Błękitne niebo, co jakiś czas przecinane przez pojedyncze, mleczne chmurki, a także mewy znad pobliskiego morza o wysuniętych skrzydłach tak daleko, jak tylko mogły, zwiastowało dość przyjemną pogodę. Klangor roznosił się echem po jamie, docierając do najbardziej skrytych zakamarków Klanu Klifu. Zajęcza Łapa stał teraz na uboczu, spozierając co jakiś czas na wojowników dzielących się językami. Ciekawe co u Kukułczej Łapy? Albo… jak się ma jego braciszek, Króliczek? Mimo ostatniego nieprzyjemnego spotkania pręgus nie chciał się koniecznie zrażać do brata nawet bardziej. Poruszył wąsami smutno, wgapiając się teraz we własne łapy. Ostatnio działo się tak dużo przykrych rzeczy, z czego tylko na niektóre miał jakiś szczególniejszy wpływ. Zielonooki zaczął wylizywać się starannie jakby w próbie uspokojenia. Nie mógł sobie pozwolić tutaj na jakiekolwiek przykrości, przecież wszyscy go widzieli. W dodatku wewnątrz legowiska uczniów także nie wypadałoby, byli tam też inni uczniowie. Nabrał powietrza, zatrzymując je na chwile w płucach. Położywszy uszy po sobie, zrobił wydech, zamykając oczy na moment.
Mysi Postrach był zadowolony z jego postępów. Chwalił go praktycznie na każdym treningu, nawet jeśli coś poszło mu nie tak - zielonooki nie czuł się pokrzywdzony. Porażki były potrzebne, by się dalej rozwijać. Niektórzy uczą się na błędach, w tym też i on. Nagle na najwyższy punkt w sercu wspięła się starsza, szylkretowa kotka. Jej futro w niektórych miejscach było bardzo zabrudzone, a także zmierzwione, jakby niedawno wstała.
— Niech wszystkie koty Klanu Klifu zdolne do samodzielnego polowania zbiorą się pod mównicą! — miauknęła kotka, siadając sztywno, prawdopodobnie szukając jakiejś pozycji, byleby tylko nie bolały ją kości nadgryzione przez ząb czasu.
Zajączek wstał ze swojego dotychczasowego miejsca i drepcząc powoli, zasiadł tam, gdzie wskazała liderka. Tuż obok niego zjawił się Mysi Postrach, który rzucał mu radosne spojrzenie od czasu do czasu. Dostrzegł także Pikującą Jaskółkę i parę innych dobrze znanych mu kotów. Zerknął do góry.
— Zajęcza Łapo, wystąp.
Usłyszał, postawił uszy po sobie momentalnie, wysuwając się nieśmiało do przodu. Czuł wzrok pobratymców na swoim grzbiecie, jednak nie miał odwagi się odwrócić do tylu pysków zebranych wokół niego. Strzepnął uchem, starając się jakoś pozbyć tego nietypowego uczucia. To był negatywny stres, czy może taki motywujący do działania? Pocieszający?
— Ja, Liściasta Gwiazda, przywódczyni Klanu Klifu, wzywam naszych wojowniczych przodków, by spojrzeli na tego ucznia. Ciężko pracował, by zrozumieć wasz szlachetny kodeks, więc polecam go wam jako wojownika. Zajęcza Łapo, czy obiecujesz przestrzegać kodeksu wojownika, chronić i bronić go nawet za cenę życia?
— O-obiecuję! — miauknął, nie spodziewając się, że się zająknie. Syknął cicho pod nosem, chcąc wierzyć, że nie brzmiał tak, jakby nie był gotów. Czekał na ten moment już trochę. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie towarzyszyła mu w pewnym sensie radość, mimo całej tej niepewności.
— A zatem mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Zajęcza Łapo, od dziś będziesz znany jako Trójoki Zając. Klan Gwiazdy honoruje twój zapał i spryt, a my witamy cię jako pełnoprawnego wojownika Klanu Klifu.
Przywódczyni oparła pysk na jego głowie, następnie on polizał jej bark, czując, jak napływa do niego energia, jakiej mu od zawsze brakowało. Imię kremusa poniosło się echem po jamie, słyszał, jak wiwatują mu znajomi, a także najbliżsi - ale i nawet ci, z którymi nie zamienił ani słowa. Skandowanie było niezwykle głośne, a także długie. Na tyle długie, że na jego pysku zawitał nawet szeroki uśmiech. Od ucha, do ucha. Wydawało się, że wszyscy radowali się, a on… prędko po tym przysiadł i zaczął szukać wzrokiem swojego braciszka, Króliczej Łapy. Martwił się o niego, martwił się, że nadal jest zły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz