Tym razem Jabłoniowa Łapa pędziło w stronę stosu ze zwierzyną. Potykało się wręcz o własne łapy, lecz dotarcie tam jak najszybciej było postawionym przez siebie samego wymaganiem Jabłoni. Gdy tylko wzięło losową zdobycz, popędziło do legowiska uczniów. Nienawidziło tego miejsca. Dzielenie się miejscem do spania, wraz z całkowicie losowymi kotami, było czymś, czego bicolor nie mógł pojąć. W każdej chwili ktoś mógłby go skrzywdzić, a następnie rzucić w paszczę niedźwiedzia. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł więc całe ciało kota, gdy tylko ktoś zaczął go lizać. Zapewne ten osobnik chciał zdobyć jego zaufanie, o tak, a potem zabić go i całą jego rodzinę. Jabłoń machało swym dużym, futrzastym ogonem ze zdenerwowania, a gdy lizanie nie ustało, uczeń odwrócił się, będąc bliskim płaczu, napinając wszystkie mięśnie, mając zamiar wykrzyczeć wszystko, co złego myśli o nieznanym mu kocie. Tyle że to nie był nieznajomy. Tuż po odwróceniu się, oczy bicolora dojrzały błękitne futerko swojej siostry. Momentalnie bursztynowookie się uspokoiło, wróciło na swoje miejsce. Ponownie wgryzło się w mysz, coraz bardziej spokojne.
— Tęsknię za tym, jak nikt nie próbował mnie zamordować — stwierdziło bez przekonania Jabłoniowa Łapa. W końcu nikt jeszcze nie zdradził mu, że chce się go pozbyć, więc nie może być absolutnie pewne, że zaraz go tu zabiją. Ale wśród tylu obcych kotów… pewnie się ktoś taki jeszcze znajdzie. Fakt, że siostra nie widzi w tym wszystkim nic dziwnego, że te koty tak po prostu przyjmują piątkę losowych pysków do wyżywienia, irytował Jabłoń. Pewnie przyjęli ich tylko po to, by później zjeść. Pewnie są tu jako obiad dla całego klanu.
— Zostaw ten patyk! — nagle jakby krzyknęło szeptem, gdy tylko poczuło szarpnięcie swojego futra. — To część mojego starannego kamuflażu, by jak najmniej z nich chciało ze mną rozmawiać. Jeśli będę wyglądać brzydko, będą się mnie bać — dodało jeszcze po chwili, by trochę może uspokoić Cedr, żeby uczennica nie zdziwiła się, czemu dla Jabłoni jest to tak wielkim problemem.
— Chryzantemowa Krew też mnie zabiera na treningi. Nie lubię tego, jakby nie dało się samemu nauczyć wszystkiego. — Przed kontynuowaniem zdania, Jabłoń rozejrzało się po legowisku, czy nikt ich nie podsłuchuje przypadkiem. — Jeśli mam z czymś potrzebować pomocy, to z ucieczką stąd. Nie chcę zostać ich daniem głównym, bo coś nie chce mi się wierzyć, że biorą nas tu tak bez powodu. Na pewno chcą mnie zjeść. Albo coś innego z nami zrobić. Nie ważne, chcą mnie skrzywdzić — kontynuowało półgłosem. — Gdyby nie mieli ku temu powodu, nie przyjmowaliby nas tutaj. Może chcą zrobić z nas przynęty w jakiejś wojnie, kto wie…
<Cedrowa Łapo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz