Czereśniowy Pocałunek, jak miała w zwyczaju, nie odpowiedziała od razu na pytanie młodszej kotki. Potrzebowała chwili, by przemyśleć całą sytuację. Dopiero co pożegnała się z Czyhającą Mureną, która właśnie wyruszała na patrol. Jej słodki zapach wciąż unosił się w powietrzu, mimo, że końcówka jej ogona dawno zniknęła już za gęstwiną krzewów. Szylkretka była wyraźnie zmieszana tym, kto się do niej odezwał. To przecież była córka Wężyny! Wężynowa Łapa, nazywana też przez niektórych Młodszą Wężyną. Czereśniowy Pocałunek nigdy głośno nie komentowała tego imienia, ale w jej sercu wywoływało ono niepokój i pewien rodzaj irytacji. Wydawało jej się niezwykle egoistyczne, aby nazywać kocię po samej sobie. Nie lubiła też przebywać z tymi młodymi. Nie ufała ich matce. Wężyna, według niej, była zagrożeniem najwyższego stopnia. Uważała ją za coś w rodzaju trucizny powoli sączącej się w struktury Klanu Nocy. A naiwność współklanowiczów doprowadzała ją do szału. Jak to możliwe, że wszyscy tak łatwo zaakceptowali samotniczkę? Pozwolili jej szkolić się i swobodnie przebywać w obozie? Zdaniem Czereśni, Wężyna po porodzie powinna od razu trafić do więzienia i nie powinna zbliżać się do żadnych kociąt. Może i było to brutalne, ale kotka nie miała wątpliwości – cała ta zgraja była zarazą, szpiegami, którzy prędzej czy później zaatakują. Dlatego była czujna. Unikała ich, ale w sposób, który nie wzbudzał podejrzeń. Nie rozmawiała z nimi, zgłaszała się na patrole, gdzie ich nie było. I wszystko działało bez zarzutu. Teraz jednak nie miała jak uciec. Jedno z dzieci tej żmii właśnie do niej podeszło. I wtedy wydarzyło się coś, czego się nie spodziewała. Młoda koteczka okazała się uprzejma. Powitała ją elegancko, z szacunkiem. Nawet pochwaliła jej futro. Czereśniowy Pocałunek poczuła coś zbliżonego do zainteresowania. Zdecydowała się wejść w rozmowę – oczywiście z dystansem. Wciąż nie zamierzała im ufać, ale... kilka zdań chyba nie zaszkodzi. Pytanie, które usłyszała, zbiło ją nieco z tropu. Przez moment jeszcze milczała, wpatrując się gdzieś w przestrzeń, jakby szukała odpowiedzi w trawach drgających na wietrze. Ale gdy zauważyła, że młodsza kotka zaczyna się niepokoić, wróciła do rzeczywistości.
— Nie wiem — przyznała. — Jakoś nigdy nie widziałam w kocurach przyszłych partnerów. Niektórzy mają ładne futerka, ale... nie tak ładne jak kotki — wyjaśniła spokojnie, choć w głębi duszy sama zaczęła się nad tym poważniej zastanawiać.
Była pewna, że kocury jej się nie podobają. Jednak po związku z Mureną... sama już nie wiedziała, co czuje. Może tak naprawdę nikt jej się nigdy nie podobał romantycznie? Może wszystkie uczucia, które do tej pory przeżywała, były po prostu przyjacielskie albo rodzinne?
— Czyli lubisz kotki, bo są ładniejsze? — dopytywała Wężynka z błyskiem ciekawości w oczach.
— Myślę, że tak. Ale charakter i moralność drugiego kota też są dla mnie ważne. Choć... nie wydaje mi się, żebym mogła stworzyć związek z kocurem — tłumaczyła coraz bardziej zaintrygowana, dlaczego młodsza tak intensywnie dopytywała. Czyżby sama miała podobne wątpliwości?
— Więc Czyhająca Murena ci się podoba, bo ma ładne futerko i dobry charakter? — zapytała Wężynka, przechylając lekko głowę.
Czereśniowy Pocałunek poczuła, jakby coś ją nagle uderzyło w pierś. Z każdym dniem czuła coraz większe przywiązanie do Mureny. Ale... czy to była miłość romantyczna? Miała wrażenie, że nie. I właśnie ta rozmowa tylko przypomniała jej o tym, jak skomplikowana była sytuacja, w której się znalazła.
— Czemu tak o to pytasz? — mruknęła w końcu, marszcząc czoło.
Machnęła z irytacją ogonem i odwróciła wzrok, próbując zapanować nad emocjami. Po chwili wzięła głęboki wdech, a potem powolny wydech. Jej pomarańczowe oczy znów spoczęły na rozmówczyni.
<Wężynowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz