*dawno temu*
Siedział na baranach pana zastępcy, rozglądając się z zaciekawieniem po otoczeniu. Świat stąd wyglądał znacznie inaczej. Był większy i widziało się więcej.
— Dokąd chciałbyś iść? — zapytał kocur, a on chwilę zastanowił się, próbując znaleźć jakieś fajne miejsce, by mogli wspólnie spędzić czas.
— O tam! — Wskazał kierunek, gdzie dostrzegł olbrzymie jak dla niego drzewo.
Agrest zgodził się i skierował tam swoje kroki, ulegając jego słodkości. Zachichotał na to cicho pod noskiem, ponieważ okręcił sobie tak szybko zastępcę wokół pazura, że to aż niemożliwe. Najwidoczniej jednak jego czar malucha działał znakomicie!
— Jak będę duży, to będę jak pan! — odezwał się po chwili, obejmując łapkami szyję czekoladowego.
— A co jak pójdę na emeryturę? Nadal będziesz mnie lubił? — zadał dziwne pytanie, na które oczywiście znał odpowiedź. Dlaczego miałby go nie lubić? Był przecież fajny! Zgodził się z nim wyjść na spacer, na co nie pozwalał jego tata. Według niego ten za bardzo przejmował się tym wszystkim.
— Będę! Wtedy będziesz moim dziadkiem — miauknął, słysząc jak wielki owocniak płaczę ze wzruszenia.
Nieco się zaniepokoił no bo... Co jeśli go obraził? Miał nadzieję, że nie! Chciał mieć z nim bardzo dobre stosunki. Trzeba było ustawić się w życiu, by pokazać tacie, że nie był wcale takim bezużytecznym kocięciem.
— Czemu płaczesz? Boli cię coś? — zapytał, siląc się na zmartwiony ton głosu.
Zastępca szybko pokręcił łbem, usuwając dowody tego dziwnego czynu ze swoich policzków.
— Niee, wszystko dobrze — zapewnił, ale on nie był jakimś mysim móżdżkiem! Widział, że coś było na rzeczy!
— Ale się smarkasz... Jesteś przeziębiony? Ja czasem kicham jak mi coś wleci do noska — dopytywał dalej, nie dając mu z tym spokoju. Musiał wiedzieć o co poszło! Nie chciał przecież ponownie doprowadzić go do płaczu, bo nie oszukujmy się, ale to nie było wcale oznaką siły. Zastępca nie mógł być taki żałosny...
— Trochę mi łza poleciała i tyle! Jakiś paproch mi wpadł do oka — wytłumaczył, co niezbyt do niego przemówiło, ale nachylił się i sam spróbował wytrzeć jego oczka swoją łapką. Kocur jednak skrzywił się i odtrącił jego kończynę. Zrobiło mu się z tego powodu przykro, bo chciał tylko mu pomóc. Ten jednak szybko go przeprosił, rozumiejąc co narobił, na co dostał od niego buziaka w główkę. Może i był przygłupi, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że chciano się nim zaopiekować.
— Jak będzie mi zimno to mogę się do ciebie przytulić? — zapytał, bo mróz już powoli szczypał go w nosek, co nie było dla niego zbyt przyjemne.
— Jak będę wolny to... to możesz.
Ucieszył się ze zgody, lecz pierwsze zdanie bardzo go zainteresowało. Jak to wolny? To miał już kogoś innego z kim się tulił?
— A czym masz być zajęty? Już ktoś inny cię tuli? Jestem mały nie zajmę dużo miejsca — zapewnił, ponieważ chciał móc przychodzić do kocura kiedy tylko będzie miał na to ochotę i pakować się w jego cudowną, długą sierść. Nie zamierzał się nim dzielić. Agrest już należał do niego.
— Po prostu wiesz... Obowiązki zastępcy. Innym trzeba coś ważnego obgadać — tłumaczył mu te dorosłe i zawiłe sprawy, których do końca jeszcze nie rozumiał.
— To możesz gadać, a ja będę cichutko. Nie zauważą mnie, słowo. Mogę mówić na ciebie mamo? — Wtulił się bardziej w jego sierść na karku, czując jak zastępca staje pod drzewem, do którego zmierzali. Lekko zsunął się z jego grzbietu, po czym pomknął pomiędzy jego łapy, gdzie mroźny wiatr nie docierał. Brrr... Ale mróz! Tutaj jednak było miło i przyjemnie. Zadarł łeb, by spojrzeć w oczy zastępcy, który dalej myślał nad tym co usłyszał z jego pyszczka.
— A w sumie... możesz — zgodził się, co przyjął z uśmiechem.
— Dziękuje mamo! — Przytulił go mocno swoimi małymi łapkami z mruczeniem. Miał już kolejną mamę! Tak się bardzo z tego cieszył. — Przytulisz mnie? — poprosił.
Czekoladowy skinął łbem i zrobił to, dzięki czemu już całkowicie był otulony przez miękki puch.
— Jesteś kochany — powiedział do niego po chwili. — Będziesz dobrym liderem. Każdy będzie cię lubił!
Zastępca drgnął nerwowo, kładąc po sobie uszy. To go zdziwiło. Myślał całkiem inaczej?
— Miło, że tak myślisz, ale naprawdę nie sądzę... Mogę się taki wydawać, ale czasami jestem okropny — kocur ciężko westchnął.
— Nie jesteś okropny! Może nieco smutny. Ale masz dobre serduszko, takie duże. A jeśli tak jest... To lepiej wstać, a nie płakać. Ale jak będziesz płakać, to przyjdę do ciebie i cię pocieszę — zapewnił go ze swoją minką, która sugerowała mu, że wcale nie żartował.
— Ale ja... Nie sądzę, że na to zasługuję — wyznał Agrest.
— Zasługujesz, wiesz czemu? — Dotknął łapkami jego piersi. — Bo masz dobre serduszko. Zaopiekowałeś się mną, a nie musiałeś. Ktoś zły tak nie postępuję.
Oczywiście nie wierzył w to, żeby zastępca był taki zły jak o sobie mówił. Teraz nawet ryczał, przytulając go mocniej do swojej piersi, że aż stracił dech. O rany... Chyba za bardzo pojechał ze swoją gadką.
— Mam nadzieję — odparł po chwili dawny wojownik, luzując uścisk na co odetchnął z ulgą.
— Będziemy razem powstawać, gdy upadniemy. Wtedy jest raźniej. Tak robią przyjaciele. Jak ty będziesz kroczył dumnie to i ja będę. A jak dopadnie nas słabość, pomożemy sobie. A jak zapomnimy o tym co tu mówimy, przypominajmy to sobie. I mimo łez, bólu i ran, zawsze będziemy tymi wygranymi, bo jesteśmy silni — zakończył swój długi monolog, widząc jak ten przestaje już się nad sobą użalać.
— Tak! — Agrest odpowiedział z nową nadzieją i ilością energii.
Uśmiechnął się do niego. Ah... Ale to było proste.
— Widzisz? Już zasługujesz, bo w to wierzysz. — Maluch dotknął łapkami jego pyszczka i rozciągnął jego kąciki w uśmiech. — O teraz ładnie.
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz