— Daj mi już dzisiaj spokój! Wymęczyłeś mnie potwornie, a i tak niczego nowego się nie nauczyłam, czasami mam wrażenie, że nawet ślimak z mózgiem muchy byłby lepszym mentorem! To żenujące jak bardzo kot może się upokorzyć, a mam przed sobą właśnie taki przypadek.
Kiedy już Juniorka skończyła swój monolog z gracją i wysoko uniesionym łbem wyminęła kocura.
— Jak możesz zwracać się w taki sposób do starszego wojownika?!
— Gdyby ten „starszy wojownik” zasłużył na swoje miano w jakiś sposób, pewnie nie mówiłabym takich rzeczy! — odkrzyknęła kocurowi.
Była dumna z rzucanych wyzwisk, gdyż ciemny kot widocznie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Zrobiła duży postęp względem tego co było w żłobku!
— Powinnaś dostać za to karę.
— To poskarż się liderce, ciekawe jak zareaguje na to, że dorosły kocur nie jest w stanie sobie poradzić z młodą uczennicą? — Zielonooka usadowiła się wygodnie pod legowiskiem uczniów i zaczęła pielęgnację futra.
Kocur w odpowiedzi jedynie prychnął, jego palące się rozczarowaniem ślepia z Wężynki przesunęły się na wejście do żłobka. Zanim zdążył wślizgnąć się do jego wnętrza, na powitanie wyskoczyły mu dwie kulki futra. Juniorka doskonale wiedziała, że jej mentor posiadał młode, Trzcinkę i Różyczkę. Zielonooka nie przepadała za całą rodziną tych kotów, Dryfującej Bulwie powinni zakazać przekazywania swoich genów dalej! Jego najmłodsze córki znakomicie utrudniały jej życie, wszędzie było ich pełno, kiedy uczennica odpoczywała pod legowiskiem, siostry ciągle do niej podbiegały. Jak tylko były wystarczająco duże, aby samodzielnie myśleć od razu wypełzły z kociarni na promienie słońca.
— Tato! Tato! — Piszczała Trzcinka, kręcąc się wokół łap ojca.
Ciemny wojownik z ciepłem polizał młodą między uszami, koteczka wtuliła się w niego. Różyczka w tym czasie bawiła się ogonem starszego. Panowała między nimi taka, miła atmosfera, Wężynowa Łapa tego nie rozumiała, ta bliskość była dziwna. Ona nigdy nie dostała czegoś takiego. Ona nie miała ojca. Nigdy nie myślała nad tym dłużej, wiedziała tylko, że nie żyje, nie interesowało ją to, co się z nim działo. Szylkretka poczuła pustkę w sercu. To takie niesprawiedliwe! Paląca bezsilność uderzyła Wężynkę znienacka w pierś, trzy koty przed nią tworzyły rodzinę o, której ona mogła tylko marzyć. Kochała swoją mamę, Wężyna była najlepsza, ale nigdy w życiu młodsza nie dostała od matki tyle ciepła. W Juniorce kotłowało się teraz wiele skrajnych emocji, jednak ponad nimi wszystkimi wyróżnić było można złość.
— Tatoo, a dlaczego nie ma cię tak długo w obozie? — ubolewała Trzcinka, kątem oka wpatrywała się z nienawiścią w uczennice, doskonale znając odpowiedź na zadane pytanie.
— Muszę zająć się trochę Wężynową Łapą, wiesz? Jestem teraz jej mentorem, Spieniona Gwiazda zaufała mi, że nauczę ją wszystkiego, co potrafię. — Kocur ogonem próbował zagarnąć kocie w bok.
Malutka koteczka niechętnie przesunęła się za ojcem, co jakiś czas zerkając w stronę Wężynki. Swoją postawą nawet nie próbowała ukryć nienawiści, jaką pałała do starszej kotki. Zielonooka próbowała zachować spokój, bardzo pomagało w tym układanie wciąż mokrego futra. Z wyższością wpatrywała się w kocię.
— Wężynka narobiła mi dzisiaj dużo problemów! Będę miał dużo trudności, aby wychować ją od podstaw, to jak się zachowuje, jest karygodne. — Te słowa Dryfująca Bulwa przekazał swojej partnerce, lecz oprócz niej rozmowę wyłapały uszy zarówno Trzcinki jak i Wężynowej Łapy.
— Trzcinko i ty Różyczko też, proszę, trzymajcie się z dala od tej kotki, okej? — zapytała Baśniowa Stokrotka, chociaż było to raczej pytanie retoryczne.
Młode pokiwały jedynie główkami, po czym każdy wrócił do swoich zajęć, jedynie Trzcinka została w miejscu, wpatrując się w Juniorkę, siedzącą naprzeciwko żłobka. Nad czymś ewidentnie mocno myślała, gdyż po pewnym czasie jej spojrzenie stało się nieobecne, a wąsy drgały z emocji. W końcu jednak strzepnęła ogonkiem i szybko ruszyła w stronę uczennicy.
<Trzcinko?>
[680 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz