*dawno temu*
Szyszka uśmiechnęła się promiennie widząc taki entuzjazm u Konopi. Podekscytowana koteczka przystępowała z łapki na łapkę.
— Opowiadaj! Jak się poznaliście?
Czarna kotka usiadła i uważnie owinęła ogon wokół łap. Poczekała aż Konopia usiądzie obok niej, gramoląc się blisko jej łap. Podniosła wielkie ślepia na wojowniczkę. Ta poruszyła wąsami lekko rozbawiona, natomiast uśmiech nie znikał z jej pyska. Kotka zamyśliła się. Pamiętała każdy szczegół wspólnego życia z Sokołem. Tym samym również moment ich poznania i jak rozwijała się ich relacja. Musiała jednak to ciekawie opowiedzieć córce Bazylii. A to już stanowiło swego rodzaju wyzwanie. Szyszka jednak takich chętnie się podejmowała.
— Byłam młodą, energiczną uczennicą. Wpadłam na Sokoła pewnego dnia. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zostaniemy przyjaciółmi. W końcu co może połączyć uczennicę i wojownika? Tak się jednak złożyło, że wybraliśmy się na nocne polowanie. Mój przyjaciel, Gągoł, wybrał się z nami. Wyobraź sobie, że wpadł do nory i musieliśmy go wyciągnąć! haha! Później dużo czasu spędzaliśmy razem. Już jako przyjaciele. Poznaliśmy sie bliżej i wspieraliśmy. — miauczała z szerokim uśmiechem na pysku. Oczywiście niektóre szczegóły pozostawiła dla siebie. — Pamiętam dzień, gdy wyznał mi miłość. Nigdy go nie zapomnę, był najpiękniejszym w moim życiu. Nasze pyski blisko siebie.... zapach jego sierści.... jego pełne czułości oczy.... zostaliśmy partnerami. To nie był koniec wyzwań, bo czekała nas ogromna wędrówka. — ogonem połaskotała Konopie za uchem, na co koteczka zachichotała. — Nigdy nie pożałowałam, że wybrałam właśnie jego.
— Opowiadaj! Jak się poznaliście?
Czarna kotka usiadła i uważnie owinęła ogon wokół łap. Poczekała aż Konopia usiądzie obok niej, gramoląc się blisko jej łap. Podniosła wielkie ślepia na wojowniczkę. Ta poruszyła wąsami lekko rozbawiona, natomiast uśmiech nie znikał z jej pyska. Kotka zamyśliła się. Pamiętała każdy szczegół wspólnego życia z Sokołem. Tym samym również moment ich poznania i jak rozwijała się ich relacja. Musiała jednak to ciekawie opowiedzieć córce Bazylii. A to już stanowiło swego rodzaju wyzwanie. Szyszka jednak takich chętnie się podejmowała.
— Byłam młodą, energiczną uczennicą. Wpadłam na Sokoła pewnego dnia. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że zostaniemy przyjaciółmi. W końcu co może połączyć uczennicę i wojownika? Tak się jednak złożyło, że wybraliśmy się na nocne polowanie. Mój przyjaciel, Gągoł, wybrał się z nami. Wyobraź sobie, że wpadł do nory i musieliśmy go wyciągnąć! haha! Później dużo czasu spędzaliśmy razem. Już jako przyjaciele. Poznaliśmy sie bliżej i wspieraliśmy. — miauczała z szerokim uśmiechem na pysku. Oczywiście niektóre szczegóły pozostawiła dla siebie. — Pamiętam dzień, gdy wyznał mi miłość. Nigdy go nie zapomnę, był najpiękniejszym w moim życiu. Nasze pyski blisko siebie.... zapach jego sierści.... jego pełne czułości oczy.... zostaliśmy partnerami. To nie był koniec wyzwań, bo czekała nas ogromna wędrówka. — ogonem połaskotała Konopie za uchem, na co koteczka zachichotała. — Nigdy nie pożałowałam, że wybrałam właśnie jego.
***
*teraźniejszość*
*teraźniejszość*
Ptak odwrócił głowę akurat w momencie, gdy Szyszka wzbiła się w powietrze. Kotka wysunęła w locie pazury, które wbiła w ciałko wrony. Stworzenie zatrzepotało skrzydłami, próbując polecieć. Jednym klapnięciem czarna kotka odebrała mu życie. Rozejrzała się za odpowiednim miejscem, które od razu rozkopała. Zakopała zwierzynę błyskawicznie, gotowa wrócić po nie później. Wyciągnęła przed siebie łapy, prostując je w szybkim przeciągnięciu. Lubiła polować, zawsze sprawiało jej to przyjemność. Było również korzystne.
— Wykryliśmy całe stadko myszy blisko starego orzecha!
Szyszka poruszyła wąsami i odwróciła pyszczek na głos córki. Bielik zmierzała w jej stronę z Piorunem i Klonem przy swoim boku. Córka kulała, co od razu zwróciło uwagę czarnulki. Przednią łapę trzymała pod dziwnym kątem.
— Boli cię łapa? — spytała troskliwie, podchodząc do córki i przejeżdżając językiem po czubku jej głowy.
— To tylko skręcenie. Goniłam wiewiórkę. — miauknęła Bielik. Machnęła ogonem. — Niestety uciekła.
— Czasami się zdarza. — miauknęła na pocieszenie Szyszka. — Lepiej niech obejrzy cię Wschód. Już pora wracać do obozu.
Zebrali po drodze zakopaną zwierzynę i tak obładowani skierowali się w stronę obozowiska, mieszczącego się w samym sercu Owocowego Lasu. Liderka narzuciła spokojne tempo, żeby każdy z młodych kotów mógł nadążyć. Liczyła, że Wschód znajdzie czas na zajęcie się jej córką. Od tragicznej śmierci Gąski, jej potomstwa oraz Szakłaka, wszyscy medycy byli przygaszeni. Atmosfera wśród owocniaków stała się bardzo napięta, praktycznie każdy chodzić strapiony. Nie umknęło jej uwadze zachowanie Leszczyny i wyrzuty jakie miał do siebie Wschód. Sokół przez śmierć siostry załamał się całkowicie. Obecność przy jej porodzie wcale nie pomogła. Musiał przenieść się do legowiska starszych, gdyż dostał niepokojących halucynacji wywołanych zapewne przez żałobę. Stan jego zdrowia się pogorszył, co zaniepokoiło Szyszkę. W tym wszystkim jedyną dobrą wiadomością było mianowanie jej dzieci. Najpierw Orzełka, a kilka dni później Bielik. Wraz z córką mianowała również Pioruna. Ich społeczność powiększyła się więc o nowych wojowników.
Dotarli do obozu, odkładając niemal natychmiast przyniesioną zwierzynę. Kotka rozejrzała się po pobratymcach. Bielik udała się do medyka. Szyszka odprowadziła córkę wzrokiem. Jej spojrzenie natrafiło na Ostróżkę. Wydawała się zdenerwowana. Czarnulka miała wrażenie, że może chodzić o Konopię. Każdy z owocniaków wiedział, że obie kotki żyły w konflikcie. Długim i nieprzyjemnym. Szyszka liczyła, że się pogodzą. Rodzeństwo nie powinno żyć w niezgodzie.
Instynktownie rozejrzała się za Konopią. Odnalazła szylkretkę na jednej z gałęzi Jabłoni. Siedziała odwrócona tyłem, wpatrzona w horyzont. Szyszka zwinnie znalazła się obok niej. Córka Bazylii drgnęła zaskoczona jej obecnością. Szyszka lekko się uśmiechnęła i schyliła głowę w geście powitania.
— Prędzej czy później się pogodzicie. Trzeba być dobrej myśli. — miauknęła. Była gotowa doradzić zielonookiej. Postanowiła odrobinę zmienić temat widząc jej zmieszanie. — Zapomniałam ci powiedzieć. Poznałam twoją przyjaciółkę. Zbożowy Kłos. Było to wiele księżyców temu. Racz mi wybaczyć, pamięć już nie ta. Byłyście ze sobą blisko, prawda?
— Wykryliśmy całe stadko myszy blisko starego orzecha!
Szyszka poruszyła wąsami i odwróciła pyszczek na głos córki. Bielik zmierzała w jej stronę z Piorunem i Klonem przy swoim boku. Córka kulała, co od razu zwróciło uwagę czarnulki. Przednią łapę trzymała pod dziwnym kątem.
— Boli cię łapa? — spytała troskliwie, podchodząc do córki i przejeżdżając językiem po czubku jej głowy.
— To tylko skręcenie. Goniłam wiewiórkę. — miauknęła Bielik. Machnęła ogonem. — Niestety uciekła.
— Czasami się zdarza. — miauknęła na pocieszenie Szyszka. — Lepiej niech obejrzy cię Wschód. Już pora wracać do obozu.
Zebrali po drodze zakopaną zwierzynę i tak obładowani skierowali się w stronę obozowiska, mieszczącego się w samym sercu Owocowego Lasu. Liderka narzuciła spokojne tempo, żeby każdy z młodych kotów mógł nadążyć. Liczyła, że Wschód znajdzie czas na zajęcie się jej córką. Od tragicznej śmierci Gąski, jej potomstwa oraz Szakłaka, wszyscy medycy byli przygaszeni. Atmosfera wśród owocniaków stała się bardzo napięta, praktycznie każdy chodzić strapiony. Nie umknęło jej uwadze zachowanie Leszczyny i wyrzuty jakie miał do siebie Wschód. Sokół przez śmierć siostry załamał się całkowicie. Obecność przy jej porodzie wcale nie pomogła. Musiał przenieść się do legowiska starszych, gdyż dostał niepokojących halucynacji wywołanych zapewne przez żałobę. Stan jego zdrowia się pogorszył, co zaniepokoiło Szyszkę. W tym wszystkim jedyną dobrą wiadomością było mianowanie jej dzieci. Najpierw Orzełka, a kilka dni później Bielik. Wraz z córką mianowała również Pioruna. Ich społeczność powiększyła się więc o nowych wojowników.
Dotarli do obozu, odkładając niemal natychmiast przyniesioną zwierzynę. Kotka rozejrzała się po pobratymcach. Bielik udała się do medyka. Szyszka odprowadziła córkę wzrokiem. Jej spojrzenie natrafiło na Ostróżkę. Wydawała się zdenerwowana. Czarnulka miała wrażenie, że może chodzić o Konopię. Każdy z owocniaków wiedział, że obie kotki żyły w konflikcie. Długim i nieprzyjemnym. Szyszka liczyła, że się pogodzą. Rodzeństwo nie powinno żyć w niezgodzie.
Instynktownie rozejrzała się za Konopią. Odnalazła szylkretkę na jednej z gałęzi Jabłoni. Siedziała odwrócona tyłem, wpatrzona w horyzont. Szyszka zwinnie znalazła się obok niej. Córka Bazylii drgnęła zaskoczona jej obecnością. Szyszka lekko się uśmiechnęła i schyliła głowę w geście powitania.
— Prędzej czy później się pogodzicie. Trzeba być dobrej myśli. — miauknęła. Była gotowa doradzić zielonookiej. Postanowiła odrobinę zmienić temat widząc jej zmieszanie. — Zapomniałam ci powiedzieć. Poznałam twoją przyjaciółkę. Zbożowy Kłos. Było to wiele księżyców temu. Racz mi wybaczyć, pamięć już nie ta. Byłyście ze sobą blisko, prawda?
<Konopia?>
Wyleczona: Bielik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz