Rodzeństwo początkowo nie było jakoś dobrze nastawione do kociej społeczności, szczególnie do wojowniczek, które je znalazły. Ruda kotka nawet po paru dniach wierzyła, że Makowiec ich odnajdzie, że ich tak nie porzuciła. Horyzont po części ją wybielała, mając pewną świadomość, że gdyby Konfident dał coś z siebie do ich związku, to wszystko potoczyłoby się inaczej i byliby szczęśliwą rodziną.
Pora Zielonych Liści powoli się kończyła, a najstarsza z rodzeństwa w ciągu dnia sprawiała pozory radosnego kociaka, bawiącego się z Gwiazdnicą oraz Snem i mniej chętnie z Koniczynkiem, oraz Niezapominajką. Poza tym niemal codziennie widywała inne koty z klanu, które odwiedzały najmłodszych członków, chcąc wiedzieć, jak się mają lub, by odciążyć na chwilę królowe. Szczególnie zwróciła uwagę na czekoladowego kocura, którego zielone oczy aż się jarzyły niebezpiecznie. Kotce nie przypadł do gustu, jednak kociaki Lodowej Sałaty były bardziej zaangażowane w interakcje z nim.
Nocami, kiedy niemal wszyscy spali, Horyzont siedziała przy wyjściu ze żłobka, patrząc tęsknie w niebo. Miała nadzieję, że Makowiec ich odnajdzie i zabierze ze sobą z dala od Klanu Wilka oraz byłego partnera. Kotka nie potrzebowała ojca, dotychczas wystarczała jej matka, która i tak sama wychowywała trójkę kociąt. Późne pory spędzała samotnie z własnymi myślami, nie dzieląc się nimi z nikim innym. Była najstarsza, także musiała być silna dla Snu i Gwiazdnicy, skoro nikogo z ich rodziców nie było i raczej nie będzie przez najbliższy czas.
Próbowała spać, jednak sen był krótki i lekki, niedający wystarczającego odpoczynku, więc Horyzont zaczynała powoli odsypiać w dzień niemal nieprzespane noce. Kiedy brat lub siostra pytali, czy coś się stało, zbywała ich, mówiąc, że to nic i nie muszą się martwić. Bolało ją to, jednak nie chciała ich martwić i tak wystarczająco już się działo w ciągu ich krótkiego życia, a największym ciosem było porzucenie przez Makowiec, jednak Horyzont cały czas to wypierała i nie przyjmowała do siebie takiej możliwości. Gdyby mogła to do teraz, by czekała na matkę w miejscu, gdzie ostatni raz ją widziała ze Sen i Gwiazdnicą, mając gdzieś to, że mogłaby właśnie konać z głodu, odwodnienia lub innego powodu. Najważniejsza była Makowiec oraz obietnica, którą złożyła. Mówiła, że niedługo wróci. Obiecała! Horyzont trzymała się tego jak ostatniej deski ratunku.
— Czemu co noc nie śpisz? — Pewnego dnia zagadała do niej Niezapominajka, kiedy do żłobka przyszedł Pustułkowa Łapa, a Brukselkowa Zadra poszła na trening ze swoim uczniem. Pozostałe kocięta zajmowały czekoladowego kocura, który za każdym razem umilał czas młodszym.
— Nie wiem, o czym mówisz — mruknęła ruda kotka, kończąc wypowiedź przeciągłym ziewnięciem.
— Nie? A to ziewnięcie to co?
— Pogoda do snu i tyle. — Tymczasem na zewnątrz świeciło słońce, a na niebie były jedynie niegroźne chmury, leniwie płynące z wiatrem. Czując, jednak wzrok Niezapominajki, dała za wygraną. — No dobra no, może faktycznie czasem zarywam noce. To zbrodnia jakaś?
<Niezapominajko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz