To nie był pierwszy raz, gdy słyszała, że pozornie niewinne zabawy jej córki budziły niepokój wśród niektórych wojowników, zwłaszcza tych bardziej doświadczonych. Opinia klanu nigdy nie stała dla niej wyżej niż rodzina, ale znając typowe zachowanie Pierwomrówki, w końcu musiała zareagować.
Na początku tylko obserwowała. Nie narzucała się, a jedynie spoglądała ukradkiem, gdy nadarzała się okazja. Teraz, zza grzbietu młodej wojowniczki, mogła wyłapywać niektóre słowa, które kierowała do Zawodzącej Łapy. Gdy młodzieniec odszedł w tylko sobie znanym kierunku, nie ruszyła się. Czekała.
Pozwoliła, by Pierwomrówcza Gracja sama ją dostrzegła. Ilekroć słyszała pełne imię córki, wzdrygała się. Drugi człon, ta nieszczęsna "Gracja", przypominał jej o przeszłości, o której wolałaby nie pamiętać. Powracający za każdym razem ból w sercu miał niemalże identyczne natężenie.
Otrząsnęła się, starając się skupić na słowach czekoladowej kotki.
— Jeszcze nie zrobiła — odpowiedziała bez namysłu. — A to oznacza, że wciąż może. Krzywda nie musi być fizyczna, by dało się kogoś dogłębnie zranić.
Przepiórczy Puch starała się podejść do tematu ostrożnie, trochę okrężnie. Znała przewrażliwienie córki na pewne tematy — zwłaszcza te, które zbyt bezpośrednio ją dotykały.
— To tym bardziej nie widzę problemu. Grupowanie się wśród młodych podnosi morale. Daje poczucie przynależności, docenienia…
— Od tego jest klan. Nie potrzebujemy takich podgrupowań — odparła łagodnie.
Widziała, że Pierwomrówka nie była zadowolona. Może nie złościła się, ale coś w niej się spięło. Ruchy miała bardziej sztywne, spojrzenie nieco zwieszone, jakby z pewnym zawodem.
— Mówisz tak, jakbym organizowała rebelię z wojowników, a nie zabawy dla uczniów, którym nadal mleko kapie z wąsów. Nie martw się, wszystko odbywa się w bezpieczny i kontrolowany sposób — zapewniła córka.
Gdyby wszystko było takie proste, Przepiórczy Puch nie musiałaby jej ciągle śledzić i nie stałaby tu teraz, próbując w ten nieudolny sposób przeprowadzić poważną rozmowę.
Jej dzieci były mieszanką najróżniejszych cech. Skowronek i Firletka odnaleźli się w legowisku medyków, wiernie służąc klanowi. Dzwonek był dzielnym wojownikiem, a Knieja, choć nie błyszczała optymizmem, dawała sobie radę jako przewodniczka.
Ale Pierwomrówka… Gdzie ją umieścić w tym układzie? Ukończyła trening, ale jakim kosztem? Od Czuwającej Salamandry nasłuchała się swego czasu wiele, a to nie było jedyne źródło zaniepokojenia. Coraz częściej dochodziły do niej sygnały, że zachowanie dymnej kotki budzi u niektórych niepokój.
— Z perspektywy innych to nie wygląda tak spokojnie — powiedziała cicho. — Zresztą, jesteś już pełnoprawną wojowniczką. Chyba nie będziesz miała już czasu na takie zabawy. Może pora przekazać to komuś młodszemu, a samemu skupić się na dorosłości? — zaproponowała, tym razem już dość bezpośrednio.
Pierwomrówcza Gracja zmierzyła ją spojrzeniem pełnym mieszanych emocji. Wydawała się odrobinę zdziwiona, a może i lekko zraniona.
— Zobaczymy — odparła sucho. — Właśnie, jestem dorosła. Mam sporo do zrobienia. Porozmawiamy potem, dobrze? — rzuciła, odchodząc. — Pa, mamo.
Przepiórczy Puch rozchyliła pysk, gotowa odpowiedzieć, ale jej słowa zagłuszyły już oddalające się kroki kotki. Zmrużyła oczy, wpatrując się w znikającą za krzewem sylwetkę.
To nie była dobra rozmowa. Nie taka, jaką powinna przeprowadzić matka.
Na początku tylko obserwowała. Nie narzucała się, a jedynie spoglądała ukradkiem, gdy nadarzała się okazja. Teraz, zza grzbietu młodej wojowniczki, mogła wyłapywać niektóre słowa, które kierowała do Zawodzącej Łapy. Gdy młodzieniec odszedł w tylko sobie znanym kierunku, nie ruszyła się. Czekała.
Pozwoliła, by Pierwomrówcza Gracja sama ją dostrzegła. Ilekroć słyszała pełne imię córki, wzdrygała się. Drugi człon, ta nieszczęsna "Gracja", przypominał jej o przeszłości, o której wolałaby nie pamiętać. Powracający za każdym razem ból w sercu miał niemalże identyczne natężenie.
Otrząsnęła się, starając się skupić na słowach czekoladowej kotki.
— Jeszcze nie zrobiła — odpowiedziała bez namysłu. — A to oznacza, że wciąż może. Krzywda nie musi być fizyczna, by dało się kogoś dogłębnie zranić.
Przepiórczy Puch starała się podejść do tematu ostrożnie, trochę okrężnie. Znała przewrażliwienie córki na pewne tematy — zwłaszcza te, które zbyt bezpośrednio ją dotykały.
— To tym bardziej nie widzę problemu. Grupowanie się wśród młodych podnosi morale. Daje poczucie przynależności, docenienia…
— Od tego jest klan. Nie potrzebujemy takich podgrupowań — odparła łagodnie.
Widziała, że Pierwomrówka nie była zadowolona. Może nie złościła się, ale coś w niej się spięło. Ruchy miała bardziej sztywne, spojrzenie nieco zwieszone, jakby z pewnym zawodem.
— Mówisz tak, jakbym organizowała rebelię z wojowników, a nie zabawy dla uczniów, którym nadal mleko kapie z wąsów. Nie martw się, wszystko odbywa się w bezpieczny i kontrolowany sposób — zapewniła córka.
Gdyby wszystko było takie proste, Przepiórczy Puch nie musiałaby jej ciągle śledzić i nie stałaby tu teraz, próbując w ten nieudolny sposób przeprowadzić poważną rozmowę.
Jej dzieci były mieszanką najróżniejszych cech. Skowronek i Firletka odnaleźli się w legowisku medyków, wiernie służąc klanowi. Dzwonek był dzielnym wojownikiem, a Knieja, choć nie błyszczała optymizmem, dawała sobie radę jako przewodniczka.
Ale Pierwomrówka… Gdzie ją umieścić w tym układzie? Ukończyła trening, ale jakim kosztem? Od Czuwającej Salamandry nasłuchała się swego czasu wiele, a to nie było jedyne źródło zaniepokojenia. Coraz częściej dochodziły do niej sygnały, że zachowanie dymnej kotki budzi u niektórych niepokój.
— Z perspektywy innych to nie wygląda tak spokojnie — powiedziała cicho. — Zresztą, jesteś już pełnoprawną wojowniczką. Chyba nie będziesz miała już czasu na takie zabawy. Może pora przekazać to komuś młodszemu, a samemu skupić się na dorosłości? — zaproponowała, tym razem już dość bezpośrednio.
Pierwomrówcza Gracja zmierzyła ją spojrzeniem pełnym mieszanych emocji. Wydawała się odrobinę zdziwiona, a może i lekko zraniona.
— Zobaczymy — odparła sucho. — Właśnie, jestem dorosła. Mam sporo do zrobienia. Porozmawiamy potem, dobrze? — rzuciła, odchodząc. — Pa, mamo.
Przepiórczy Puch rozchyliła pysk, gotowa odpowiedzieć, ale jej słowa zagłuszyły już oddalające się kroki kotki. Zmrużyła oczy, wpatrując się w znikającą za krzewem sylwetkę.
To nie była dobra rozmowa. Nie taka, jaką powinna przeprowadzić matka.
***
Ostrożnie przyglądała się każdemu, mknącemu po ziemi cieniu w pobliżu granicy. Szukała. Wypatrywała córki z nadzieją że żyje, że wciąż jest gdzieś blisko. Choć polecenia Króliczej Gwiazdy były jasne, a dla niej — matki zdrajczyni — bolesne, to nadal podążała naprzemiennie to za sercem, to za tym znacznie cichszym, choć wciąż słyszalnym głosem rozsądku.
Nie była pewna, ile jeszcze ma do stracenia. Dotarły do niej już słowa o wątpliwościach w jej lojalność wobec klanu — nie tylko przez to, że co każdy patrol rozglądała się za Pierwomrówką, ale też z uwagi na to, kim tak naprawdę była i skąd pochodziła. Dopiero teraz słyszała te szepty wyraźnie. Pojawiły się nawet pytania, czy Królicza Gwiazda nie popełnił błędu, czyniąc ją zastępczynią. Nie odpowiadała nigdy nikomu.
Ogonem zmiotła kawałek ziemi, siadając w milczeniu. Swe spojrzenie utkwiła w pustej przestrzeni. Spoglądała w dal z taką intensywnością, jakby miała tam nagle pojawić się dobrze jej znana sylwetka.
Ale tak się nie stało.
Nie stało się tak dnia poprzedniego, nie miało to miejsca dzisiaj i doskonale zdawała sobie sprawę, że jutro rezultat będzie identyczny.
Pierwomrówka odeszła i jedyne, w co Przepiórczy Puch mogła teraz wierzyć, to w to, że jej córka miała się dobrze z daleka od wszystkich klanów.
[koniec sesji]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz