— Byliśmy z Gąsienicowym Ogryzkiem w tunelach! Musimy tam kiedyś pójść, jak tylko się ich nauczę! Granie w chowanego będzie absolutnie kozackie — zapiszczał, a Płomykówka zaśmiała się na te słowa.
Pamiętała, jak u Dwunożnych często bawili się w chowanego. Tym bardziej, gdy zapowiedzieli przeprowadzkę do nowego domu. Było wtedy pełno pudeł i innych rzeczy, w których ciągle się chowali. Wtedy za to rodzice ich szukali… Płomykówka posmutniała na myśl o rodzicach, ale szybko wróciła do świata, słuchając opowieści brata. Jednak gdy usłyszała o prawie zgubieniu się Świergotka na treningu, spojrzała na niego zmartwiona. Wiedziała, że treningi są czasem bardzo trudne, ale miała nadzieję, że żadnemu z jej braci nie stanie się krzywda. Byli dla niej wszystkim…
— No i byliśmy też na samej plaży; piasek jest taki przyjemny. To tak, jakbyś była w wodzie, ale nie była w wodzie. Zupełnie nie jak ziemia — rozmarzył się, a kotka znów się uśmiechnęła.
Oczami wyobraźni widziała plaże, tarzanie się w piasku, zabawę w wodzie. Może namówi Zielone Wzgórze, aby tam poszli…
— Jak myślisz, pozwolą nam teraz samemu wyjść? Może będziesz mogła mi pokazać, jak się wspinać? Albo… — Zniżył głos do szeptu. — Ja pokażę Ci jak chodzić po tunelach!
Płomykówka zastanowiła się. Jak bardzo była przeciwna, aby rodzeństwo uczyło siebie nawzajem rzeczy, bez opieki jakiegoś starszego kota, tak wyjście na światło dzienne i zabawa w chowanego albo ganianego bez ograniczających ich twardych ścian było dobrym pomysłem.
— Może nam pozwolą. Mam nadzieję — przyznała z uśmiechem, rozmarzona nad zabawami. — Moglibyśmy wtedy wszystko zwiedzić! — zapiszczała zadowolona. — Ale myślę, że mnie nauczy chodzić po tunelach Zielone Wzgórze — powiedziała już rozważniej, wtulając się w futerko brata. — Nie chciałabym cię tam zgubić… — wyszeptała.
Nie chciała powtórki z tego, co było tuż przed ich znalezieniem się w klanie, ale już nie w mieszkaniu Dwunożnych. Nie pamiętała wiele; ciemność, pudełko, dziwne hałasy, a potem chłód i wzmocnione zapachy innych kotów. Pamiętała za to, jak wypadli z pudełka…
Trzask samochodu, chłód i ból. Kotka zapiszczała, gdy ciemne pudełko w którym byli odbiło się od czegoś twardego. A potem nagle była jasność i wilgoć. Jęknęła i wstała, otrzepując się. Nie wiedziała, gdzie jest. Otaczało ją wiele nowych zapachów, była przerażona. Rozejrzała się, ale nie widziała żadnego z braci, co zgubiło ją jeszcze bardziej.
— Strit?! Trójka?! Poker?! — zawołała piskliwie, ale odpowiedział jej jedynie szum wiatru.
Starała się rozpoznać ich zapachy, znaleźć ich po tym, jednak te wiecznie się gubiły, zamieniały w coś innego. Przez wiele minut kręciła się w kółko. Opadła z sił tuż przy pudełku, skuliła się i zapiszczała, błagając w myślach, żeby to wszystko okazało się jedynie złym snem.
Następne, co pamiętała, to zapach nieznajomego kota i ciepło, a potem, gdy otworzyła oczy, znów widziała swych braci. Wszyscy byli brudni, a miejsce w którym byli niczym nie przypominało domu, ale miała swoich najlepszych przyjaciół obok.
— Nigdy bym cię nie zgubił! — Te słowa postawiły Płomykówkę na ziemię. Spojrzała na brata, który dumnie wypinał pierś. — Nieważne co, zawsze cię odnajdę.
Słowa te zabrzmiały jak obietnica. Kotka zaśmiała się i pokiwała głową. Chociaż miała nadzieję, że już nigdy nie przytrafi im się rozdzielić na dłużej i że zawsze po treningach będzie mogła wrócić do braci, aby się w nich wtulić, tak ta mała obietnica uspokajała kotkę jeszcze bardziej. Byli rodzeństwem, na pewno będą potrafili się odnaleźć, nieważne co.
— Nadal sądzę, że to zły pomysł — dodała zaraz. — Ale możemy się zapytać jutro po treningach! Może jeszcze pokażą nam super miejsca i weźmiemy tam Trójkę i Drzemlika, i wszyscy będziemy się tam bawić! — Rozejrzała się. — W ogóle… Gdzie ta dwójka?
— Pewnie na treningach. — powiedział uspokajająco kocur i zaczepił ją ogonem. — Ale ty wydawałaś się niemrawa, przede wszystkim wczoraj. Wszystko dobrze?
Futro Płomiennej Łapy stanęło dęba na te słowa, a sama opuściła delikatnie uszy. Nie sądziła, że ktokolwiek to zauważy — nie chciała martwić braci. A jednak coś nie poszło po jej myśli. Starała się machnąć na to łapą, ale wbijający się w nią wzrok Świergoczącej Łapy przyparł ją do muru.
— Po prostu… Nie jestem pewna, zy sobie poradzę — przyznała szeptem i spojrzała na innych uczniów. — Wszyscy tu są więksi, silniejsi. Wy też! — Spojrzała na niego i westchnęła, kuląc się jeszcze bardziej. — Zawsze macie tyle siły na zabawę. I wyżej skaczecie, i jesteście silniejsi — burknęła. — I martwię się… Że co, jeśli sobie nie poradzę? Co, jeśli was zawiodę…?
<Świergocząca Łapo?>
[717 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz