Przełknęła ślinę. Powinna być wdzięczna, że dostała jakąkolwiek podpowiedź, w formie cudzego snu.
— Nie — wymamrotała. — Nie chciałabym… Mówić o czymś, czego nie jestem pewna. Przed czym miałabym go ostrzec? Lub, przeciwnie, jakie dobre wieści mu przynieść? Chciałabym… Wiedzieć. Cokolwiek.
Kątem oka spojrzała na towarzyszkę, która nieznacznie skinęła głową i spuściła spojrzenie.
— Przypilnuję jej. Będę uważna — miauknęła młodsza, spoglądając z góry na medyczkę. — Zaangażuję się w patrole z nią! O ile zostanie uczennicą… A za jakiś czas spytam się Słodkiej Łapie, jaka się wydaje.
Zmartwienie powoli zamieniło się w delikatny uśmiech na pyszczku Firletki.
— Dziękuję.
***
Pochyliła się nad Modliszkową Ciszą, lekko dotykając jego czoła nosem. Brak gorączki. Cofnęła się i podniosła zębami parę wybranych wcześniej ziół, po czym ruchem ogona wskazała kocurowi jedno z posłań pod kamienną ścianą.
— Firletko? — Głos Skowronka przerwał jej tok myślenia, gdy zastanawiała się, którego z uczniów poprosić o wymianę legowisk. Albo przyniesienie ich większej liczby.
Odwróciła nieco głowę w stronę brata.
— Hm?
— Wychodzę na chwilę, muszę pomóc Brzęczykowemu Trelowi. Niestrawności — oznajmił, marszcząc nieznacznie nos. — Co ze Strzępotkową Łapą?
— Tylko kleszcz — miauknęła, słowa nieco niewyraźne przez pęczek w pysku. — Zawilcowa Łapa się tym zajął.
***
Jej wzrok nie opuścił sylwetki szylkretki, od kiedy ta przekroczyła próg legowiska, przyprowadzona przez Dryfujący Fluoryt. Zmarszczyła brwi. Wielenia Łapa.
Imię to nie brzmiało groźnie.
Podając uczennicy mieszankę rumianku i stokrotki przyglądała się jej uważnie. Tym razem mogła to podpiąć pod zwykłe oględziny; innymi razy nie miała powodów, aby być tak… nachalna. Szukała… No właśnie. Czego szukała? Jakiejś oznaki złych zamiarów, czegoś, co będzie krzyczeć “skrzywdzę was”?
Nie znalazła jednak nic; charakterystyczne białe znaczenia były jedynym, z czego pomocą wyhaczyłaby ją w tłumie.
Jej pyszczek krzywił się ze zmęczeniem. Nie było to nic… Fizycznego, ale miała dosyć. Chciała odpocząć. Z westchnieniem zaczęła czyścić sierść, raz za razem przeciągając językiem po boku, czekając na powrót reszty medyków (wiedziała, że Skowroni Odłamek wziął Zawilcową Łapę na zbieranie ziół, podczas gdy ona pomagała Koziemu Przesmykowi z bólem głowy; jednak nie miała pojęcia, gdzie zaszyła się Pajęcza Lilia). Podniosła wzrok, gdy usłyszała czyjeś kroki; jednak do legowiska nie wszedł któryś z jej współlokatorów, lecz Motylkowa Łączka.
Kocica uśmiechnęła się lekko.
— Motylko — miauknęła do przyjaciółki, która prędko odwzajemniła gest. — Co cię tu sprowadza?
— Nic ważnego. Po prostu chciałam… Porozmawiać — młodsza podeszła parę kroków bliżej, zatrzymując się jednak nagle. Jej wzrok utkwił na ciele Wieleniej Łapy leżącej gdzieś z boku. — Ale… Może to nie najlepszy moment?
— Nie martw się, śpi jak zaklęta — westchnęła. Bok szylkretki unosił się rytmicznie; może to dzięki ziarenku maku, które niepewnie podała jej razem z lekartwami. Poczuła ukłucie wstydu gdzieś pod sercem. — Przewiało ją na treningu.
Niekoniecznie powinna była to zrobić, ale ogromne, śledzące jej kroki oczy przyprawiały ją o paranoję. Przełknęła ślinę.
— Ah- w takim razie… Mogę się dosiąść?
— Oczywiście.
Wróciła do czyszczenia sierści, licząc, że to ją uspokoi. Motylka usadowiła się obok, niepewnie opierając brodę o posłanie medyczki.
— Co cię trapi? — spytała, kątem oka widząc niewyraźny wyraz pyska młodszej.
<Motylko?>
wyleczeni: Modliszkowa Cisza, Brzęczykowy Trel, Strzępotkowa Łapa, Kozi Przesmyk, Ballada (Wielenia Łapa)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz