Przed kłótnią z Zajęczą Łapą
Króliczą Łapę zbudziły delikatne szturchnięcia. Gdy poczuł łapę trącającą go w bok, mruknął cicho przez sen i przewrócił się z boku na bok, zasłaniając łapami uszy. Po chwili usłyszał znajomy, lecz nieco zniekształcony głos, a także poczuł ciepły zapach dobrze znanej mu kotki. Otworzył sennie oczy, mrużąc je od światła, które wpadało do legowiska uczniów, a wtedy tuż obok swojego pyszczka ujrzał twarz babki – Gasnącego Promyka. Na widok jej ciepłego uśmiechu rozpromienił się momentalnie. Oczy mu zabłysły, a końcówka ogona zaczęła lekko drżeć z podekscytowania. Tak bardzo uwielbiał treningi z babcią! Każde wyjście z nią z obozu traktował jak niewielką przygodę. W końcu szylkretka była nie tylko jego mentorką, ale też jednym z największych autorytetów.
— Gotowy na trening? — zapytała cicho, typowym dla niej łagodnym głosem. Może wojowniczka czasami wydawała się nerwowa i roztrzepana, ale dla rodziny zawsze znajdowała w sobie choć garstkę ciepła i spokoju. Bardzo to w niej doceniał, on sam nie lubił kłócić się z bliskimi. Zresztą… on wcale nie lubił się kłócić. Nie znosił wadzących się ze sobą kotów! Przez co nie rozumiał tej sytuacji z Melodyjnym Trelem i Pokrzywowymi Zaroślami. Dlaczego nie mogli po prostu pokojowo porozmawiać? W tej sytuacji stał po stronie liliowego kocura, choć wiedział, że nie każdy popiera jego opinię. Sam zaobserwował, że to głównie szylkretka wypinała się na swojego partnera i unikała spokojnych rozmów, to ona częściej wybuchała gniewem!
Wracając – po usłyszeniu słów mentorki, kremowy aż się poderwał, energicznie kiwając głową. Jego ruch był na tyle szybki i chaotyczny, że mało brakowało, a wywróciłby się na pysk! Otrząsnął się szybko, w głowie już malując sobie obrazy tropienia zwierząt albo skakania przez rzekę. Miał tyle pomysłów na treningi w głowie!
— W takim razie możemy już wyjść z obozu. Dziś nauczę cię, jak wspinać się na drzewa — kontynuowała, a jej słowa rozbudziły go już zupełnie. Na jego pysku przez moment pojawiło się zdziwienie, ale szybko skinął głową. Wspinanie się na drzewa brzmiało na… coś niewątpliwie trudnego, ale i ciekawego! Może uda mu się znaleźć gniazdo jakiegoś ptaka? Gasnący Promyk uśmiechnęła się blado, jakby same wspomnienia wspinania nieco ją męczyły. Jej kroki były powolne, nieco sztywne – jakby każdy ruch wymagał od niej skupienia. Szylkretowa kotka poruszała się ze względną gracją, ale chcąc nie chcąc, wiek odcisnął piętno nawet na jej najdrobniejszych gestach.
Przez głowę Króliczej Łapy przeszło pytanie: czy babcia naprawdę będzie w stanie się wspinać? Czy może tylko pokaże mu z dołu, co robić? Jego ogon, choć wcześniej uniesiony, lekko opadł, a brwi zmarszczyły się ze zmartwienia. Szybko jednak odgonił od siebie tę myśl, w końcu Gasnący Promyk była wojowniczką. Zaufaną, silną i doświadczoną, która zdecydowanie wiedziała, co robi. Dlatego też o nic nie zapytał. Ruszył za nią, ze świerzbiącymi łapami i dreszczykiem ekscytacji. W końcu z każdym kolejnym treningiem był coraz bliżej do zostania wojownikiem!
Króliczą Łapę aż roznosiło od środka. Dreptał tuż za Gasnącym Promykiem, starając się iść prosto, choć jego łapy same rwały się do przodu. Co chwilę zadzierał głowę, spoglądając na drzewa, które rosły tuż nad klifem. Były wysokie, strzeliste, a ich korony zasłaniały niebo. Wyobrażał sobie, jak wspina się na jedno z nich, aż na samą górę. Jak wiatr przyjemnie rozwiewa mu futro i jak złociste trawy malują się przed jego oczami. Podczas drogi szylkretka nie mówiła zbyt wiele. Szła w milczeniu, stawiając wyraźnie ostrożne kroki. Króliczek obserwował, jak jej łapy sprawnie stąpają wśród kamieni i korzeni. Zastanawiał się, czy mógłby jej jakoś pomóc – może podtrzymując ją od boku? Nie… wojowniczka na pewno tego nie potrzebowała.
W końcu dotarli do jednego z najstarszych drzew. Miało gruby, wytrzymały pień, który posiadał na sobie wyraźne ślady po kocich pazurach. Gasnący Promyk zatrzymała się i usiadła z ciężkim westchnieniem. Kremowy z trudem usiadł obok niej, lecz jego oczy śledziły ruchy gałęzi.
— Zanim zaczniesz się wspinać… — zaczęła, zwracając się w stronę wnuka. — Musisz nauczyć się, jak poprawnie wbijać pazury, aby zachować przyczepność — wyjaśniła. — W końcu nie chcemy, abyś gdzieś ponad ziemią zaczął zsuwać się w dół, prawda?
Królicza Łapa kiwnął z powagą, próbując wyglądać na skupionego. Podszedł do jednego z drzew, opierając na jego pniu przednie łapy. Kora była zimna, szorstka, a on sam czuł, jak jej cząstki wciskają mu się między paluchy. Przysiadł na tylnych łapach, napinając mięśnie. Szylkretka milczała, co wcale nie dodawało mu otuchy. Co, jeśli spadnie? Jak zejdzie z drzewa? Odwrócił głowę, a jego oczy napotkały siedząca niedaleko mentorkę. Ich spojrzenia się skrzyżowały, ale wojowniczka tylko skinęła głową, zachęcając go do próby. Królicza Łapa wziął głęboki oddech, a potem wybił się z tylnych łap. Wzbił się na moment w powietrze, a potem ponownie objął drzewo, jakby zależało od tego jego życie. Gdzieś z tyłu usłyszał ciche gratulacje od Gasnącego Promyka, ale nawet nie odwrócił głowy. Powtórzył swój poprzedni ruch, tym razem robiąc go znacznie płynniej. Finalnie udało dostać mu się na jedną z niższych gałęzi.
— Udało mi się! — zawołał do swojej mentorki. Myślał, że wspinaczka okaże się o wiele trudniejsza, ale najwyraźniej było to czymś, co instynktownie potrafił. Zapewne wiele pokoleń wstecz także uczyło się takiej umiejętności, nic dziwnego, że miał to w genach! — Co… teraz? — zapytał w końcu, gdy cisza trwała już za długo.
— Musisz zejść, łatwiej będzie, jeśli zrobisz to ogonem do ziemi. Musisz używać swoich pazurów i robić niewielkie kroki.
Kremowy niechętnie zbliżył się do pnia i spojrzał w dół. Pień wydawał się teraz taki niestabilny, a samo drzewo… zbyt pionowe! Ale przecież nie mógł się wycofać… Gasnący Promyk obserwowała go uważnie, lecz bez presji. Ostrożnie złapał pień przednimi łapami, a potem zaczął przesuwać jedną z tylnych łap, szukając oparcia w korze. Był spięty, ale jednocześnie skupiony. Wchodzenie na drzewo przyszło mu znacznie łatwiej. Teraz jego ogon balansował w powietrzu, pomagając mu utrzymać równowagę. Łapy nieznacznie mu drżały, ale nie zamierzał się wycofywać. Każdy jego następny ruch był ostrożny i przemyślany. Powoli przemieszczał się coraz niżej i niżej, aż w końcu jego tylne łapy dotknęły ziemi, a przednie odsunęły się od pnia. Królicza Łapa odetchnął z ulgą, a donośne westchnienie samo wyrwało się z jego gardła.
— No proszę, masz talent! — mruknęła pocieszająco Gasnący Promyk, podchodząc do niego powoli. Jej głos był przepełniony dumą, która sprawiała, że kocurowi robiło się ciepło na sercu. — Dobrze ci poszło jak na pierwszy raz.
Bursztynowooki rozpromienił się na te słowa. Och, jak on uwielbiał pochwały! Wtedy czuł, że nie zawodzi, że może faktycznie w oczach innych kotów jest coś wart.
— Na dziś to tyle — dodała z uśmiechem. — Ale bądź gotowy, jutro poćwiczymy wspinaczkę nieco wyżej.
Na jej słowa, Królik z zapałem kiwnął głową. Jak tylko wróci do obozu, koniecznie musi pochwalić się swojemu bratu!
[1083 słów + wspinaczka na drzewa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz