— D-dziekuję — mruknęła cicho.
Pchełkowa Łapa miała tego dnia przydzielone zadania w obozie. Jastrzębi Zew dała jej całą listę rzeczy do zrobienia, które potem miała sprawdzić. Szylkretka miała więc pełne łapki roboty.
Najpierw musiała posprzątać w legowiskach uczniów i przynieść świeży mech. Do tego zadania została też przydzielona Kukułcza Łapa. Z tego Pchełka się orientowała, była ona przybrana córką Pietruszkowej Błyskawicy. Jako że z Pietruszką koteczka miała dobrą relację, zaczęła się zastanawiać, czy mogłaby się zaprzyjaźnić z Kukułką. Chociaż Pchełka nie była najśmielsza, to w swojej główce bardzo dużo mówiła. Pomimo zacinania się przy każdym zdaniu, w jej myślach przepływała masa pomysłów, ładnych sekwencji i ciekawskich pytań.
Ostatni czas nie był zbyt prosty dla Pchełki. Jastrzębi Zew wydawała się bardziej poddenerwowana, niż zwykle, toteż obrywało się córce kotki podwójnie. Napięcie w Klanie Klifu rosło. Do tego wszyscy współklanowicze żyli dramatem związku Pokrzywowych Zarośli oraz Melodyjnego Trelu. Poza tym…
Pchełka przełknęła ślinę.
Melodyjny Trel była już martwa. I nikt nie wiedział dlaczego. Pchełkowa Łapa słyszała pełne uniesienia głosy, gdy wieczorem znaleźli ją zmarłą w swoim posłaniu. Uczennica rozmawiała wtedy z matką, która słysząc poruszenie, kazała jej zostać w miejscu i sama poszła to sprawdzić. Długo nie wracała. Pchełce wydawało się, jakoby Jastrząb coś ukrywała przed córką. Być może to były sprawy dla dorosłych, jednak szylkretka chciała w miarę możliwości wspierać swoją rodzicielkę. Chociaż…ona i tak ciągle ją odtrącała. Była bardzo surowa, rzadko ją chwaliła oraz często porównywała ją do Szakłaka. Tak jakby jej brat miał być od niej lepszy. Przecież siedzi w Klanie Burzy… dlaczego więc wciąż kotka o nim mówi? Pewnie za nim tęskni…
Pchełka przyniosła mech do wymiany legowisk. Kukułcza Łapa już się tam krzątała, zbierając zużyte materiały w jedno miejsce.
— P-przyniosłam… m-mech! — oznajmiła nieśmiało niebieska.
— To dobrze, dziękuję — odparła krótko kotka.
Pchełka uciekła wzrokiem w bok. Rozmowa coś się nie chciała kleić…
Zaczęła bez słowa wymieniać mech, układając go w odpowiednich miejscach. Obserwowała kątem oka Kukułkę. Była piękna, miała gęstą sierść i zawsze tak ładnie mówiła. Pchełka jej zazdrościła pewności siebie oraz swobody w wysławianiu się.
Gdy tak zerkała na uczennicę, nie zauważyła wystającego kamyka z ziemi, o który się potknęła. Poleciała na kamienną podłogę pokrytą suchą trawą i mchem.
— Auć — szepnęła.
— Czy możesz bardziej uważać? — Zwróciła jej uwagę liliowa.
— T-tak, przepraszam… — mruknęła cicho uczennica.
Wróciła do układania mchu. Kukułcza Łapa skończyła swoją część szybciej. Z dumą i trumfem uśmiechnęła się w stronę Pchełki.
— Skończyłam! — oznajmiła.
— C-cieszę się — odpowiedziała Pchełkowa Łapa z drobnym uśmiechem.
— Szybciej od Ciebie! - Dodała liliowa. - Jestem niesamowita, haha!
Po czym ominęła niebieską zwinnym krokiem. Skierowała się do wyjścia, machnęła Pchełce ogonem na pożegnanie i wyszła. Kotka westchnęła. Dokończyła swoją część, a następnie poszła pracować dalej. Nie chciała, żeby matka znowu na nią krzyczała, bo była za wolna albo niedokładna.
Ruszyła do stosu ze zwierzyną, by zanieść posiłek starszyźnie. Wybierając dla nich piszczki, myślami była daleko stąd. Oczy miała utkwione w martwych stworzonkach.
Kiedy wybrała, wznowiła marsz do legowiska starszych. Troszkę się obawiała spotkania z nimi. Z drugiej strony była zdeterminowana, żeby zdobyć informacje o Melodyjnym Trelu. Co prawda Pokrzywka znała tylko z widzenia, ale ogromna ciekawość Pchełki przebijała się skutecznie przez nieśmiałość. Miała gotową lawinę pytań, które w kółko powtarzała sobie w głowie. Miała tylko nadzieję tego nie spalić…ani nie ośmieszyć się. Nie zniosłaby przytyków z kolejnej strony.
Doskonale zdawała sobie sprawę z własnych braków. Jastrzębi Zew na bieżąco wszystko jej wytykała. Czuła się gorsza. Często płakała cichutko na swoim kawałku mchu. Żałowała, że nie było przy niej ojca… spotkała go już kilka razy I wydawał się takim przyjemnym w obyciu kocurem. Pchełka chciałaby się z nim ponownie spotkać, ale przez intensywne treningi nie jest w stanie.
Od rana do nocy tropiła, skradała się, czy patrolowała z matką granice. Wracała wykończona. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem. Pchełka czuła zmęczenie, ale nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek. Nie, kiedy tak bardzo odstawała od grupy. Została uczniem wcześniej niż Kukułka, a widziała, że kotka jest od niej lepsza…
Dotarła do legowiska starszych. Weszła na okazałą skalną półkę wyściełana mchem. Pachniało w nim…specyficznie. Takim starym kotem. Od razu dostrzegła leżącą Srebrną Szadź, a dalej myjącą się Paprociowy Zagajnik. Podała Paprotce posiłek, a następnie poszła do Srebrnej Szadzi. Podsunęła starszej sikorkę. Usiadła z boku.
— Dziękuję — usłyszała uprzejmy głos białej.
— Smacznego — odpowiedziała uczennica.
Siedziała chwilę w ciszy. Walczyła ze sobą. No, zapytaj ją! Nie, nie pytaj…a co jak nakrzyczy na mnie? Ale przecież chciałabyś się czegoś dowiedzieć…
Pokręciła głową, zamykając oczy. Próbowała odgonić od siebie natrętne myśli.
Wzięła głęboki wdech i się przemogła.
— Uh… S-Srebrna Szadzio… — zaczęła cicho. Kotka zerknęła na nią znad sikorki. — C-Czy słyszałaś o-o śmierci M-Melodyjnego Trelu?
Pchełka ty mysi móżdżku! Oczywiście, że słyszała, czemu głupio pytasz? Zganiła się w głowie.
Mimo tego biała kotka spojrzała na nią spokojnym, niewzruszonym spojrzeniem.
— C-czy um… m-myślisz, że t-to w-wina P-Pokrzywowych Zarośli…? C-co się m-mogło stać?
— Nie — odpowiedź Srebrnej Szadzi była krótka i konkretna. — Pokrzywowe Zarośla nigdy nie zrobiłoby nic złego Melodyjnemu Trelowi. Nie potrafię powiedzieć ci, czy komuś podpadła, czy po prostu nadszedł jej czas, ale wiem, że to nie była wina Pokrzywowych Zarośli. Nie zasługuje na plotki o nim. Jest niewinny.
Pchełka otworzyła szeroko zielone oczęta. Uczennica osobiście nie miała na ten temat żadnego zdania. Była w końcu zwykłym szarym kotem w morzu dużo ważniejszych osobistości i nie czuła potrzeby mieszania się w cudze konflikty. Zainteresowało ją to, ale tak, by trzymać się z bezpiecznej odległości. Ciekawość koteczki została jednak na razie zaspokojona, więc podziękowała grzecznie starszej. Odeszła od niej, życząc miłego dnia.
Po skończonych zadaniach od matki Pchełka mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Wzięła małą piszczkę ze stosu i zaczęła szukać wzrokiem miejsca, w którym mogłaby ją zjeść. Przyuważyła od razu futro Pietruszkowej Błyskawicy nieopodal medykowego legowiska. Bez większego namysłu potuptała w stronę kotki.
— M-można? — zapytała z myszą w buzi.
~ * ~
Najpierw musiała posprzątać w legowiskach uczniów i przynieść świeży mech. Do tego zadania została też przydzielona Kukułcza Łapa. Z tego Pchełka się orientowała, była ona przybrana córką Pietruszkowej Błyskawicy. Jako że z Pietruszką koteczka miała dobrą relację, zaczęła się zastanawiać, czy mogłaby się zaprzyjaźnić z Kukułką. Chociaż Pchełka nie była najśmielsza, to w swojej główce bardzo dużo mówiła. Pomimo zacinania się przy każdym zdaniu, w jej myślach przepływała masa pomysłów, ładnych sekwencji i ciekawskich pytań.
Ostatni czas nie był zbyt prosty dla Pchełki. Jastrzębi Zew wydawała się bardziej poddenerwowana, niż zwykle, toteż obrywało się córce kotki podwójnie. Napięcie w Klanie Klifu rosło. Do tego wszyscy współklanowicze żyli dramatem związku Pokrzywowych Zarośli oraz Melodyjnego Trelu. Poza tym…
Pchełka przełknęła ślinę.
Melodyjny Trel była już martwa. I nikt nie wiedział dlaczego. Pchełkowa Łapa słyszała pełne uniesienia głosy, gdy wieczorem znaleźli ją zmarłą w swoim posłaniu. Uczennica rozmawiała wtedy z matką, która słysząc poruszenie, kazała jej zostać w miejscu i sama poszła to sprawdzić. Długo nie wracała. Pchełce wydawało się, jakoby Jastrząb coś ukrywała przed córką. Być może to były sprawy dla dorosłych, jednak szylkretka chciała w miarę możliwości wspierać swoją rodzicielkę. Chociaż…ona i tak ciągle ją odtrącała. Była bardzo surowa, rzadko ją chwaliła oraz często porównywała ją do Szakłaka. Tak jakby jej brat miał być od niej lepszy. Przecież siedzi w Klanie Burzy… dlaczego więc wciąż kotka o nim mówi? Pewnie za nim tęskni…
Pchełka przyniosła mech do wymiany legowisk. Kukułcza Łapa już się tam krzątała, zbierając zużyte materiały w jedno miejsce.
— P-przyniosłam… m-mech! — oznajmiła nieśmiało niebieska.
— To dobrze, dziękuję — odparła krótko kotka.
Pchełka uciekła wzrokiem w bok. Rozmowa coś się nie chciała kleić…
Zaczęła bez słowa wymieniać mech, układając go w odpowiednich miejscach. Obserwowała kątem oka Kukułkę. Była piękna, miała gęstą sierść i zawsze tak ładnie mówiła. Pchełka jej zazdrościła pewności siebie oraz swobody w wysławianiu się.
Gdy tak zerkała na uczennicę, nie zauważyła wystającego kamyka z ziemi, o który się potknęła. Poleciała na kamienną podłogę pokrytą suchą trawą i mchem.
— Auć — szepnęła.
— Czy możesz bardziej uważać? — Zwróciła jej uwagę liliowa.
— T-tak, przepraszam… — mruknęła cicho uczennica.
Wróciła do układania mchu. Kukułcza Łapa skończyła swoją część szybciej. Z dumą i trumfem uśmiechnęła się w stronę Pchełki.
— Skończyłam! — oznajmiła.
— C-cieszę się — odpowiedziała Pchełkowa Łapa z drobnym uśmiechem.
— Szybciej od Ciebie! - Dodała liliowa. - Jestem niesamowita, haha!
Po czym ominęła niebieską zwinnym krokiem. Skierowała się do wyjścia, machnęła Pchełce ogonem na pożegnanie i wyszła. Kotka westchnęła. Dokończyła swoją część, a następnie poszła pracować dalej. Nie chciała, żeby matka znowu na nią krzyczała, bo była za wolna albo niedokładna.
Ruszyła do stosu ze zwierzyną, by zanieść posiłek starszyźnie. Wybierając dla nich piszczki, myślami była daleko stąd. Oczy miała utkwione w martwych stworzonkach.
Kiedy wybrała, wznowiła marsz do legowiska starszych. Troszkę się obawiała spotkania z nimi. Z drugiej strony była zdeterminowana, żeby zdobyć informacje o Melodyjnym Trelu. Co prawda Pokrzywka znała tylko z widzenia, ale ogromna ciekawość Pchełki przebijała się skutecznie przez nieśmiałość. Miała gotową lawinę pytań, które w kółko powtarzała sobie w głowie. Miała tylko nadzieję tego nie spalić…ani nie ośmieszyć się. Nie zniosłaby przytyków z kolejnej strony.
Doskonale zdawała sobie sprawę z własnych braków. Jastrzębi Zew na bieżąco wszystko jej wytykała. Czuła się gorsza. Często płakała cichutko na swoim kawałku mchu. Żałowała, że nie było przy niej ojca… spotkała go już kilka razy I wydawał się takim przyjemnym w obyciu kocurem. Pchełka chciałaby się z nim ponownie spotkać, ale przez intensywne treningi nie jest w stanie.
Od rana do nocy tropiła, skradała się, czy patrolowała z matką granice. Wracała wykończona. Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem. Pchełka czuła zmęczenie, ale nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek. Nie, kiedy tak bardzo odstawała od grupy. Została uczniem wcześniej niż Kukułka, a widziała, że kotka jest od niej lepsza…
Dotarła do legowiska starszych. Weszła na okazałą skalną półkę wyściełana mchem. Pachniało w nim…specyficznie. Takim starym kotem. Od razu dostrzegła leżącą Srebrną Szadź, a dalej myjącą się Paprociowy Zagajnik. Podała Paprotce posiłek, a następnie poszła do Srebrnej Szadzi. Podsunęła starszej sikorkę. Usiadła z boku.
— Dziękuję — usłyszała uprzejmy głos białej.
— Smacznego — odpowiedziała uczennica.
Siedziała chwilę w ciszy. Walczyła ze sobą. No, zapytaj ją! Nie, nie pytaj…a co jak nakrzyczy na mnie? Ale przecież chciałabyś się czegoś dowiedzieć…
Pokręciła głową, zamykając oczy. Próbowała odgonić od siebie natrętne myśli.
Wzięła głęboki wdech i się przemogła.
— Uh… S-Srebrna Szadzio… — zaczęła cicho. Kotka zerknęła na nią znad sikorki. — C-Czy słyszałaś o-o śmierci M-Melodyjnego Trelu?
Pchełka ty mysi móżdżku! Oczywiście, że słyszała, czemu głupio pytasz? Zganiła się w głowie.
Mimo tego biała kotka spojrzała na nią spokojnym, niewzruszonym spojrzeniem.
— C-czy um… m-myślisz, że t-to w-wina P-Pokrzywowych Zarośli…? C-co się m-mogło stać?
— Nie — odpowiedź Srebrnej Szadzi była krótka i konkretna. — Pokrzywowe Zarośla nigdy nie zrobiłoby nic złego Melodyjnemu Trelowi. Nie potrafię powiedzieć ci, czy komuś podpadła, czy po prostu nadszedł jej czas, ale wiem, że to nie była wina Pokrzywowych Zarośli. Nie zasługuje na plotki o nim. Jest niewinny.
Pchełka otworzyła szeroko zielone oczęta. Uczennica osobiście nie miała na ten temat żadnego zdania. Była w końcu zwykłym szarym kotem w morzu dużo ważniejszych osobistości i nie czuła potrzeby mieszania się w cudze konflikty. Zainteresowało ją to, ale tak, by trzymać się z bezpiecznej odległości. Ciekawość koteczki została jednak na razie zaspokojona, więc podziękowała grzecznie starszej. Odeszła od niej, życząc miłego dnia.
Po skończonych zadaniach od matki Pchełka mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Wzięła małą piszczkę ze stosu i zaczęła szukać wzrokiem miejsca, w którym mogłaby ją zjeść. Przyuważyła od razu futro Pietruszkowej Błyskawicy nieopodal medykowego legowiska. Bez większego namysłu potuptała w stronę kotki.
— M-można? — zapytała z myszą w buzi.
<Pietruszka?>
[ilość słów: 982]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz