Czekoladowo-ruda zmrużyła oczy, przysłuchując się historii kocicy. Nie miała nawet cienia podejrzenia, że medyczka w jakikolwiek sposób ją ocenzurowała. Ba, była całkiem niezła. Taka historia to nie lada czad! Gdyby Gorzką spotkało coś podobnego, rozpowiadałaby o tym na prawo i lewo. Teraz niechętnie przeniosła wzrok na zioła. Wiedziała, że musi wywiązać się z umowy. Tata by to zrobił, a ona przecież chciała być jak tata. Silnym, wielkim kocurem. Znaczy kotką, ale tak silną i wielką, że niejeden kocur będzie się jej lękał. O, dokładnie!
Takie silne i wielkie kocury nie boją się ziółek, prawda? Westchnęła ciężko, podnosząc wzrok na Turkawie Skrzydło.
— Niech już będzie. Byle szybko — fuknęła pod nosem, wciąż niezadowolona ze swojego marnego losu. Jeju, jest na tyle silna, aby przetrwać bez ziół, po co jej one?
Asystenka medyka odwróciła się, a Gorzka pomyślała, że to idealne moment na ucieczkę. Ale hej, przecież miała być wojowniczką, czyż nie? Prawdziwy wojownik nie ucieka od tak, jakby nigdy nic! Zacisnęła zęby i obserwowała, jak Turkawie Skrzydło sięga po ohydztwo, które zaraz miało trafić do pyszczka szylkretowej. Kocica zatkała nosek, a tonkijka spojrzała na nią zdziwiona.
— Nie przesadzasz czasem? — na to pytanie niebieskie oczy niemalże spiorunowały kocicę.
— Dawaj to, póki nie zmieniłam zdania — bąknęła niegrzecznie, z pewnym rodzajem wyższości. Dla kogoś trzeciego mogło to być zabawne, niewielki kociak, pyskujący dojrzałej, doświadczonej przez życie medyczce. W Klanie Wilka była jednak już całkiem znana i jasne było, że skakała z pyskiem na każdego - tatuś i tak jej pomoże, jeśli wpadnie w kłopoty. Kulawa kotka tylko wywróciła oczami i podała Gorzkiej zioła, które ta powoli przemieliła w pysku, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Kilka uderzeń serca zajęło, nim córka Iglastego Krzewu w końcu połknęła medykamenty, wystawiając teatralnie język z obrzydzeniem.
— Fujka, fujka — jęknęła niezadowolona — bez sensu — poczęła ględzić, deklarując swoją niechęć do podanych roślinek zupełnie tak, jakby była to najgorsza rzecz na świecie.
Takie silne i wielkie kocury nie boją się ziółek, prawda? Westchnęła ciężko, podnosząc wzrok na Turkawie Skrzydło.
— Niech już będzie. Byle szybko — fuknęła pod nosem, wciąż niezadowolona ze swojego marnego losu. Jeju, jest na tyle silna, aby przetrwać bez ziół, po co jej one?
Asystenka medyka odwróciła się, a Gorzka pomyślała, że to idealne moment na ucieczkę. Ale hej, przecież miała być wojowniczką, czyż nie? Prawdziwy wojownik nie ucieka od tak, jakby nigdy nic! Zacisnęła zęby i obserwowała, jak Turkawie Skrzydło sięga po ohydztwo, które zaraz miało trafić do pyszczka szylkretowej. Kocica zatkała nosek, a tonkijka spojrzała na nią zdziwiona.
— Nie przesadzasz czasem? — na to pytanie niebieskie oczy niemalże spiorunowały kocicę.
— Dawaj to, póki nie zmieniłam zdania — bąknęła niegrzecznie, z pewnym rodzajem wyższości. Dla kogoś trzeciego mogło to być zabawne, niewielki kociak, pyskujący dojrzałej, doświadczonej przez życie medyczce. W Klanie Wilka była jednak już całkiem znana i jasne było, że skakała z pyskiem na każdego - tatuś i tak jej pomoże, jeśli wpadnie w kłopoty. Kulawa kotka tylko wywróciła oczami i podała Gorzkiej zioła, które ta powoli przemieliła w pysku, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Kilka uderzeń serca zajęło, nim córka Iglastego Krzewu w końcu połknęła medykamenty, wystawiając teatralnie język z obrzydzeniem.
— Fujka, fujka — jęknęła niezadowolona — bez sensu — poczęła ględzić, deklarując swoją niechęć do podanych roślinek zupełnie tak, jakby była to najgorsza rzecz na świecie.
<Turkawko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz