Udało się! Zaśmiała się i podeszła do niego. Dzięki Irdze miała taką władzę… Upadły Kruk dostatecznie ją zirytował. Nie chciał jej niczego uczyć ani przynajmniej opowiadać ciekawych rzeczy, więc teraz za to zapłaci.
- Grzeczny piesek!- pogłaskała go po łapie, bo wyżej nie dosięgała.- Awwwww jaki słodki bubuś...
Bardzo pomocna okazała się być również Sosna, która bez konsekwencji mogła bić kocura i teraz zwaliła go z łap. Takie znajomości były jednak fajne…
- Teraz go pogłaszcz. Psy lubią po łbie - zadrwiła, patając go łapą, dociskając mu łeb do ziemi. Wspaniałe było dla niej to, jak widziała jego złość ale i jednocześnie bezradność. Bo co on zrobi? Zagryzie ją i skaże się na męki za zabójstwo wnuczki lidera? Chyba nie. Pogłaskała go po głowie. Tak… Niech czuje się poniżony.
- Awwwww słodziak...- złapała go za policzki.- Słodki kundelek! Awww, puci puci skarbie!
Szamotanina kocura nic nie pomagała. Sosna go unieszkodliwiła, a kiedy zaczął się wyrywać mocniej, walnęła go w brzuch. Najśmieszniejsze było to, że dalej trzymał w pysku kijak i próbując go puścić, po prostu dalej się ślinił. Miał wciąż przyciśnięty łeb do ziemi. Nie chciałaby być na jego miejscu.
- Ślinka ci cieknie z buzi... Ojoj- zaśmiała się i próbowała wepchnąć mu tego kija bardziej do pyska. Nie mógł jej ugryźć!- Ale słodki pieseeek awwww... Przynieść ci nowy patyczek?
Nie rozumiała czemu kocur dalej się szarpał i próbował wypluć badyl. To nic nie dawało. Był taki głupi, czy miał za dużo nadziei? Sosna silnie go przetrzymywała, by nie uciekł, a ten dalej się stawiał…
- Możesz przynieść - odezwała się bura patrząc na to wszystko z chorą satysfakcją. - Trzeba w końcu nauczyć go aportować.
Przyniosła jakiegoś dużego patyka, przez co prawie się wywaliła. Rzuciła najbardziej jak potrafiła (czyli na mały dystans). Takie rzucanie mu kawałków drewna niezbyt ją bawiło, bardziej widok jego bezradności. Biedak…
- Aport!
Zdziwiła się, że nie uciekał. Najwyraźniej widok gotowej do ataku Sosny go przerażał. Trochę posyczał jak kotka w końcu go puściła, trochę się wkurzał, ale poszedł po badyla. Wystawiła mu język. Tak, niech cierpi jako pies! Znalazła kolejnego patyka, którego również rzuciła.
- Jak znajdziesz i mi przyniesiesz, to zaszczekaj! Hau hau!
Miała nadzieję, że taki sukces się powtórzy, ale uciekł. A to cholera, chciała się bawić a ten jej przerywał rozrywkę. Nawet Sosna wydawała się być wkurzona jego zachowaniem.
- Co za tchórz!
No nie! Musiał uciec! A tak się świetnie bawiła z pieskiem! Zaczęła udawać, że płacze. Upadek na pewno tego nie usłyszy, ale jeżeli Sosna uzna, że taki biedny kociak się zasmucił, to pewnie powie o tym Irdzie!
- Piesek uciekł!- zaszlochała cicho.- Poskarżę się mamie! Niegrzeczny piesek!
- Nie martw się. Dorwiemy go jeszcze. Przekonam twoją babcie, by wziąć go na spacer i tam się z nim pobawimy - obiecała jej. Zamruczała i przytuliła się do Sosny, po czym czmychnęła do żłobka. Lepiej niech pójdą na ten spacer, bo już się nie mogła doczekać!
- Grzeczny piesek!- pogłaskała go po łapie, bo wyżej nie dosięgała.- Awwwww jaki słodki bubuś...
Bardzo pomocna okazała się być również Sosna, która bez konsekwencji mogła bić kocura i teraz zwaliła go z łap. Takie znajomości były jednak fajne…
- Teraz go pogłaszcz. Psy lubią po łbie - zadrwiła, patając go łapą, dociskając mu łeb do ziemi. Wspaniałe było dla niej to, jak widziała jego złość ale i jednocześnie bezradność. Bo co on zrobi? Zagryzie ją i skaże się na męki za zabójstwo wnuczki lidera? Chyba nie. Pogłaskała go po głowie. Tak… Niech czuje się poniżony.
- Awwwww słodziak...- złapała go za policzki.- Słodki kundelek! Awww, puci puci skarbie!
Szamotanina kocura nic nie pomagała. Sosna go unieszkodliwiła, a kiedy zaczął się wyrywać mocniej, walnęła go w brzuch. Najśmieszniejsze było to, że dalej trzymał w pysku kijak i próbując go puścić, po prostu dalej się ślinił. Miał wciąż przyciśnięty łeb do ziemi. Nie chciałaby być na jego miejscu.
- Ślinka ci cieknie z buzi... Ojoj- zaśmiała się i próbowała wepchnąć mu tego kija bardziej do pyska. Nie mógł jej ugryźć!- Ale słodki pieseeek awwww... Przynieść ci nowy patyczek?
Nie rozumiała czemu kocur dalej się szarpał i próbował wypluć badyl. To nic nie dawało. Był taki głupi, czy miał za dużo nadziei? Sosna silnie go przetrzymywała, by nie uciekł, a ten dalej się stawiał…
- Możesz przynieść - odezwała się bura patrząc na to wszystko z chorą satysfakcją. - Trzeba w końcu nauczyć go aportować.
Przyniosła jakiegoś dużego patyka, przez co prawie się wywaliła. Rzuciła najbardziej jak potrafiła (czyli na mały dystans). Takie rzucanie mu kawałków drewna niezbyt ją bawiło, bardziej widok jego bezradności. Biedak…
- Aport!
Zdziwiła się, że nie uciekał. Najwyraźniej widok gotowej do ataku Sosny go przerażał. Trochę posyczał jak kotka w końcu go puściła, trochę się wkurzał, ale poszedł po badyla. Wystawiła mu język. Tak, niech cierpi jako pies! Znalazła kolejnego patyka, którego również rzuciła.
- Jak znajdziesz i mi przyniesiesz, to zaszczekaj! Hau hau!
Miała nadzieję, że taki sukces się powtórzy, ale uciekł. A to cholera, chciała się bawić a ten jej przerywał rozrywkę. Nawet Sosna wydawała się być wkurzona jego zachowaniem.
- Co za tchórz!
No nie! Musiał uciec! A tak się świetnie bawiła z pieskiem! Zaczęła udawać, że płacze. Upadek na pewno tego nie usłyszy, ale jeżeli Sosna uzna, że taki biedny kociak się zasmucił, to pewnie powie o tym Irdzie!
- Piesek uciekł!- zaszlochała cicho.- Poskarżę się mamie! Niegrzeczny piesek!
- Nie martw się. Dorwiemy go jeszcze. Przekonam twoją babcie, by wziąć go na spacer i tam się z nim pobawimy - obiecała jej. Zamruczała i przytuliła się do Sosny, po czym czmychnęła do żłobka. Lepiej niech pójdą na ten spacer, bo już się nie mogła doczekać!
***
Irga była świetna. Nie sądziła, że wyjdzie kiedykolwiek z obozu, a jednak! Mimo bycia kociakiem w końcu się nad nią ktoś zlitował. Mogła sobie wyjść wraz z Upadłym Krukiem i innymi kotami. Idiota sobie zasłużył na takie mordęgi. Gdyby chciał jej opowiadać coś ciekawego, to z chęcią by go słuchała i akceptowała. Niestety, teraz cierpiał bo nie miała zamiaru być wyrozumiała dla takiego psa. Wystarczyło być przydatnym… Potruchtała bliżej pieska. Jak ona kochała babcię! Była wspaniała! W końcu gdzieś wyszła i to z pieskiem! Jednak ta rodzina to była fajna.
- Chcesz aportować?- zamruczała cicho.- Na pewno się znajdzie jakiś patyk!
- Nie. - burknął do niej, kładąc po sobie uszy. Zabawne było to, że próbował się stawiać i jeszcze bezczelnie usiadł przy jakimś drzewie.
- No piesku no, nie obrażaj się!- piszcząc się do niego zbliżyła.- Pobaw się ze mnąąą, pobaw się ze mnąąą... Bo się poskarżę.
Nie miał w takiej sytuacji żadnego wyjścia. Był na nią skazany, cokolwiek by powiedziała to inni by ją poparli. Była wnuczką lidera a on jakimś kryminalistą.
- Dobra. - fuknął. Przystanęła do jego boku i spróbowała się na niego wspiąć. Skoro już go miała do dyspozycji, to mogła sobie z tego skorzystać.
- Co robisz? - wydawał się być zdziwiony.
- Będę cię ujeżdżać. Pomóż mi wejść.
Nawet jeżeli on sam niezbyt chciał współpracować, ciocia Sosna jej pomogła. Była najlepsza. Taka pomocna i idiotycznie dziecinna, idealnie się dogadywały. Wbiła mu mocno pazurki w futro.
- Dziękuje ciociu!- pisnęła do Sosny, po czym wgryzła się w pieska.- Jedź!
Ruszył. Widok jak się męczył z tego upokorzenia był świetny. Naprawdę lepszej rozrywki znaleźć sobie nie mogła.
- Szybciej!- zachichotała i ugryzła go mocno. Niech cierpi, miał się w końcu jej słuchać. Całe szczęście przyspieszył.- To powiedz, jak ci się podoba bycie pieskiem? Lubisz to, prawda?
- Nie - odparł. Miała nadzieję na inną odpowiedź, ale zrekompensował to robieniem kółek. Będąc na jego grzbiecie, był to fajny sposób na podkręcenie jazdy. Czemu jak była jeszcze młodsza nikt jej nie mówił, że jeżdżenie na kimś jest takie fajne?
- Łiiiii!- piszczała radośnie.- Nie wstydź się, lubisz aport, leżeć i dawać głos! Zrób hau hau!
- Nie lubię - warknął. Mógł przestać? I tak był tu przegrany. Na co on liczył, że pokaże jak bardzo mu się to nie podobało i to coś zmieni?
- Zrób hau hau!- krzyknęła i zaczęła ciągnąć go za ucho. Idiota, miał się jej słuchać! Kocur skrzywił się, siadając i trzepiąc łbem.
- Zostaw. Ygh... miau - prychnął. Mocniej się w niego wbiła, by nie spaść. Czy musiał dalej robić jej na złość?! To już ją wkurzało!
- Miałeś szczekać, a nie miauczeć! Jesteś w końcu psem! Bo zawołam ciocię do pomocy!
- Nie jestem psem, tylko kotem. Więc nie umiem szczekać. Miauczę.
- Jesteś pieskiem, bo robisz aport. CIOCIU SOSNOOOOOOOOO!
Skoro nie chciał po dobroci, to ciotka na pewno jej pomoże z takim dupkiem! Wyjaśni go i od razu zacznie szczekać.
- Co się stało kochanie? - kocica podeszła do nich, uśmiechając się. Świetnie. Teraz kocur dostanie po łbie i się opamięta.
- Nie chce szczekać!- krzyknęła i zaczęła go znowu ciągnąć za ucho.
- Zaraz go do tego przekonamy.
Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że kotka jej pomoże i już wbiła pazury w sierść kocura.
- Dajcie mi spokój - warknął, ale znów dostał. Powinien się zamknąć raz a dobrze, jak tak się stawiał to jedynie się pogrążał.
- Szczekaj! Jak pies! Już! - rozkazała. - Bo inaczej nie pozbierasz się z ziemi!
- Hau... - zrobił to w końcu. Udało się! Niby po wielu stęknięciach i narzekaniu, ale w końcu zaszczekał. Uśmiechnęła się i popatała go po głowie.
- No. Grzeczny piesek. Tak powinieneś się zachowywać! Ale zamiast być posłuszny, to się wściekasz... Nieładnie.
- No właśnie. Miałbyś lepiej, gdybyś przestał tak ujadać pyskiem i zachowywał się poprawnie - zawtórowała jej Sosna. Liczyła na jakąś ripostę od kocura, ale się przymknął. Eh… No i się piesek obraził. Skoro tak... Jakby nieumyślnie odczepiła się od niego i z piskiem spadła obok niego.
- Ałaaa! Przez niego spadłam!- rozbeczała się jak to dzieci mają. Przeciwstawiał się przez cały czas, to dostanie po ryju.
- Wcale... nie... - miauknął głucho. - Nie udawaj - zwrócił się do niej. - Słyszysz? Nic ci nie jest. Nie becz.
- B-boli...- załkała, pociągając noskiem.- Chyba mam siniaki...
- Nie masz. To nie było wysoko.
Sosna poklepała ją po łbie.
- Zapłaci za to. Nie martw się. Zaraz on dostanie mase siniaków.
Przytuliła się do Sosny i udawała obolałą. W sumie i tak ją bolało, ale ignorowała to. Spadnięcie z grzbietu dorosłego kota nie było zbyt miłe…
- Ał ał...
- Nie płacz. - pocieszała ją bura. - Powiemy twojej babci...
- Nie! - przerwał jej, zaciskając pysk. - Będę tym cholernym psem, ale nie wrabiajcie mnie w jakieś gówno.
- A-ale b-booooli!- jęknęła żałośnie.- Z-zapłacisz za to!
Sosna wstawiła się za nią i już zaczęła warczeć na kocura. Wystawiła mu język. Dobrze mu tak! Babcia się o wszystkim dowie i dostanie pies po pysku!
- Ej no! Dogadajmy się! Sosna! - próbował się ratować. Idiota.
- Dla ciebie Sosnowa Igło - fuknęła kotka. - Ale dobra. Wieczór? Chcesz dać pieskowi szansę na poprawę?
Pokręciła głową. Nie. Już miał za dużo czasu na poprawę. Chciała się dobrze bawić, a on to zepsuł.
- Nie... Miał już szansę!
- Słyszałeś? Dzieciak się obraził - zaśmiała mu się w pysk.
Podszedł do nie. Oho, wkurzył się.
- Słuchaj no. Przestań robić to co robisz. Jestem podstawiony pod ścianą. Nie kop mi grobu dla swojej chorej satysfakcji.
- A-ale ja nic nie robię!- siorbnęła noskiem, mierząc go ostrym wzrokiem.- Ja się tylko bawić chciałam...
<Kruku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz