Narodził się wśród burz ognistych i piaszczystych zamieci, dziecię feniksa co powstało z popiołów, członek potężnego rodu, który wybawić miał klany z łap nieczystych i niegodnych, by zaprowadzić prawdziwy porządek. On, co na barkach swych poniesie los śmiertelników, których należy doprowadzić do krainy miodem i mlekiem płynącej. Krew jego żar a dusza w płomieniach stoi, futro iskrzące od jaskrawych promieni słońca… i to właśnie on krok swój wielki stawia… na żłobkowej ściółce. Mały, rozczochrany futrzak kichnął głośno, tracąc przy tym równowagę. Zaraz później pociągnął nosem, patrząc w stronę swojej matki z uśmiechem na pysku, który to nie wyrażał ni grama myśli. Stworzenie to, chociaż, jak przynajmniej twierdziły resztki pozostawione po zgasłej tyrance, było przeznaczone do wielkich rzeczy jak liderowanie, jak na chwilę obecną nie zapowiadało się na coś mądrzejszego od poprzedniego miotu Płomiennego Ryku. Kocię było, jak na razie, jak zwykłe kocię. Płakało, jadło, obśliniało wszystko dookoła i pachniało kupą, mlekiem oraz sianem. Wszystko w normie. Niestety jednak dla innych mieszkańców urodziwego klanu, kocięta w swojej normie miały też w zwyczaju szukać poparcia rodziców i słuchać wszystkiego co tylko im owy dorosły szepnie do ucha (lub też nie, bo tak, bo takie jest prawo kocięcia). To tutaj jednak miało jeszcze tylko jedną szarą komórkę, którą dzieliło z resztą rodzeństwa, więc inni klanowicze mieli jeszcze trochę czasu na odpoczynek przed nadciągającym terrorem.
-Bruuuuuuuuuuuuu - wydobyło się z małego pyszczka, kiedy młodziak z turbo przyspieszeniem i wiatrakiem w pupie, przeleciał przez całą kociarnię, aż w pewnym momencie nie został zmieciony z powierzchni ziemi przez któreś z rodzeństwa. Bum! Wielka przegrana. Ale to nie wszystko, należało oddać! Kocurek zaraz wziął się w sobie i tylnymi nóżkami kopnął srebrnego kociaka w tył, robiąc przy okazji mało zgrabnego fikołka. Zaraz też stanął na nogi, wręcz skoczył! Z sierścią napuszoną złowrogo, bokiem, jak krab, podejść chciał swojego przebrzydłego przeciwnika. Matka przyglądała się temu kątem oka, jednak niezbyt interweniowała w rozbójnictwo, nie będąc też szczególnie zainteresowana tym co się dzieje, tak długo, aż któryś z kociaków za bardzo nie pisnął, lub gdy jest cicho. Zbyt cicho, przez zbyt długi czas. To oznaczało jedynie kłopoty.
W pewnym momencie w żłobku zawitał inny, zupełnie nowy cień, który po dokładnym przyjrzeniu-wcale nie był taki obcy. Rudy kocur zawitał w odwiedziny, jak to miał w zwyczaju. Trzymał się jednak na dystans, nie podchodząc jakoś bardzo, stroniąc od zbędnego dotyku i patrząc na młode kociaki zdawał się o czymś rozmyślać. Tak zwany ,,Tata". Była mama i był tata, ale mama była zawsze bliżej i zawsze starała się dogodzić pociechom, opowiadając jakieś historie, których może nie do końca rozumiał, ale z chęcią słuchał ich treści. Kocur zamienił kilka słów z mamą, uniknął zręcznie ciosu nadchodzącego ze strony jednego z kociąt i pospiesznie opuścił żłobek. A malec mógłby przysiąc, że z jego pyska wyszło ,,Jeszcze za wcześnie".
Nie miał pojęcia na co miało być za wcześnie i niezbyt go to przejęło, zajmując się właśnie odparowaniem kolejnego, morderczego ataku od strony siostry.
-Bruuuuuuuuuuuuu - wydobyło się z małego pyszczka, kiedy młodziak z turbo przyspieszeniem i wiatrakiem w pupie, przeleciał przez całą kociarnię, aż w pewnym momencie nie został zmieciony z powierzchni ziemi przez któreś z rodzeństwa. Bum! Wielka przegrana. Ale to nie wszystko, należało oddać! Kocurek zaraz wziął się w sobie i tylnymi nóżkami kopnął srebrnego kociaka w tył, robiąc przy okazji mało zgrabnego fikołka. Zaraz też stanął na nogi, wręcz skoczył! Z sierścią napuszoną złowrogo, bokiem, jak krab, podejść chciał swojego przebrzydłego przeciwnika. Matka przyglądała się temu kątem oka, jednak niezbyt interweniowała w rozbójnictwo, nie będąc też szczególnie zainteresowana tym co się dzieje, tak długo, aż któryś z kociaków za bardzo nie pisnął, lub gdy jest cicho. Zbyt cicho, przez zbyt długi czas. To oznaczało jedynie kłopoty.
W pewnym momencie w żłobku zawitał inny, zupełnie nowy cień, który po dokładnym przyjrzeniu-wcale nie był taki obcy. Rudy kocur zawitał w odwiedziny, jak to miał w zwyczaju. Trzymał się jednak na dystans, nie podchodząc jakoś bardzo, stroniąc od zbędnego dotyku i patrząc na młode kociaki zdawał się o czymś rozmyślać. Tak zwany ,,Tata". Była mama i był tata, ale mama była zawsze bliżej i zawsze starała się dogodzić pociechom, opowiadając jakieś historie, których może nie do końca rozumiał, ale z chęcią słuchał ich treści. Kocur zamienił kilka słów z mamą, uniknął zręcznie ciosu nadchodzącego ze strony jednego z kociąt i pospiesznie opuścił żłobek. A malec mógłby przysiąc, że z jego pyska wyszło ,,Jeszcze za wcześnie".
Nie miał pojęcia na co miało być za wcześnie i niezbyt go to przejęło, zajmując się właśnie odparowaniem kolejnego, morderczego ataku od strony siostry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz