— Co cię tak wpieniło młody? — spytała rozbawiona, szturchając kociaka, który zaczął się śmiesznie trząść.
Coraz bardziej lubiła tego malucha.
Usiadła obok niego i czując jak ten drży, zerknęła na niego zdziwiona. Co prawda była Pora Opadających Liści, ale przecież nie było aż tak zimno. Kocurek, widząc wzrok kotki, spuścił szybko łeb i wbił spojrzenie w swoje łapki, modląc się by ta w końcu sobie poszła. Sroka jednak czując (wyjątkowo) instynkt macierzyński do tego bezbronnego kociaka nawet nie zamierzała go opuszczać. Przecież ktoś musiał się nim zając, a w końcu ona go znalazła, więc teraz ona powinna za niego odpowiadać. Westchnęła, przyglądając się kocięciu. Gdyby tylko mogła wrzuciłaby go do żłobka i traktowała jak własnego kociaka, jednak ten był już nieco starszy i trochę wyższy od jej pociech. Spojrzała na pointa, a następnie na Sokole Skrzydło lekko zaniepokojona.
— Na pewno jest zdrowy? — spytała zdziwiona medyka i otuliła Łabądka ogonem, przysuwając bliżej siebie drżące ze strachu kocie ku niezadowoleniu kocurka. — Cały się trzęsie
Kocur pochylił się nad nim i przejrzał się mu uważnie.
— Nie wygląda na chorego, jednak może faktycznie lepiej jak tu jeszcze trochę zostanie — stwierdził Sokole Skrzydło. — Leć do kociaków Sroczy Żarze, ja się nim zajmę — zmył kotkę, domyślając się prawdziwego powodu drżenia Łabądka.
Sroczy Żar niechętnie odeszła od kociaka i skierowała się w kierunku wyjścia. Spojrzała jeszcze raz na pointa i na medyka, by po chwili wyskoczyć z legowiska i skierować się do kociarni, gdzie Wschodząca Fala chwilowo pilnowała jej kociąt. Nim weszła do żłobka do głowy wpadł jej pewien pomysł i spojrzała w stronę legowiska lidera. Sroka skierowawszy się w stronę miejsca spoczynku przywódcy, zaczęła się zastanawiać jak musiała, by to rozegrać, aby dostać Łąbądka pod swoją opiekę.
***
Minęły dwa wschody słońca od kiedy przyniosła Łabądka do klanu. Kociak nadal zdawał się być wystraszony połową rzeczy jaka się działa w klanie, jednak Sroczy Żar była pewna, że dzięki niej niedługo zaaklimatyzuje się w nim na dobre. W końcu dzięki komu innemu jak nie jej? Sama widziała jak kociak dostawał aż drgawek na jej widok, aż tak ją uwielbiał!
— Hej, Łabądku! — wręcz krzyknęła podekscytowana Sroka, widząc pointa, siedzącego przed legowiskiem medyków. — Słuchaj, mam dobrą i złą nowinę dla ciebie — mruknęła dumna z siebie, prostując się, by nie być niższą od kociaka.
Łabądek spojrzał na nią z przerażeniem w oczach i opuścił łebek, przygotowując się na najgorsze. Końcówka ogona pointa drgała niespokojnie, w obawie przed tym co znowu kotka wymyśliła strasznego.
— C-czyli-li? — ledwo wydusił te słowa z pyszczka, nie podnosząc wzroku.
Nauczył się już, że nowiny od Sroczego Żaru zawsze dzieliły się na te złe i jeszcze gorsze.
— Jak dobrze wiesz jesteś już wystarczająco duży, by szkolić się na wojownika — zaczęła kotka, by zbudować odpowiednie napięcie. — A każdy uczeń ma swojego mentora i... wczoraj gadałam z Lisią Gwiazdą oraz Wschodzącą Falą, która zgodziła się zająć Jarzębinką, Żywicą i Bluszczykiem...
Łabądek patrzył na nią zdezorientowany coraz bardziej gubiąc się w tym co ta do niego mówiła. Sroka widząc jego zagubienie, zaśmiała się cicho. Czasami była ciekawa co siedzi w głowie tego kociaka.
— Zostanę twoim mentorem! — oznajmiła wesoło, czekając na wiwaty i okrzyki radości kocurka.
Zamiast tego ten przełknął ciężko ślinę i podniósł łeb, by spojrzeć kotce w oczy.
— A-a t-aa do-dobra no-nowina-a? — spytał jąkając się z nadzieją w głosie, jakby był na skraju załamania.
Kotka spojrzała na niego rozbawiona.
Ale był z niego żartowniś.
— To jest ta dobra, głuptasie — odparła Sroka, popychając lekko kociaka.
<Łabądku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz