylwetkę czarnego kocura
Słoneczna Łapa przeniósł spojrzenie na wuja, który w tym samym momencie skrzyżował z nim spojrzenia. Czy powinien mu powiedzieć o tym, że pomysłodawczynią zebrania trujących roślin była Ognista Piękność? Powinien, ale nie mógł! Nie chciał, aby wujek ją wygnał z klanu. A na pewno by wygnał, bo w końcu złamała punkt kodeksu dotyczący opuszczenia kocięcia w bólu czy niebezpieczeństwie, nawet jeśli jest to kociak z innego klanu". Nawet jeśli to jest kocię twojego byłego partnera z nową kotką.
Zresztą, Słoneczna Łapa również złamał ten punkt. Kocięta były w niebezpieczeństwie, a on był rozdarty. Był zmęczony lawirowaniem między swoją rodziną, której obecność, z każdym kolejnym dniem go wymęczała coraz bardziej. Odskocznie znajdował w treningach z Kwiecistą Knieją oraz na myśleniu o księżniczce Klany Nocy czy brązowookim samotniku. Czy dane będzie mu się z nimi jeszcze kiedykolwiek spotkać, tak, aby nikt, ani nic im nie przeszkodziło?
– Stąd ten pomysł, że mnie okłamałaś, mówiąc, że zbieramy zioła odpowiednie dla karmicielek. – Oczy kocura przybrały kształt dwóch wąskich szparek. – Przez ciebie o mało co nie dostałem karnego imienia! – Wysyczał głośnym szeptem, czując przeogromną złość na ciotkę, że tak błaho podchodziła do igrania z życiem drugiego kota. – I nie zostałem wyrzucony z funkcji ucznia przewodnika! – Podkoloryzował nieco.
– Doprawdy? Powinieneś być w takim razie mi wdzięczny. Kontynuowałbyś rodzinną tradycję... – Podniosła się z trawy i zbliżyła się do pieńka, z którego wzięła ptaka. O ironio sójkę. – Nie wierzę w to, aby ta wstrętna łasica spodziewała się kociąt Płomiennego Ryku. Płomyczek nigdy by mi tego nie zrobił... On kocha mnie... To ja mu zostałam obiecana i to on mi został obiecany... Urodziłam mu trójkę wspniałych kociąt... – Z każdym kolejnym zdaniem, kotka mówiła coraz bardziej niewyraźne z powodu płaczu. – To nie ja odpowiadam za stan Szanty. – Zacisnęła zęby na łebku ptaka, z którym skierowała się w stronę Skruszonej Wieży w celu rozmowy z Króliczą Gwiazdą.
Powrócił do obozu z treningu, podczas którego szlifował umiejętności pochwycenia królików. Przebrzydzłe stworzenia! Może ich mięso było smaczne, ale o mało co nie doprowdziłyby do ślepoty młodego przewodnika. Kremowy cudem uniknął kopniaka w pysk szaraka, który odbił się od jednego z Kamiennych Strażników i zaszarżował prosto w jego kierunku. Unik uratował mu wzrok. Następnie zając popędził w kierunku liliowej szylkretki, która w mgnieniu oka przygwoździła go do podłoża i zatopiła w nim swoje zębiska.
– Następnym razem pójdzie ci lepiej. – miauknęła Knieja, po tym, jak odłożyła zwierzynę na pieńku. Chwilę później oddaliła się wraz z jedną z kotek, w kierunku legowiska wojowników, a Słońce został w samym jego sercu. O dziwo, sterczał tak sam, samiuteńki. Do czasu, aż Zawodzące Echo wraz z Dziwaczkową Łapą nie zaszli go od tyłu. Przywitał się ze starszymi, uśmiechając się do nich.
– Znowu bujasz w obłokach – podjął Echo, zajmując miejsce obok kuzyna. – A właśnie. Podczas twojego treningu nasza rodzina powiększyła się o kolejne trzy rudzielce. A piszczały tak głośno, jakby ktoś żywcem je ze skóry obdzierał...
– Naprawdę?! Jak wyglądają?
– Jak nornice. – wtrącił Dziwaczek, oblizując pysk.
– Jak każde małe dopiero co urodzone kocię. Nie zaglądałem do kociarni, ale widzieliśmy, jak Królowe przenoszą kocięta ze Skruszonej Wieży do żłobka. Akurat wróciliśmy do obozu. – machnął łapą – Nie potrzeba potwierdzenia od Klanu Gwiazdy, aby mieć pewność, że są to kocięta naszego wuja... Dwoje z nich ma wywinięte uszy jak on.
Ognistej Piękności nie spodoba się ta informacja. Była święcie przekonana o tym, że Sójka oszukuje wujka i cały klan, wmawiając, że spodziewa się jego kociąt.
– I mam nadzieję, że na tym ich podobieństwo do ojca się kończy – wtrąciła Pajęcza Lilia, wychodząc z kociarni. – Zawodzące Echo, myślę, że Sójka i nie tylko ona ucieszy się z waszych odwiedzin. Bylebyście nie przyszli z pustymi łapami.
– Ja wezmę królika! – miauknął z radością Słońce, jednka jego entuzjazm zgasł tak szybko, jak się pojawił, gdy medyczka zagrodziła mu drogę.
– Obawiam się, że Sójka nie ma ochoty na twoje odwiedziny... Sam rozumiesz. – miauknęła, na co Słoneczna Łapa wypuścił z pyska królika, którego po chwili podniósł Dziwaczkowa Łapa.
Kuzyn i jego uczeń weszli do kociarni, mając tę przyjemność zapoznac się z nowymi członkami Klanu Burzy. Słońce został na zewnątrz.
– Czy któreś z kociąt jest do mnie podobne?
– Nie. Chociaż Rudzik i Płomykówka mają nieco jaśniejszą sierść, to nadal jest ona ciemniejsza od twojej.
– Rudzik? – powtórzył imię jednego z kociąt, na co Pajęcza Lilia przytaknęła.
– Ognistej Piękności się to nie spodoba. Pewnie, gdy tylko pozna imię tego kociaka, złoży kolejną wizytę u Króliczej Gwiazdy, sugerujące pozbycie się Sójki. Nie zdziwię się jeśli biedak straci jedno ze swoich dziewięciu żyć słuchając jej żalów, które słychać i w naszym legowisku...
– A trzecie kocię? Jak ma na imię.
– Ognik. Samczyk. Jako jedyny nie ma wywiniętych uszu. I nie zdziwię się, jeśli pomyślisz o tym samym co ja, gdy go sam zobaczysz – westchnęła. – Pewnie najwcześniej, jak sam będzie w stanie opuścić żłobek. Zabawne, że Płomyczkowi kolejny raz trafiły się dwie córki i syn... Tak, jak naszej mamie... I babci... I pradziadkowi – Mruczała pod nosem – Taka najwidoczniej wola Klanu Gwiazdy.
Nie dziwił się niechęci Sójki do jego osoby. Jednak czuł złość na nią, że nie chciała go widzieć w kociarni, w której zamieszkali jego mali kuzyni. Chciał ich poznać! Miał im tyle do opowiedzenia!
– Te dwa księżyce miną jak z bicza strzelił, prawda? – miauknął, spoglądając na ciotkę.
– Skąd ten pomysł, Słoneczna Łapo. Rozkwitająca Szanta jest dla mnie niczym córka... Nie podniosłabym na niej łapy, a ty sugerujesz, że ją otrułam?! – Na pysku ucznia przewodnika pojawił się grymas, gdy kocica odezwała się, czy tak właściwie wydała z siebie pisk oburzenia. – Byłam pierwszą, która pojawiła się w wejściu do legowiska medyków, gdy tylko dowiedziałam się co ją spotkało, a ty... To na pewno wina tej Sójki! To ona ją otruła! – Wtrąciła, poprawiając sierść na szyi. – Odbiera mi wszystko to co kocham, a Królicza Gwiazda pozwala jej na to... Co z niego za lider! – Przeniosła spojrzenie na Skruszoną Wieżę, z której na piętrze w oknie dało się dostrzec sylwetkę czarnego kocura
Słoneczna Łapa przeniósł spojrzenie na wuja, który w tym samym momencie skrzyżował z nim spojrzenia. Czy powinien mu powiedzieć o tym, że pomysłodawczynią zebrania trujących roślin była Ognista Piękność? Powinien, ale nie mógł! Nie chciał, aby wujek ją wygnał z klanu. A na pewno by wygnał, bo w końcu złamała punkt kodeksu dotyczący opuszczenia kocięcia w bólu czy niebezpieczeństwie, nawet jeśli jest to kociak z innego klanu". Nawet jeśli to jest kocię twojego byłego partnera z nową kotką.
Zresztą, Słoneczna Łapa również złamał ten punkt. Kocięta były w niebezpieczeństwie, a on był rozdarty. Był zmęczony lawirowaniem między swoją rodziną, której obecność, z każdym kolejnym dniem go wymęczała coraz bardziej. Odskocznie znajdował w treningach z Kwiecistą Knieją oraz na myśleniu o księżniczce Klany Nocy czy brązowookim samotniku. Czy dane będzie mu się z nimi jeszcze kiedykolwiek spotkać, tak, aby nikt, ani nic im nie przeszkodziło?
– Stąd ten pomysł, że mnie okłamałaś, mówiąc, że zbieramy zioła odpowiednie dla karmicielek. – Oczy kocura przybrały kształt dwóch wąskich szparek. – Przez ciebie o mało co nie dostałem karnego imienia! – Wysyczał głośnym szeptem, czując przeogromną złość na ciotkę, że tak błaho podchodziła do igrania z życiem drugiego kota. – I nie zostałem wyrzucony z funkcji ucznia przewodnika! – Podkoloryzował nieco.
– Doprawdy? Powinieneś być w takim razie mi wdzięczny. Kontynuowałbyś rodzinną tradycję... – Podniosła się z trawy i zbliżyła się do pieńka, z którego wzięła ptaka. O ironio sójkę. – Nie wierzę w to, aby ta wstrętna łasica spodziewała się kociąt Płomiennego Ryku. Płomyczek nigdy by mi tego nie zrobił... On kocha mnie... To ja mu zostałam obiecana i to on mi został obiecany... Urodziłam mu trójkę wspniałych kociąt... – Z każdym kolejnym zdaniem, kotka mówiła coraz bardziej niewyraźne z powodu płaczu. – To nie ja odpowiadam za stan Szanty. – Zacisnęła zęby na łebku ptaka, z którym skierowała się w stronę Skruszonej Wieży w celu rozmowy z Króliczą Gwiazdą.
***
teraźniejszość
Powrócił do obozu z treningu, podczas którego szlifował umiejętności pochwycenia królików. Przebrzydzłe stworzenia! Może ich mięso było smaczne, ale o mało co nie doprowdziłyby do ślepoty młodego przewodnika. Kremowy cudem uniknął kopniaka w pysk szaraka, który odbił się od jednego z Kamiennych Strażników i zaszarżował prosto w jego kierunku. Unik uratował mu wzrok. Następnie zając popędził w kierunku liliowej szylkretki, która w mgnieniu oka przygwoździła go do podłoża i zatopiła w nim swoje zębiska.
– Następnym razem pójdzie ci lepiej. – miauknęła Knieja, po tym, jak odłożyła zwierzynę na pieńku. Chwilę później oddaliła się wraz z jedną z kotek, w kierunku legowiska wojowników, a Słońce został w samym jego sercu. O dziwo, sterczał tak sam, samiuteńki. Do czasu, aż Zawodzące Echo wraz z Dziwaczkową Łapą nie zaszli go od tyłu. Przywitał się ze starszymi, uśmiechając się do nich.
– Znowu bujasz w obłokach – podjął Echo, zajmując miejsce obok kuzyna. – A właśnie. Podczas twojego treningu nasza rodzina powiększyła się o kolejne trzy rudzielce. A piszczały tak głośno, jakby ktoś żywcem je ze skóry obdzierał...
– Naprawdę?! Jak wyglądają?
– Jak nornice. – wtrącił Dziwaczek, oblizując pysk.
– Jak każde małe dopiero co urodzone kocię. Nie zaglądałem do kociarni, ale widzieliśmy, jak Królowe przenoszą kocięta ze Skruszonej Wieży do żłobka. Akurat wróciliśmy do obozu. – machnął łapą – Nie potrzeba potwierdzenia od Klanu Gwiazdy, aby mieć pewność, że są to kocięta naszego wuja... Dwoje z nich ma wywinięte uszy jak on.
Ognistej Piękności nie spodoba się ta informacja. Była święcie przekonana o tym, że Sójka oszukuje wujka i cały klan, wmawiając, że spodziewa się jego kociąt.
– I mam nadzieję, że na tym ich podobieństwo do ojca się kończy – wtrąciła Pajęcza Lilia, wychodząc z kociarni. – Zawodzące Echo, myślę, że Sójka i nie tylko ona ucieszy się z waszych odwiedzin. Bylebyście nie przyszli z pustymi łapami.
– Ja wezmę królika! – miauknął z radością Słońce, jednka jego entuzjazm zgasł tak szybko, jak się pojawił, gdy medyczka zagrodziła mu drogę.
– Obawiam się, że Sójka nie ma ochoty na twoje odwiedziny... Sam rozumiesz. – miauknęła, na co Słoneczna Łapa wypuścił z pyska królika, którego po chwili podniósł Dziwaczkowa Łapa.
Kuzyn i jego uczeń weszli do kociarni, mając tę przyjemność zapoznac się z nowymi członkami Klanu Burzy. Słońce został na zewnątrz.
– Czy któreś z kociąt jest do mnie podobne?
– Nie. Chociaż Rudzik i Płomykówka mają nieco jaśniejszą sierść, to nadal jest ona ciemniejsza od twojej.
– Rudzik? – powtórzył imię jednego z kociąt, na co Pajęcza Lilia przytaknęła.
– Ognistej Piękności się to nie spodoba. Pewnie, gdy tylko pozna imię tego kociaka, złoży kolejną wizytę u Króliczej Gwiazdy, sugerujące pozbycie się Sójki. Nie zdziwię się jeśli biedak straci jedno ze swoich dziewięciu żyć słuchając jej żalów, które słychać i w naszym legowisku...
– A trzecie kocię? Jak ma na imię.
– Ognik. Samczyk. Jako jedyny nie ma wywiniętych uszu. I nie zdziwię się, jeśli pomyślisz o tym samym co ja, gdy go sam zobaczysz – westchnęła. – Pewnie najwcześniej, jak sam będzie w stanie opuścić żłobek. Zabawne, że Płomyczkowi kolejny raz trafiły się dwie córki i syn... Tak, jak naszej mamie... I babci... I pradziadkowi – Mruczała pod nosem – Taka najwidoczniej wola Klanu Gwiazdy.
Nie dziwił się niechęci Sójki do jego osoby. Jednak czuł złość na nią, że nie chciała go widzieć w kociarni, w której zamieszkali jego mali kuzyni. Chciał ich poznać! Miał im tyle do opowiedzenia!
– Te dwa księżyce miną jak z bicza strzelił, prawda? – miauknął, spoglądając na ciotkę.
[998 słów + polowanie na króliki]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz