dawno temu
Chłodny powiew wiatru mierzwił futro kotów skrytych w jakimś zadaszonym miejscu. Czuła na sobie wilgoć języka matki. Kocica wylizywała swoje kocięta dokładnie.
— Śpijcie, śpijcie. Jutro poznacie kogoś ważnego.— Mamo?
— Tak, skarbie?
— Opowiesz mi bajkę?
Starsza westchnęła, a po chwili położyła brodę na swoich łapach, tuż koło własnej córki.
— Dawno temu żyła sobie samotniczka jakich wiele. Spędzała czas w Betonowym Świecie, wśród świstu Potworów Dwunożnych, zapachu stęchlizny i krwi walczących ze sobą kotów. Ledwo nosiła swoje wychudzone i potargane ciało, które mógłby wywrócić mały podmuch wiatru. Ale pewnego razu, spotkała pewną starą, poczciwą kocicę u kresu życia. Na początku samotniczka chciała ją zabić, jednak zgodziła się jej posłuchać. Starsza wskazała jej drogę ku lepszemu życiu. Samotniczka zdecydowała się sprawdzić ją na własnych łapach i o własnych siłach skierowała się w kierunku południa. Po dniach ciężkiej wędrówki dostrzegła to, czego nigdy wcześniej nie widziała. Gęsto rosnące trawy, kwiaty, zioła, krzewy i jasno świecące słońce, nieprzyćmione wielkimi budynkami. Bała się opuścić dobrze znany jej Betonowy Świat, ale już wkrótce zrobiła to i zamieszkała w lesie, po raz pierwszy widząc na oczy życie. Łanie biegające po polanach czy króliki pędzące jak błyskawice pośród gęstych traw.
Młoda już smacznie spała.
Ale nie miała pojęcia, że gdy się rano obudzi, matka szybko i pospiesznie wyprowadzi ich z bezpiecznego azylu. Skierowała się w drogi nieznane jeszcze młodej Bastet, i to tam właśnie pierwszy raz ujrzała na oczy barczystego kocura i jego kompanów.
Wystarczyła chwila, a kotka zdezorientowana już widziała swoją matkę odchodzącą bez żadnego pożegnania, jakby los córki nigdy, przenigdy jej nie obchodził.
Została sama. Bez rodzeństwa. Bez matki. Sama, wśród obcych, dorosłych i groźnie wyglądających kotów.
* * *
Obskurna, brudna ulica. Kotka z podwiniętym ogonem ruszyła przed siebie, pozostawiając starą kryjówkę daleko za sobą. Musiała szukać kolejnego miejsca zamieszkania, bo pożywienia w tej części miasta zaczynało brakować. Nigdy nie zatrzymywała się gdzieś na dłużej. Gdy dostrzegła wyrwę w twardym chodniku i leżącą nieopodal martwą mysz, niewiele myśląc, przystąpiła do jedzenia. Brzuch już od dawna nie zaznał żadnej pożywnej strawy, a kiszki wykręcały jej się na wszystkie strony. Ignorując smród gnijącego mięsa, przykucnęła obok myszki i zaczęła jeść ją kawałek po kawałku, starając się zignorować odruch wymiotny organizmu. Splugawione i brudne mięso musiało wystarczyć, by dodać jej ciału choć trochę energii do dalszej wędrówki.
— Nie zgubiłaś się przypadkiem, młoda damo? — wrogi głos jakiegoś obcego samotnika rozległ się po jej uszach. — To moje terytorium. I moje jedzenie.
— Zatem walcz, jeśli się ośmielisz — podniosła łaciaty łeb, a spojrzenie ciemnych, brązowych oczu spoczęło na mieszczuchu. Nie miała nic, więc zamierzała walczyć nawet o ten mały skrawek terytorium, o tymczasowe schronienie.
Z pyska kota rozniósł się echem śmiech.
— Nie chcesz tego.
— Tego właśnie chcę — uśmiechnęła się spokojnie i rzuciła przed siebie. Poczuła ukłucie w barku, lekki ból i chrzęst kości, jednak to jej nie powstrzymało. Pazury błyskawicznie wysunęły się i przecięły przez ciało samotnika, który charknął i spluwając krwią, wbił swoje szpony w szyję kotki, pociągając nimi i uwalniając strumienie krwi. Czuła pulsujące w jej ciele żyły i cieknącą strużkę czerwonego metalicznego płynu wydobywającego się z jej szyi. Ta wbiła kły w łapę kocura, wgryzając się w nią jak szczur w kawałek zgniłego mięsa. Pociągnęła w swoją stronę, omal nie rozrywając mu jej na strzępy. Ten jednak skoczył na nią i oboje potoczyli się po chodniku, sycząc na siebie wściekle. Kocur obszerną łapą docisnął jej głowę do zimnej i twardej nawierzchni brukowego chodnika i uśmiechnął się w jej twarz.
— Co chcesz powiedzieć przed śmiercią?
Kopnęła go tylnymi łapami.
Ten poleciał wprost na stertę śmieci kryjącą się w zaułku. Podbiegła do niego i łapiąc go za kark, zaczęła uderzać jego głową w ostry mur. Wreszcie rozległ się trzask łamanej czaszki i ciało kocura upadło, wraz z zdeformowaną głową. Kotka zaczerpnęła gwałtownego haustu powietrza.
Obejrzała się za siebie. Grupka kotów wbijała w nią przerażone ślepia.
— Ona właśnie rozbiła mu czaszkę... — szept rozległ się za jej plecami.
— Ktoś jeszcze chce rzucić mi wyzwanie? — wydała z siebie zmęczone pytanie, intensywnie wlepiając się w grupkę kotów. Żadne z nich jednak nie odpowiedziało.
To był pierwszy raz, gdy usłyszała słowo "Czaszka" w odniesieniu do siebie. Tak powstał jej pseudonim. Nasycała się jego brzmieniem. Nasycała się nim za każdym razem, gdy jakiś kot tak właśnie ją nazywał.
* * *
Smród deszczu. Twardy chodnik i ciągłe stęchłe opary wydobywające się z huku jeżdżących po twardej nawierzchni Drogi Grzmotu potworów. Kotka była przemoczona niemal do suchej nitki, gdy doczołgała się do jakiegoś porzuconego przez Dwunożnych kartonu. Wygrzebała stamtąd śmieci, które pozostawili i skryła się tam, poczynając energicznie wylizywać futro. Żołądek błagał o choć kawałek marnej przekąski rzuconej przez przechodniów, jednak nikt na nią nawet nie spojrzał. Może to i lepiej. Wyglądała jak kawał suszonego mięsa, ale nie to było teraz najważniejsze. Jej futro za to nastroszyło się lekko, gdy usłyszała krok na tyle lekki, by nie należał do żadnego z Dwunożnych, a już tym bardziej jakiegoś psa czy cholera wie czego jeszcze. Wysunęła pazury i przejechała nimi po kartonie, na wypadek, gdyby szykowała się kolejna walka do odegrania. Możliwe jednak, że nie będzie potrzebna.
Usłyszała dźwięk poruszających się lekko łap. Od razu wyprostowała się, czując jak coś w środku jej organizmu chrząka, domagając się pomocy medycznej. Smoliście czarny kocur uniósł łeb, dostrzegając czyjąś sylwetkę. Kocica wyglądała marnie i odrażająco. Czyli tak jak każdy tutejszy samotnik. Zbliżył się do kartonu, nie ukazując ani krzty strachu. Czemu miałby się bać, skoro te tereny były pod jego jurysdykcją? Na dodatek miał zawsze pod łapą obstawę, która kroczyła za nim, pilnując jego bezpieczeństwa. Jednakże kto ośmieliłby się unieść na niego łapę? Chyba tylko szaleniec. Był wszak znany w tych stronach.
— Widzę nowa twarz — zamruczał, siadając w znacznym oddaleniu od ukrytej w kartonie kotki. — Nie potrzebujesz może pomocy?
Wlepiała w Jafara ciemne ślepia, nie zamierzając okazywać ani krzty słabości. Wiedziała, jak kończyły słabe koty. Wciąż jednak błysk zaskoczenia zalśnił na moment w jej oczach, czego już nie była w stanie ukryć. Bo... on? Tu? Słyszała jego imię wiele razy. Opis jego wyglądu czy czynów. Każdy kot o tym gadał. Ale nigdy go nie widziała na oczy. Nigdy nie rozmawiała, nigdy nie śniło jej się, że kiedykolwiek go spotka. Bo po co ktoś taki jak on miałby się interesować miernotą żerującą na najsłabszych stworzeniach? Gryzła piach odkąd pamiętała.
Ale wyczuwała tutaj szansę.
— Nie zwykło się pomagać kotom bezinteresownie w tych stronach — odparła, a świst w głosie wyjątkowo świadczył o tym, że ledwo ciągała własne ciało przez ziemie Betonowego Świata. — Ale zapewniam, że w zamian za odrobinę twojej szczodrości, Jafar, jestem w stanie być bardzo użyteczna — wysunęła naostrzone pazury, na których widniała zaschnięta już krew od potyczki z jakimś wandalem, który próbował skraść jej resztki pożywienia znalezione na ulicy. Tylko jedna aprobata. Tylko jedna szansa dana przez tego osobnika, a mogła całkowicie zmienić swoje życie. Nie mogła tego zmarnować.
Jafar przyjrzał jej się od stóp do głów, jakby oceniając jej przydatność. Nigdy nie chodził po uliczkach i nie werbował kotów. Od tego miał Jago, która oczyszczonych petentów wysyłała wprost do niego. Tutaj miał istnie... okropny przypadek.
— Nie jestem bezinteresowny — odpowiedział jej szczerze. — Lecz litościwy. — Uśmiechnął się do niej słodko. — Och, nie omieszkam wątpić. Każdy jest użyteczny w tym świecie. Zależy tylko od chęci... I... Całej reszty. — Machnął łapą na jej całokształt. — Ale sądzę, że pod tą kupką gnoju, która oblepia twą sierść jest jakieś piękno. Zależy tylko... Czy zechcesz dołączyć do mojej sprawy, mojego gangu i służyć mi lojalnie. Wtedy nigdy głód nie zajrzy ci w oczy, masz me słowo. Zdradź mnie jednak, a śmierć nadejdzie szybciej niż zdołasz zabłagać o litość.
Zaskoczenie w mgnieniu oka sparaliżowało jej ciało. Obdarzyła kocura poważnym spojrzeniem, i wstała, kłaniając nisko głowę z szacunkiem. Co takiego w niej było, że nawet on ją zauważył? Przemilczała wszystkie obelżywe słowa na temat jej wyglądu.
— Nie zdradzę cię, Jafarze. Jestem lojalna jak mało kto. Tylko dzięki temu jeszcze utrzymuję się na tym świecie. A gdybym jednak uległa pokusie, wierz mi, że sama urwałabym sobie wszystkie kończyny po kolei. Doceniam twą litość, panie.
Uśmiechnął się na to usatysfakcjonowany. Widać było, że miała dobre maniery. To mimo wszystko było dość rzadkie. Uniósł się na łapy, dając jej znak ogonem, by się zbliżyła.
— Chodź za mną — to powiedziawszy odwrócił się i poprowadził ją w kierunku swoich włości. Arlekinka nie ośmieliła się zaprotestować, ale mimo to jej serce biło szybko jak nigdy dotąd. Czy zdobycie nowych perspektyw na życie faktycznie było tak proste? Wystarczyło czekać na przypadek? Kotka jednak nie traciła czujności, bo ktoś taki jak Jafar z pewnością nie był wcieleniem dobra. Nie odzywała się niepytana, nie chcąc przypadkiem zdenerwować kocura. To była jedyna taka szansa. Nie wybaczy sobie, jeśli ją zmarnuje.
Nie wiedziała, gdzie prowadził ją samotnik ani co zamierzał z nią zrobić, więc pozostawalo tylko czekać na to, co miało się wydarzyć.
Po kawałku przebytej trasy Jafar wślizgnął się przez szparę w płocie na posesję, kierując kroki ku znanej mu kotce. Jago jak zwykle była punktualna. Gdy szli wezwał do siebie jakiegoś kota, który napatoczył mu się pod łapy i nakazał, by przekazał jej wiadomość. No i proszę. Jego prawa łapa jak zwykle niezawodna.
Kocica przeniosła zaskoczony wzrok na przybłędę, wiedząc już doskonale o co mu chodziło. To w końcu nie była pierwsza i ostatnia zbłąkana dusza, która szukała u niego schronienia.
— To jest Jago — powiedział do samotniczki, wskazując na pieszczoszkę. — Doprowadzi cię do porządku i da ci coś do jedzenia. Prześpij się i odpocznij. Z rana porozmawiamy o twojej przyszłości.
Przytaknęła, podchodząc bliżej pieszczoszki zgodnie z poleceniem, nie dodając od siebie żadnych zbędnych słów. Poczuła garstkę wstydu, że przybyła tutaj w tak lichym, do cna przemoczonym i zabrudzonym ciele. Musiała wyglądać jak najsłabsze ogniwo w oczach takich snobów jak Jafar czy jego znajoma, o której nic nie wiedziała. Byli tak czyści, nieskalani żadnym brudem, wydawali się być o pełnych brzuchach. Musi pokazać kocurowi, na co ją stać. Była gotowa zrobić WSZYSTKO, żeby zauważył jej potencjał. Nie miała zamiaru wracać na mokrą i brudną ulicę, gdy już złapała się czegoś, co mogło zapewnić jej lepszy byt. Dlatego też utrzymywała stoicką sylwetkę, godną postawę, jednocześnie nie aż nazbyt pewną siebie, by nikt z nich nie pomyślał, że rzuca im wyzwanie. Nie należało takim pokazywać słabości, ale nie należało także być aż zbyt pewnym siebie.
Jafar skinął łbem do Jago, a ta zwróciła się do kotki, zmuszając ponownie do ruszenia zadka.
Jago zabrała Bastet do szopy. Samotniczka nigdy wcześniej nie widziała tak dużej porcji jedzenia, które nie śmierdziało gnijącym mięsem czy nie było przemoczone do granic możliwości. Prawa łapa Jafara zadbała również o świeżą, czystą wodę.
— Śmiało, posil się. Musisz jakoś wyglądać, nim znów z nim porozmawiasz.
Przez moment w jej ślepiach błysnęło zaskoczenie. To wszystko było dla niej? Od razu zabrała się za jedzenie, jednak nie śliniąc się jak jakiś dziki pies, a z gracją i małymi porcjami, mimo że umysł po tylu dniach głodu kazał jej zeżreć wszystko jak leci. Po skończeniu posiłku zabrała się za popicie świeżą wodą, która natychmiastowo rozluźniła jej zdarte i piekące gardło.
Wtedy też Jago zabrała przybłędę do stawu, pozwalając jej się umyć. Bastet nigdy wcześniej nie czuła takiej rozkoszy, jak wtedy, gdy mogła poczuć cały brud w jednej chwili znikający z jej ciała. Pozlepiana sierść, która wreszcie zaznała czystości. Gdy wyszła z wody, przemoczona do suchej nitki, umościła się w kocu przyniesionym przez Jago. Ta wtedy zaczęła opowiadać jej o zasadach panujących w gangu. Chociaż brzmiało to jak niebezpieczne wyzwanie, było to wyzwanie, którego Bastet była w stanie się podjąć dla takich rarytasów jak świeże pożywienie. Słuchała ze skupieniem tego, co miała do powiedzenia kocica, zapamiętując najważniejsze informacje.
* * *
Dzisiejszy poranek był mniej deszczowy, a wręcz słoneczko miło grzało. Gdy Bastet szła na spotkanie ze swoim nowym pracodawcą, Jafar siedział na werandzie, obserwując ogród w skupieniu. Na jej widok uśmiechnął się, zapraszając do zbliżenia się. — Mam nadzieję, że dobrze się spało.
Od razu czuła się lepiej. Jago zajęła się nią, a teraz nie czuła się jak mokry opos, a puszysta wiewiórka. Jej futro nie było już przepocone i śmierdzące, brud całkowicie znikł. Nie sądziła nigdy, że kiedykolwiek będzie tak wyglądać. Mogła wąchać własne łapy i nie czuć odruchu wymiotnego, co było całkowicie odmienną rzeczywistością.
— Nie spałam tak dobrze od wielu księżyców. Jestem wdzięczna — miauknęła, spoglądając kątem oka na swoje futerko, jakby była kompletnie inną osobą. Spełni każdy jeden rozkaz kocura, jeśli tak miało teraz wyglądać jej życie.
— Jak ci na imię? — zadał dość ważne pytanie, ponieważ musiał jakoś nazywać samotniczkę, skoro mieli odtąd współpracować. — Opowiedz mi coś o sobie.
— Bastet — odparła szybko, z automatu, jak robot wykonujący polecenia. — Niektórzy nazywają mnie też Czaszką. Nie dostaniesz może historii o miliardach trupów pod moimi łapami. Jestem zwykłą przybłędą jakich wiele. Ale gdy byłam mała, odsprzedano mnie gangowi i nauczyłam się tam wszystkiego, co przydatne. Walczę dobrze, na swoim koncie mam już całkiem sporo śmierci. Wiem, jak przetrwać. Rozkazy wykonuję precyzyjnie. Umiem też trochę ziołoznawstwa, może niezbyt wiele, ale dalej więcej niż większość przypadkowych samotników.
Skinął łbem.
— Bastet — powiedział, jakby rozkoszując się brzmieniem jej imienia. — Czyli idealnie się odnajdziesz jako ktoś kto będzie pozbywał się problemów. Mało kto lubi taką brudną robotę. Mam wielu klientów w Betonowym Świecie, którzy myślą, że mnie przechytrzą lub uciekną przed sprawiedliwością. Wtedy wysyłam na nich koty, które mają jeden cel... — Spojrzał na nią z uwagą. — By odebrać dług. Czasem to mordobicie, czasem małe morderstwo. Nie jest tego dużo. Mam już wypracowaną renomę i mało kto próbuję ze mną zadrzeć, lecz potrzebuje takich... gangsterów. Też w kwestii bezpieczeństwa — wytłumaczył jej. — Byłabyś zdolna ochronić mnie za cenę swojego życia, Bastet?
Przytaknęła głową, wertując go kamiennym spojrzeniem.
— Tak, Jafarze — ugięła przed nim łapy, tak jak za pierwszym razem, uznając tym samym jego przywództwo. — Przyrzekam na własne istnienie. Nie zawiodę cię w kwestii zadań, jakie mi powierzysz. Zlitowałeś się nawet nade mną, choć równie dobrze mogłeś pozostawić na śmierć. Byłabym głupia, gdybym nie skorzystała z twojej szczodrości, panie.
Uśmiechnął się pod nosem, po czym położył łapę na jej głowie. Zesztywniała na moment, gdy poczuła na swoim ciele jego dotyk. Tak jak zawsze, gdy ktokolwiek obcy ją dotykał. Jednak nie skomentowała tego.
— Usłyszałem i zapamiętałem — miauknął, zabierając zaraz kończynę. — Służ wiernie, a awansujesz w mych szeregach dość szybko. Możesz chodzić gdzie chcesz, byleś nie kalała mojego dobrego imienia. Wlicza się w to niepotrzebne nakręcanie burd z brudasami. Gdy ktoś ci się będzie naprzykrzał powiedz, że należysz do mojego gangu. Ten kto nie uwierzy, a podniesie na ciebie łapę, podnosi łapę i na mnie. Jago rozlicza się z płac. Jedzenie za służbę. Kradzież czegokolwiek co nie jest przez nią wydane, będzie surowo karana. W moje progi przychodzi się czystym i pachnącym, ale to wiesz. Jago na pewno wspominała. Czy masz jakieś pytania?
Dostała swoją nową pracę. Pierwszy raz będzie mogła żreć coś innego niż resztki niedojedzonych i pognitych trucheł szczurów pałętających się po ulicach Betonowego Świata. To, o czym mówił brzmiało jak prawdziwy luksus. Bycie chronionym przez kogoś tak ważnego jak on... brzmiało niesamowicie. Wciąż jednak dziwiła się, że taka zapchlona pierwsza lepsza przybłęda ma miejsce w jego gangu. To było... tak dziwne. Nie zamierzała z tego nie skorzystać. Wykona jego rozkazy, nie złamie zakazów. Wszystko było warte świeżego jedzenia i utrzymanie się w zdrowiu.
— Jedyne moje pytanie brzmi; czy zapewniacie również nocleg? — powaga nie znikała z jej twarzy. Nie chciała wyjść na kogoś nachalnego czy niepokornego. Starczyło jej i to, co miała. — Oczywiście nie protestuję, jeśli płacicie tylko w pożywieniu. Akceptuję to.
— Owszem. Moje koty mają wszystko czego pragną, by dobrze mi służyć. W mieście mam wiele miejsc, które są przeznaczone na nocleg. Tych najbardziej wiernych... — wymruczał melodyjnie. — Goszcze również u siebie. Na pewno coś się znajdzie. I to nie speluny pokroju kartonu, o nie. Jest dach, jest ciepło i bezpieczne. Jedyny minus to współlokatorzy, ale to raczej nie będzie problem dla kogoś co nie miał nic.
Kiwnęła powoli głową. Tak... Nie zamierzała narzekać na towarzystwo innych kotów. Dach nad głową brzmiał jak raj na ziemi, co innego niż spanie pod kartonem czy pudełkami po produktach spożywczych, jakie czasem wyrzucali Dwunożni na ulice.
— Dziękuję... Jafar — miauknęła, spoglądając kocurowi prosto w oczy. Mięśnie już paliły ją, by wziąć się do pracy i zarobić na kolejne przywileje. Musiała zapewnić sobie stabilną posadę, żeby już nigdy nie wylądować z całym straconym dobytkiem, kompletnie bez niczego, sama na środku niebezpiecznych realiów Betonowego Świata.
Skinął łbem.
— Możesz odejść. Jago się tobą zajmie i wskaże ci gdzie możesz mieszkać — powiedział jeszcze tak dla pewności, by kocica wiedziała kto odpowiadał za jej zakwaterowanie. Taka była funkcja jego prawej łapy. Zajmowała się rzeczami, które dla niego były zbyt przyziemne, aby ruszyć się tyłkiem poza ogród.
Odwróciła się i ruszyła wprost do Jago, tym razem wiedząc już, jak kocica wyglądała i gdzie jej szukać. Musiała mieć się na baczności, ale było lepiej, niż kiedyś. Dużo lepiej.
Witaj, nowe życie.
* * *
Obecne czasy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz