Wzrokiem uciekła na bok. Nie mogła tak po prostu udawać, że nic się tu nie stało i wrócić bez sprzeciwów do obozu. Nie była głucha. Słyszała dokładnie, jak kocur zwrócił się do Niedźwiedzia. A reakcja wojownika wskazywała na to, że nie było to kłamstwem.
Nazwał go właśnie synem.
— Za chwilę — rzuciła przelotnie do burego, odsuwając się od niego i przystępując na krok bliżej nieznajomego. Ciemne futro było trochę inne, bardziej czekoladowe, aniżeli czarne w pręgi, a mimo to ot tak potrafiła doszukać się podobieństwa między tą dwójką. — Nie wierzę, pan naprawdę jest ojcem Niedźwiedzia? — spytała, przełykając ślinę.
To była najbardziej niesamowita chwila w jej życiu, przez co nie mogła uspokoić z wrażenia oddechu. W głowie kotłowało jej się od nadmiaru pytań. Miała nadzieję go nimi nie zamęczyć, ale sam fakt, że byli od teraz poniekąd rodziną, ekscytował ją na tyle, że zapominała o zasadach zachowania bezpiecznej odległości.
— Otóż jestem. — Czekoladowy posłał jej uśmiech. Od razu odpowiedziała mu tym samym gestem, będąc pod wrażeniem, jak czarujący wydaje się samiec. Nie to, co Niedźwiedź z tym swoim wiecznie markotnym pyskiem. — Nie opowiadał ci o mnie? — Przeniósł wzrok na syna, krzywiąc się ze smutkiem. — Ranisz swojemu staruszkowi serce — miauknął, kładąc łapę we wspomniane miejsce.
A kim by była Aksamitka w tym momencie bez tej swojej dobroci? Pointka gotowa była nawet przytulić kocura, jednak bury wojownik uprzedził jej czyny, stając przed nią. Swoją wielkością zasłonił jej na moment cały widok, na co wydała z siebie głośny pomruk niezadowolenia. Co on właśnie odwalał? Ta bohaterska postawa wcale nie robiła na niej wrażenia. A z tego co mówił jego ojciec, wynikało, że był niewdzięcznym dzieciakiem.
— Odejdź. Natychmiast — rozkazał zimno kocurowi, jeżąc sierść. — Nie rozmawiaj z nim Aksamitko. Jest niebezpieczny.
Miała ochotę zlać go po łbie. Robił niepotrzebne sceny i psuł jej ważny moment! Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie mogła spotkać kogokolwiek z jego rodziny, a gdy już cudem nadarzyła się taka okazja, to ten utrudniał jej nabycie głębszych relacji.
— Ja? Niebezpieczny? — zaśmiał się melodyjnie samotnik. — Synku... Czemu jesteś taki oschły? Psujesz tej damie dzień. Aksamitka, tak? — zwrócił się do kotki, której momentalnie serce rozgrzało się od miłych słów. — Nazywam się Szaman. Mieszkam niedaleko. Nie chciałabyś wpaść ze swoim ukochanym do poczciwego teścia?
Znowu została uprzedzona, choć zamierzała natychmiastowo się zgodzić. Bury zasyczał wrogo w stronę ojca, odpowiadając za ich dwójkę.
— Nie. Ona nigdzie z tobą nie pójdzie.
Odruchowo wystąpiła przed partnera i pacnęła go w nos, posyłając mu oburzone spojrzenie.
— Przestań być niemiły — szepnęła cicho, a potem narzuciła na pysk swój najmilszy uśmiech i spojrzała oczarowana na starszego samotnika. — O, to takie... Niespotykane imię. Oczywiście, że ja i Niedźwiedź bardzo chętnie pójdziemy odwiedzić pana! Wygląda pan na niezwykle samotnego, czemu nie poszedł pan tak jak pana syn do klanu? Tam jest tak dużo kotów i jedzenia — zamruczała z ekscytacją o wygodzie, w jakiej przyszło jej żyć.
Może bury nie chciał się tym dzielić? To było bardzo egoistyczne, naprawdę będzie musiała z nim porozmawiać na poważnie, kiedy wrócą do obozu. Powinna dać mu jakąś karę za brak taktu.
Szaman w pełni skupił na sobie jej uwagę. Z fascynacją wodziła wzrokiem za jego uśmiechniętym pyskiem. Czuła radość, że pomimo okropnego zachowania Niedźwiedziej Siły, ten wciąż chciał z nią rozmawiać.
— Cieszy mnie to. Owszem. Bywam samotny, bo nikt mnie nie odwiedza. — Tu rzucił smutne spojrzenie w stronę syna, który przybrał niezadowoloną minę. — Mam jednak szczęście, że natrafiłem tu na was. Gdybyśmy się nie spotkali, nie wiedziałbym o tobie. — Łapy jej miękły od takich miłych słów. — Dobrze wiedzieć, że synkowi nic nie grozi w łapach takiej damy. Ha, wierzę. Wierzę, że nie brak wam pożywienia. Wolałem jednak nie zbliżać się do tego klanu, po tym jak twój partner mnie pogonił.
— Zaatakowałeś mnie! Aksamitko nie słuchaj go! To szaleniec, zje nas! — wtrącił wojownik, strosząc mocniej sierść.
— Ah... Tak. Bo lepiej wszystko zwalać na ojca — miauknął smutno. — Nie ja jestem twoim demonem, Niedźwiedziu... Przejrzyj na oczy.
Kotka miała poniekąd paćkę z mózgu. Nie lubiła być świadkiem żadnych kłótni.
— Zachowujesz się nierozsądnie — zwróciła się do partnera szylkretka, nie spuszczając wzroku z czekoladowego. Wydawał się naprawdę przyjaznym i dobrym osobnikiem. Nie rozumiała zachowania kocura, ale było jej wstyd za to, co mówił.
— Oczywiście, że pod moją opieką Misiu jest bezpieczny — zapewniła, czując się na tyle swobodnie, by użyć zdrobnienia. — Ale już nie będzie się tak brzydko zachowywał, prawda kochanie? — westchnęła. Musi pokazać, że była odpowiednim materiałem na synową. — Pomyśl sobie Niedźwiedź, że świat odwdzięczy ci się za takie zachowanie. Skoro ty jesteś niemiły dla swojego ojca, to nasze dzieci będą niemiłe dla ciebie! — upomniała go ostrzej.
Nazwał go właśnie synem.
— Za chwilę — rzuciła przelotnie do burego, odsuwając się od niego i przystępując na krok bliżej nieznajomego. Ciemne futro było trochę inne, bardziej czekoladowe, aniżeli czarne w pręgi, a mimo to ot tak potrafiła doszukać się podobieństwa między tą dwójką. — Nie wierzę, pan naprawdę jest ojcem Niedźwiedzia? — spytała, przełykając ślinę.
To była najbardziej niesamowita chwila w jej życiu, przez co nie mogła uspokoić z wrażenia oddechu. W głowie kotłowało jej się od nadmiaru pytań. Miała nadzieję go nimi nie zamęczyć, ale sam fakt, że byli od teraz poniekąd rodziną, ekscytował ją na tyle, że zapominała o zasadach zachowania bezpiecznej odległości.
— Otóż jestem. — Czekoladowy posłał jej uśmiech. Od razu odpowiedziała mu tym samym gestem, będąc pod wrażeniem, jak czarujący wydaje się samiec. Nie to, co Niedźwiedź z tym swoim wiecznie markotnym pyskiem. — Nie opowiadał ci o mnie? — Przeniósł wzrok na syna, krzywiąc się ze smutkiem. — Ranisz swojemu staruszkowi serce — miauknął, kładąc łapę we wspomniane miejsce.
A kim by była Aksamitka w tym momencie bez tej swojej dobroci? Pointka gotowa była nawet przytulić kocura, jednak bury wojownik uprzedził jej czyny, stając przed nią. Swoją wielkością zasłonił jej na moment cały widok, na co wydała z siebie głośny pomruk niezadowolenia. Co on właśnie odwalał? Ta bohaterska postawa wcale nie robiła na niej wrażenia. A z tego co mówił jego ojciec, wynikało, że był niewdzięcznym dzieciakiem.
— Odejdź. Natychmiast — rozkazał zimno kocurowi, jeżąc sierść. — Nie rozmawiaj z nim Aksamitko. Jest niebezpieczny.
Miała ochotę zlać go po łbie. Robił niepotrzebne sceny i psuł jej ważny moment! Nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie mogła spotkać kogokolwiek z jego rodziny, a gdy już cudem nadarzyła się taka okazja, to ten utrudniał jej nabycie głębszych relacji.
— Ja? Niebezpieczny? — zaśmiał się melodyjnie samotnik. — Synku... Czemu jesteś taki oschły? Psujesz tej damie dzień. Aksamitka, tak? — zwrócił się do kotki, której momentalnie serce rozgrzało się od miłych słów. — Nazywam się Szaman. Mieszkam niedaleko. Nie chciałabyś wpaść ze swoim ukochanym do poczciwego teścia?
Znowu została uprzedzona, choć zamierzała natychmiastowo się zgodzić. Bury zasyczał wrogo w stronę ojca, odpowiadając za ich dwójkę.
— Nie. Ona nigdzie z tobą nie pójdzie.
Odruchowo wystąpiła przed partnera i pacnęła go w nos, posyłając mu oburzone spojrzenie.
— Przestań być niemiły — szepnęła cicho, a potem narzuciła na pysk swój najmilszy uśmiech i spojrzała oczarowana na starszego samotnika. — O, to takie... Niespotykane imię. Oczywiście, że ja i Niedźwiedź bardzo chętnie pójdziemy odwiedzić pana! Wygląda pan na niezwykle samotnego, czemu nie poszedł pan tak jak pana syn do klanu? Tam jest tak dużo kotów i jedzenia — zamruczała z ekscytacją o wygodzie, w jakiej przyszło jej żyć.
Może bury nie chciał się tym dzielić? To było bardzo egoistyczne, naprawdę będzie musiała z nim porozmawiać na poważnie, kiedy wrócą do obozu. Powinna dać mu jakąś karę za brak taktu.
Szaman w pełni skupił na sobie jej uwagę. Z fascynacją wodziła wzrokiem za jego uśmiechniętym pyskiem. Czuła radość, że pomimo okropnego zachowania Niedźwiedziej Siły, ten wciąż chciał z nią rozmawiać.
— Cieszy mnie to. Owszem. Bywam samotny, bo nikt mnie nie odwiedza. — Tu rzucił smutne spojrzenie w stronę syna, który przybrał niezadowoloną minę. — Mam jednak szczęście, że natrafiłem tu na was. Gdybyśmy się nie spotkali, nie wiedziałbym o tobie. — Łapy jej miękły od takich miłych słów. — Dobrze wiedzieć, że synkowi nic nie grozi w łapach takiej damy. Ha, wierzę. Wierzę, że nie brak wam pożywienia. Wolałem jednak nie zbliżać się do tego klanu, po tym jak twój partner mnie pogonił.
— Zaatakowałeś mnie! Aksamitko nie słuchaj go! To szaleniec, zje nas! — wtrącił wojownik, strosząc mocniej sierść.
— Ah... Tak. Bo lepiej wszystko zwalać na ojca — miauknął smutno. — Nie ja jestem twoim demonem, Niedźwiedziu... Przejrzyj na oczy.
Kotka miała poniekąd paćkę z mózgu. Nie lubiła być świadkiem żadnych kłótni.
— Zachowujesz się nierozsądnie — zwróciła się do partnera szylkretka, nie spuszczając wzroku z czekoladowego. Wydawał się naprawdę przyjaznym i dobrym osobnikiem. Nie rozumiała zachowania kocura, ale było jej wstyd za to, co mówił.
— Oczywiście, że pod moją opieką Misiu jest bezpieczny — zapewniła, czując się na tyle swobodnie, by użyć zdrobnienia. — Ale już nie będzie się tak brzydko zachowywał, prawda kochanie? — westchnęła. Musi pokazać, że była odpowiednim materiałem na synową. — Pomyśl sobie Niedźwiedź, że świat odwdzięczy ci się za takie zachowanie. Skoro ty jesteś niemiły dla swojego ojca, to nasze dzieci będą niemiłe dla ciebie! — upomniała go ostrzej.
<Niedźwiedź?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz