Zanim Sen z siostrami zostali porzuceni przez Makowiec
Czarny kocurek wpatrywał się w drepczącą biedronkę. Czerwony robaczek wspinał się po łodydze jednego z kwiatów, po to, by po wspięciu się na sam szczyt odlecieć i zniknąć z pola widzenia Snu. Ten chcąc na nią nadal patrzeć, podskoczył i zerwał się do biegu, po czym kucnął, kiedy ta wylądowała na jednym z dalszych źdźbeł trawy. Może, nie była to jedna z najbardziej angażujących zabaw, ale ważne było, że Snu się podobało. Słońce wisiało wysoko nad drzewami i porządnie grzało. Było mu naprawdę gorąco, czując duchotę oraz jak jego ciemne futerko, się szybko nagrzewało, zaczął się wiercić. Nie chciał jeszcze wracać do schronienia, wolał oglądać podróżującą biedronkę. Pora zielonych liści nie była litosna dla nikogo a w szczególności, dla kotów o czarnej sierści.
— Biedroneczko, błagam cię, abyś zechciała zesłać trochę deszczyku — poprosił owada, nadal będąc skulonym i odwróconym tyłem do bawiących się sióstr.
— Oboje błagamy. — Horyzont poprawiła Sen, siadając obok niego z lekkim uśmiechem. Pomimo tego, że siostry były bardziej żywe od czarnego kocurka i częściej bawiły się razem, to jednak rodzeństwo było nierozłączne i kiedy Sen chciał, to dawał się wciągać w zabawy z Horyzontem oraz Gwiazdnicą.
— Nie chcesz może iść do cienia czarna kulko? — zapytała, uważając żartobliwego określenia dla swojego brata.
Sen słysząc, jak siostra go poprawiła, zerknął w jej stronę i się uśmiechnął.
— O tak! Prosimy o deszczyk biedroneczko! — poprawił się, przy tym się śmiejąc i kręcąc głową. Nie chciał iść gdzieś indziej, gdzie jest ciemno, ponieważ tutaj miał przed sobą biedronkę. — Możesz podejść, nie gryzę! Ha ha! Możemy pobawić, się w śledzenie biedronek! Albo zrobić zawody w ich szukaniu.
Wstał i swoją łapką podparł podbródek, zastanawiając, się nad zabawami, jakimi mogliby się zająć, a przy okazji się nadto nie zmęczyć.
— Chyba że porozmawiamy z biedronką, aby zesłała nam deszcz. Skoro umie latać, to pofrunie do chmur i będzie nam chłodniej — zaproponował zadowolony, ze swojego pomysłu.
Spojrzał się w niebo i mógł zaobserwować, jak właśnie zaczęły się przewijać pierwsze siwe chmury, na które siostra wydawała się nie zwracać uwagi.
"Może nasze życzenie zostało wysłuchane! Tylko za mało prosiliśmy!" — pomyślał zaskoczony, że może naprawdę biedronki umieją spełniać życzenia.
— Ty nie gryziesz, ale ja to raczej co innego — rzuciła, lekko szturchając go w bok. Wystarczył tylko krótki moment, by Horyzont poczuła, jak Sen ma nagrzane futerko i w takich momentach widać, że dziękowała, że urodziła się jako ruda. — Można spróbować, przydałby się deszcz — odparła na propozycje brata, by położyć się na wygrzanej trawie ze wzrokiem skupiony w owadzie. Wydawała się zatopiona w myślach i rozmarzona.
Sen obstawiał, iż siostra chciała zostać biedronką, on może nie chciałby zostać robaczkiem. Bycie kotem mu bardzo odpowiadało, ale jak by wyglądali, gdyby zostali nagle dwunożnymi? Kocurek widział ich co jakiś czas, a z opowieści matki byli bardzo dziwni, nie dało się ich zrozumieć, ale co jeśli wystarczyłoby się w nich zamienić, by zrozumieć wszystkie ich głupotki, które wyrabiają w miastach i w lasach. Sen zachichotał szczęśliwy, że siostra popiera, jego plan związany z proszeniem biedronki o opady. Nachylił się bliżej do małego stworzonka, otworzył pyszczek z zamiarem kolejnej prośby, jednak zanim cokolwiek zdążył powiedzieć po jego grzbiecie i główce spadły pojedyncze krople.
— Zaczyna padać! — powiedział zszokowany, przeniósł wzrok z chmur na siostrę, a jego mina ze zdziwionej zmieniła się w szczęśliwą. — Horyzont! Biedronki potrafią spełniać życzenia!
Szczęśliwy skoczył na równe łapki i pozwolił, by krople deszczu go schładzały, gdy ten nabierał na sile. Wraz z ciemnymi chmurami, zerwał się mocniejszy wiatr, który przynosił charakterystyczny i przyjemny zapach mokrej zieleni.
— Widzę! — miauknęła, podzielając radość brata. W porównaniu do Snu nadal leżała na ziemi, która jeszcze była ciepła pod jej ciałem, obserwując z uśmiechem szczęśliwego kocura, który wierzył w moc spełniania życzeń przez te małe owady.
Nie wydawała się w to wierzyć, jednak po prostu uśmiechała się w jego stronę, ciesząc się jego szczęściem, w końcu była to miła odskocznia od napiętej relacji między ich rodzicami. Sen skakał co jakiś czas, czując jak deszcz, schładza jego nagrzane futerko, które było nastawione na cały dzień na słońcu. Moment uciechy kociaków jednak przerwało wołanie ich matki z gniazda.
— Kociaki! Gwiazdnica, Horyzont, Sen! Do legowiska! Już! — zawołała Makowiec, nawet nie wyściubiając swojego futra dalej, by nie zostało przemoczone.
Kocurek westchnął zrezygnowany i buntowniczo pomachał swoim kikutem. Tak bardzo nie chciał wracać. Dopiero co się rozpadało, chciał się nacieszyć deszczem. W tym samym momencie pojawiła się na widoku błyskawica i głośno zagrzmiało. Kocurek wytrzeszczył oczy, jak by miał ogon, pewnie w tym momencie miałby go podkulonego.
— A było tak miło — westchnęła, słysząc wołanie matki. Horyzont najchętniej, by została i bawiła się w deszczu z siostrą, jak zawsze, jednak rodzicielka ostatnio miała powoli coraz mniej cierpliwości do nich przez burzliwe rozmowy z Konfidentem.
Horyzont nie wydawała się przepadać za tymi momentami, gdy ich rodzice się kłócili, zarówno, jak i Sen.
Widząc błyskawicę, koteczka podniosła się na cztery łapy i lekko popychając brata, ruszyła w stronę gniazda. Aż zbyt dobrze widziała jego przerażenie, choć ta nie bała się w żadnym stopniu. Wręcz przeciwnie, była zafascynowana tym, jak powstają takie zjawiska pogodowe. Kocurek, czując dotyk siostry, uspokoił się, wręcz od razu. Sierść mu się ułożyła. Nie wiedział, jak powinno się zachowywać podczas takiego zjawiska jak burza, jednak po reakcji siostry mógł wywnioskować, że nie jest to takie straszne, lub nie musi być.
— Zaczekaj na mnie! Też idę! — podbiegł do siostry.
— No to przebieraj tymi łapami! — zawołała za siebie, pozwalając bratu się dogonić.
Razem weszli do gniazda. Usiadł w wyjściu, by z ciekawością obserwować, jak na zewnątrz legowiska opady deszczu się nasilają, a co jakiś czas błyskawice rozświetlały burzowe niebo. Było to naprawdę, ciekawe. Natomiast Makowiec starała się wymyć futerka Horyzontowi i Gwiazdnicy.
— Żywcem mnie nie weźmiesz! — krzyczała Horyzont, wyrywając się z łap kotki, która pociągłymi ruchami języka pielęgnowała rude futerko córki.
Siostrze udało się uciec z uścisku matki, więc pierwszą do kąpieli Makowiec dorwała liliową szylkretkę. Może nie powinien się tak wszystkiego bać od razu? Zerknął w stronę rodzeństwa, które również zaciekawiła zjawisko atmosferyczne.
Minęło kilka dni, jak Sen z rodzeństwem zostali znalezieni przez Brukselkową Zadrę i Wrotyczową Szramę, w lesie na terenie Klanu Wilka. Kociaki zaczęły się przyzwyczajać pomału do nowego środowiska. Z pewnością, żadne z nich nie widziało tyle kotów w jednym miejscu. Niektórzy byli dla nich mili, a inni patrzyli na nich podejrzliwie i z dystansem. Nie rozumiał tych podejrzliwości, był świadomy, że nie wszyscy muszą ich lubić, ale przez spojrzenia niektórych, kręciła mu się łezka w oku. Nie był ohydnym robakiem ani krwiożerczym lisem! Był zwykłym kociakiem! Westchnął cicho pod noskiem, czując, jak wpada w stan melancholijny. Siedząc tak samemu przy wyjściu ze żłobka, obserwował noc. Nie było widać żadnych gwiazd, tylko ciemne chmury oraz szum deszczu, który otulał wszystkich w obozie do snu.
— Co ty tu...? — rozbrzmiał głos Horyzont za jego plecami.
Kiedy się odwrócił, ujrzał siostrę, która zdziwiona stała za nim. Kocurek przełknął ślinę, skupił się tak na swoich myślach oraz pogodzie, że nawet nie zauważył, jak ruda siostra wstała. Jednak koteczka sama była bardzo zdezorientowana, sama pewnie myślała, że nadal śpi w cieniu. Niedawno wstał, więc pewnie jego posłanie nadal było ciepłe.
— Czemu nie śpisz? — spytała, poprawiając się i od razu przyjmując rolę starszej siostry, która dba o młodsze rodzeństwo.
— Nie mogłem spać — przyznał — Ciężko jest, jeśli chodzi o moje myśli... Zastanawiam się nad nowym miejscem, w którym jesteśmy... Nie wszyscy wydają się optymistycznie nastawieni do nas... No i myślałem jeszcze trochę o Makowiec i Konfidencie...
Odwrócił się znów przodem do wyjścia ze żłobka, przesunął się bardziej na bok do cienia, gdzie jego ciemne żółte oczy lśniły niczym świetliki.
— Może mama zacznie nas szukać i dołączy do Klanu? — zaczął gdybać. Nie chciał nic wspominać o ojcu, szczególnie po jednym incydencie, o którym siostrzyczki nie musiały wiedzieć.
— Nie jesteś w tym sam. Sama ciągle mam wrażenie, że jesteśmy tu nieproszeni. Jednak Makowiec obiecała, że wróci po nas... Ten stan... Jest przejściowy. Odnajdzie nas i będziemy żyć razem jako szczęśliwa rodzina — odparła, siadając w niewielkim świetle, które przebijało się pomiędzy smugami deszczu i oświetlało część żłobka.
Jej sierść lekko jasno się skrzyła w tym świetle, a niektóre cętki przypominające gwiazdy wybijały się szczególnie.
— Nie wiem, czy dołączy do Klanu. Nam pozwolono zostać, jednak podejrzewam, że to nie raczej z dobroci serca przywódcy — dodała, odgarniając nieco grzywkę z oczu. Z całej trójki Horyzont miała najdłuższą, sięgającą aż jej pyszczka — Na razie mamy siebie nawzajem i musimy trzymać się razem, tak chciałaby Makowiec.
— A jeśli nie wróci i nas tak naprawdę po prostu zostawiła? Długo na nią czekaliśmy, dosłownie była to cała noc. Byliśmy przemoczeni i głodni — zauważył z wyrzutem, jak by właśnie Makowiec miała szansę ich usłyszeć — Może tak naprawdę nas nie chciała? Zawsze była nad wyraz opiekuńcza... a nagle zostawiła nas samych w innym miejscu z daleka od domu. Jak by to nie była Makowiec...
Westchnął zrezygnowany. Musiał powiedzieć to nagłos. Po tym nie wyobrażał wrócić do ich gniazda, do rodziców, chociaż nie mógł też powiedzieć, że nie tęsknił za matką.
— Nawet tak nie mów! — prychnęła, kładąc uszy po sobie. — To nasza matka, ot tak by nas nie porzuciła! — dodała oburzona tym, że Sen odważył się wypowiedzieć jej myśli na głos.
— Doskonale wiemy, jakie były jej relacje z Konfidentem. On to ojcem jedynie z nazwy jest — zauważyła, ciut się uspokajając. Nerwy w tym momencie są ostatnim, co potrzebują — Ja mogłabym tam dla niej zostać kilka kolejnych nocy... — mruknęła cicho.
Horyzont wyglądała na rozdartą w środku, w sumie tak samo, jak Sen. Nie był pewien czy wytrzymałby kilka kolejnych nocy w takim miejscu, z daleka od domu. Czekanie nie zawsze jest wskazane, tutaj mogli narazić nie tylko własne życie, ale i obraz matki. Nie chciał wyobrażać sobie Makowiec jako okropną rodzicielkę, która po prostu ich wyrzuciła, jak ostatnie śmieci, wolał już żyć w Klanie i mieć spękany obraz Makowca, jako tej, która zadbała o ich przyszłość i oddała do Klanu, mając nadzieję, że wyrosną na porządne koty, które nie będą musiały oglądać jej codziennej kłótni z Konfidentem. Wiedział, że było to dość naciągany wizerunek, ale lepszy taki, niż inny. Kocurek spojrzał znów na Horyzont, tylko jego wzrok był ostrzejszy. Czuł bardzo dobrze, nawet od samej Gwiazdnicy jak koteczkę boli rozłąka... W dodatku minęło już kilka dni, a Makowiec po prostu przepadła jak kamień w wodę.
— Eh... Zobaczymy czy masz rację... Jednak mam inne przeczucia…
— Ja wierzę, że nas tak nie zostawiło, bo co innego mi została, jak wiara? Doskonale wiem, jak to wygląda, jednak nie chce wierzyć, że Makowiec tak o nas pozostawiła na pastwę losu... Może gdzieś tam jest i chce do nas wrócić, jednak nie może. — Uparcie trzymała się tej jednej myśli niczym ostatniej deski ratunku, nim całkowicie pogrąży się w świadomości, że matka tak po prostu poszła z nimi do lasu i odeszła w nieznane bez nich.
Sen doskonale rozumiał swoją siostrę, przysunął się do niej bliżej, tak by ich futerka się stykały. Sam pewnie by myślał w ten sposób, gdyby nie ta intuicja. Mimo że zawsze słuchał się własnych uczuć zamiast rozumowi i faktom tak jeszcze nigdy nie zawiodła go jego własne przeczucie. Był to dla kocurka kolejny zmysł.
— Chciałbym, żebyś miała rację... — pogłaskał ją łapką po policzku, jak to robiła ich mama — Na tę chwilę, jednak musimy się przyzwyczaić do tego miejsca. Tutaj też możemy poznać innych... Mniej więcej w naszym wieku są kolejne dwoje kociąt, które wydają się miłe... Może nie będzie tutaj aż tak źle. Życie bez Konfidenta pewnie będzie lepsze, szczerze nawet nie jestem pewny, czy on nas tak naprawdę kochał... Ważne byśmy się zatroszczyli o siebie nawzajem, jakoś teraz dajemy radę bez mamy — zauważył.
"No i dzięki losowi też jeszcze żyjemy... Gdyby nie wojowniczki moglibyśmy mieć poważne problemy..." — pomyślał.
— Konfident? Proszę cię, od samego początku byliśmy tylko my i Makowiec, to lisie łajno wiecznie z głową w chmurach łaziło – prychnęła na wspomnienie kocura. — Ale prawda, damy radę. My kontra cały świat — dodała z lekkim uśmiechem, w którym była nuta bólu.
Widać było, że wspólna rozmowa Horyzontu ze Snem, sprawiła siostrze ulgę. Oboje oswoili się z myślą, że Makowiec, jednak nie wróci. Rzeczywistość okazała się okrutna i to w tak młodym wieku, do niedawna kociaki żyły wizją szczęśliwej rodziny samotników, jednak los się inaczej potoczył i pisane od początku im było życie w Klanie Wilka.
— Biedroneczko, błagam cię, abyś zechciała zesłać trochę deszczyku — poprosił owada, nadal będąc skulonym i odwróconym tyłem do bawiących się sióstr.
— Oboje błagamy. — Horyzont poprawiła Sen, siadając obok niego z lekkim uśmiechem. Pomimo tego, że siostry były bardziej żywe od czarnego kocurka i częściej bawiły się razem, to jednak rodzeństwo było nierozłączne i kiedy Sen chciał, to dawał się wciągać w zabawy z Horyzontem oraz Gwiazdnicą.
— Nie chcesz może iść do cienia czarna kulko? — zapytała, uważając żartobliwego określenia dla swojego brata.
Sen słysząc, jak siostra go poprawiła, zerknął w jej stronę i się uśmiechnął.
— O tak! Prosimy o deszczyk biedroneczko! — poprawił się, przy tym się śmiejąc i kręcąc głową. Nie chciał iść gdzieś indziej, gdzie jest ciemno, ponieważ tutaj miał przed sobą biedronkę. — Możesz podejść, nie gryzę! Ha ha! Możemy pobawić, się w śledzenie biedronek! Albo zrobić zawody w ich szukaniu.
Wstał i swoją łapką podparł podbródek, zastanawiając, się nad zabawami, jakimi mogliby się zająć, a przy okazji się nadto nie zmęczyć.
— Chyba że porozmawiamy z biedronką, aby zesłała nam deszcz. Skoro umie latać, to pofrunie do chmur i będzie nam chłodniej — zaproponował zadowolony, ze swojego pomysłu.
Spojrzał się w niebo i mógł zaobserwować, jak właśnie zaczęły się przewijać pierwsze siwe chmury, na które siostra wydawała się nie zwracać uwagi.
"Może nasze życzenie zostało wysłuchane! Tylko za mało prosiliśmy!" — pomyślał zaskoczony, że może naprawdę biedronki umieją spełniać życzenia.
— Ty nie gryziesz, ale ja to raczej co innego — rzuciła, lekko szturchając go w bok. Wystarczył tylko krótki moment, by Horyzont poczuła, jak Sen ma nagrzane futerko i w takich momentach widać, że dziękowała, że urodziła się jako ruda. — Można spróbować, przydałby się deszcz — odparła na propozycje brata, by położyć się na wygrzanej trawie ze wzrokiem skupiony w owadzie. Wydawała się zatopiona w myślach i rozmarzona.
Sen obstawiał, iż siostra chciała zostać biedronką, on może nie chciałby zostać robaczkiem. Bycie kotem mu bardzo odpowiadało, ale jak by wyglądali, gdyby zostali nagle dwunożnymi? Kocurek widział ich co jakiś czas, a z opowieści matki byli bardzo dziwni, nie dało się ich zrozumieć, ale co jeśli wystarczyłoby się w nich zamienić, by zrozumieć wszystkie ich głupotki, które wyrabiają w miastach i w lasach. Sen zachichotał szczęśliwy, że siostra popiera, jego plan związany z proszeniem biedronki o opady. Nachylił się bliżej do małego stworzonka, otworzył pyszczek z zamiarem kolejnej prośby, jednak zanim cokolwiek zdążył powiedzieć po jego grzbiecie i główce spadły pojedyncze krople.
— Zaczyna padać! — powiedział zszokowany, przeniósł wzrok z chmur na siostrę, a jego mina ze zdziwionej zmieniła się w szczęśliwą. — Horyzont! Biedronki potrafią spełniać życzenia!
Szczęśliwy skoczył na równe łapki i pozwolił, by krople deszczu go schładzały, gdy ten nabierał na sile. Wraz z ciemnymi chmurami, zerwał się mocniejszy wiatr, który przynosił charakterystyczny i przyjemny zapach mokrej zieleni.
— Widzę! — miauknęła, podzielając radość brata. W porównaniu do Snu nadal leżała na ziemi, która jeszcze była ciepła pod jej ciałem, obserwując z uśmiechem szczęśliwego kocura, który wierzył w moc spełniania życzeń przez te małe owady.
Nie wydawała się w to wierzyć, jednak po prostu uśmiechała się w jego stronę, ciesząc się jego szczęściem, w końcu była to miła odskocznia od napiętej relacji między ich rodzicami. Sen skakał co jakiś czas, czując jak deszcz, schładza jego nagrzane futerko, które było nastawione na cały dzień na słońcu. Moment uciechy kociaków jednak przerwało wołanie ich matki z gniazda.
— Kociaki! Gwiazdnica, Horyzont, Sen! Do legowiska! Już! — zawołała Makowiec, nawet nie wyściubiając swojego futra dalej, by nie zostało przemoczone.
Kocurek westchnął zrezygnowany i buntowniczo pomachał swoim kikutem. Tak bardzo nie chciał wracać. Dopiero co się rozpadało, chciał się nacieszyć deszczem. W tym samym momencie pojawiła się na widoku błyskawica i głośno zagrzmiało. Kocurek wytrzeszczył oczy, jak by miał ogon, pewnie w tym momencie miałby go podkulonego.
— A było tak miło — westchnęła, słysząc wołanie matki. Horyzont najchętniej, by została i bawiła się w deszczu z siostrą, jak zawsze, jednak rodzicielka ostatnio miała powoli coraz mniej cierpliwości do nich przez burzliwe rozmowy z Konfidentem.
Horyzont nie wydawała się przepadać za tymi momentami, gdy ich rodzice się kłócili, zarówno, jak i Sen.
Widząc błyskawicę, koteczka podniosła się na cztery łapy i lekko popychając brata, ruszyła w stronę gniazda. Aż zbyt dobrze widziała jego przerażenie, choć ta nie bała się w żadnym stopniu. Wręcz przeciwnie, była zafascynowana tym, jak powstają takie zjawiska pogodowe. Kocurek, czując dotyk siostry, uspokoił się, wręcz od razu. Sierść mu się ułożyła. Nie wiedział, jak powinno się zachowywać podczas takiego zjawiska jak burza, jednak po reakcji siostry mógł wywnioskować, że nie jest to takie straszne, lub nie musi być.
— Zaczekaj na mnie! Też idę! — podbiegł do siostry.
— No to przebieraj tymi łapami! — zawołała za siebie, pozwalając bratu się dogonić.
Razem weszli do gniazda. Usiadł w wyjściu, by z ciekawością obserwować, jak na zewnątrz legowiska opady deszczu się nasilają, a co jakiś czas błyskawice rozświetlały burzowe niebo. Było to naprawdę, ciekawe. Natomiast Makowiec starała się wymyć futerka Horyzontowi i Gwiazdnicy.
— Żywcem mnie nie weźmiesz! — krzyczała Horyzont, wyrywając się z łap kotki, która pociągłymi ruchami języka pielęgnowała rude futerko córki.
Siostrze udało się uciec z uścisku matki, więc pierwszą do kąpieli Makowiec dorwała liliową szylkretkę. Może nie powinien się tak wszystkiego bać od razu? Zerknął w stronę rodzeństwa, które również zaciekawiła zjawisko atmosferyczne.
* * *
W obozie Klanu Wilka po zostaniu znalezionym, przez dwie wojowniczki.
— Co ty tu...? — rozbrzmiał głos Horyzont za jego plecami.
Kiedy się odwrócił, ujrzał siostrę, która zdziwiona stała za nim. Kocurek przełknął ślinę, skupił się tak na swoich myślach oraz pogodzie, że nawet nie zauważył, jak ruda siostra wstała. Jednak koteczka sama była bardzo zdezorientowana, sama pewnie myślała, że nadal śpi w cieniu. Niedawno wstał, więc pewnie jego posłanie nadal było ciepłe.
— Czemu nie śpisz? — spytała, poprawiając się i od razu przyjmując rolę starszej siostry, która dba o młodsze rodzeństwo.
— Nie mogłem spać — przyznał — Ciężko jest, jeśli chodzi o moje myśli... Zastanawiam się nad nowym miejscem, w którym jesteśmy... Nie wszyscy wydają się optymistycznie nastawieni do nas... No i myślałem jeszcze trochę o Makowiec i Konfidencie...
Odwrócił się znów przodem do wyjścia ze żłobka, przesunął się bardziej na bok do cienia, gdzie jego ciemne żółte oczy lśniły niczym świetliki.
— Może mama zacznie nas szukać i dołączy do Klanu? — zaczął gdybać. Nie chciał nic wspominać o ojcu, szczególnie po jednym incydencie, o którym siostrzyczki nie musiały wiedzieć.
— Nie jesteś w tym sam. Sama ciągle mam wrażenie, że jesteśmy tu nieproszeni. Jednak Makowiec obiecała, że wróci po nas... Ten stan... Jest przejściowy. Odnajdzie nas i będziemy żyć razem jako szczęśliwa rodzina — odparła, siadając w niewielkim świetle, które przebijało się pomiędzy smugami deszczu i oświetlało część żłobka.
Jej sierść lekko jasno się skrzyła w tym świetle, a niektóre cętki przypominające gwiazdy wybijały się szczególnie.
— Nie wiem, czy dołączy do Klanu. Nam pozwolono zostać, jednak podejrzewam, że to nie raczej z dobroci serca przywódcy — dodała, odgarniając nieco grzywkę z oczu. Z całej trójki Horyzont miała najdłuższą, sięgającą aż jej pyszczka — Na razie mamy siebie nawzajem i musimy trzymać się razem, tak chciałaby Makowiec.
— A jeśli nie wróci i nas tak naprawdę po prostu zostawiła? Długo na nią czekaliśmy, dosłownie była to cała noc. Byliśmy przemoczeni i głodni — zauważył z wyrzutem, jak by właśnie Makowiec miała szansę ich usłyszeć — Może tak naprawdę nas nie chciała? Zawsze była nad wyraz opiekuńcza... a nagle zostawiła nas samych w innym miejscu z daleka od domu. Jak by to nie była Makowiec...
Westchnął zrezygnowany. Musiał powiedzieć to nagłos. Po tym nie wyobrażał wrócić do ich gniazda, do rodziców, chociaż nie mógł też powiedzieć, że nie tęsknił za matką.
— Nawet tak nie mów! — prychnęła, kładąc uszy po sobie. — To nasza matka, ot tak by nas nie porzuciła! — dodała oburzona tym, że Sen odważył się wypowiedzieć jej myśli na głos.
— Doskonale wiemy, jakie były jej relacje z Konfidentem. On to ojcem jedynie z nazwy jest — zauważyła, ciut się uspokajając. Nerwy w tym momencie są ostatnim, co potrzebują — Ja mogłabym tam dla niej zostać kilka kolejnych nocy... — mruknęła cicho.
Horyzont wyglądała na rozdartą w środku, w sumie tak samo, jak Sen. Nie był pewien czy wytrzymałby kilka kolejnych nocy w takim miejscu, z daleka od domu. Czekanie nie zawsze jest wskazane, tutaj mogli narazić nie tylko własne życie, ale i obraz matki. Nie chciał wyobrażać sobie Makowiec jako okropną rodzicielkę, która po prostu ich wyrzuciła, jak ostatnie śmieci, wolał już żyć w Klanie i mieć spękany obraz Makowca, jako tej, która zadbała o ich przyszłość i oddała do Klanu, mając nadzieję, że wyrosną na porządne koty, które nie będą musiały oglądać jej codziennej kłótni z Konfidentem. Wiedział, że było to dość naciągany wizerunek, ale lepszy taki, niż inny. Kocurek spojrzał znów na Horyzont, tylko jego wzrok był ostrzejszy. Czuł bardzo dobrze, nawet od samej Gwiazdnicy jak koteczkę boli rozłąka... W dodatku minęło już kilka dni, a Makowiec po prostu przepadła jak kamień w wodę.
— Eh... Zobaczymy czy masz rację... Jednak mam inne przeczucia…
— Ja wierzę, że nas tak nie zostawiło, bo co innego mi została, jak wiara? Doskonale wiem, jak to wygląda, jednak nie chce wierzyć, że Makowiec tak o nas pozostawiła na pastwę losu... Może gdzieś tam jest i chce do nas wrócić, jednak nie może. — Uparcie trzymała się tej jednej myśli niczym ostatniej deski ratunku, nim całkowicie pogrąży się w świadomości, że matka tak po prostu poszła z nimi do lasu i odeszła w nieznane bez nich.
Sen doskonale rozumiał swoją siostrę, przysunął się do niej bliżej, tak by ich futerka się stykały. Sam pewnie by myślał w ten sposób, gdyby nie ta intuicja. Mimo że zawsze słuchał się własnych uczuć zamiast rozumowi i faktom tak jeszcze nigdy nie zawiodła go jego własne przeczucie. Był to dla kocurka kolejny zmysł.
— Chciałbym, żebyś miała rację... — pogłaskał ją łapką po policzku, jak to robiła ich mama — Na tę chwilę, jednak musimy się przyzwyczaić do tego miejsca. Tutaj też możemy poznać innych... Mniej więcej w naszym wieku są kolejne dwoje kociąt, które wydają się miłe... Może nie będzie tutaj aż tak źle. Życie bez Konfidenta pewnie będzie lepsze, szczerze nawet nie jestem pewny, czy on nas tak naprawdę kochał... Ważne byśmy się zatroszczyli o siebie nawzajem, jakoś teraz dajemy radę bez mamy — zauważył.
"No i dzięki losowi też jeszcze żyjemy... Gdyby nie wojowniczki moglibyśmy mieć poważne problemy..." — pomyślał.
— Konfident? Proszę cię, od samego początku byliśmy tylko my i Makowiec, to lisie łajno wiecznie z głową w chmurach łaziło – prychnęła na wspomnienie kocura. — Ale prawda, damy radę. My kontra cały świat — dodała z lekkim uśmiechem, w którym była nuta bólu.
Widać było, że wspólna rozmowa Horyzontu ze Snem, sprawiła siostrze ulgę. Oboje oswoili się z myślą, że Makowiec, jednak nie wróci. Rzeczywistość okazała się okrutna i to w tak młodym wieku, do niedawna kociaki żyły wizją szczęśliwej rodziny samotników, jednak los się inaczej potoczył i pisane od początku im było życie w Klanie Wilka.
< Horyzoncie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz