— Więc… chciałam porozmawiać o Zawilcowej Łapie — zaczęła delikatnie, niepewna, czy przyjaciółka w ogóle będzie chciała słuchać oskarżeń dotyczących jej własnego ucznia.
— Jasne, mów. Wiem, jaki jest z charakteru — zamruczała zachęcająco Wdzięczna Firletka, dotykając lekko łapy Motylki.
— Cóż… próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Skoro tak często odwiedzam wasze legowisko i pomagam wam, chciałam też czasem pomóc mu – ponosić zioła na patrolach, przynieść coś, co może się przydać. Jednak on… zawsze był wobec mnie opryskliwy. Mam wrażenie, że jest albo zazdrosny, albo po prostu nieprzyjemny z natury. Nie raz specjalnie mnie zaczepiał, tylko po to, by powiedzieć coś okropnego o mojej rodzinie. Narzekał na mojego brata, mówił, że moja matka to morderczyni... był naprawdę okrutny.
Wbiła pazury w ziemię.
— A przecież sam do mnie podchodził! Często wręcz niegrzecznie wyganiał mnie z legowiska, powtarzał, że nie jestem medykiem i powinnam się nie wtrącać. Ale ja przecież tylko… pomagam! Noszę wam zioła, spędzam czas z tobą. Nigdy nie robiłam nic złego — zakończyła drżącym głosem, wyraźnie wzruszona.
Firletka przez chwilę patrzyła na nią uważnie, jakby mocno coś rozważała. W końcu skinęła głową i odezwała się spokojnie:
— Pogadam z nim. Wiesz… nie chcę go usprawiedliwiać, ale miał wypadek. Może dlatego jest taki zgorzkniały? A może, tak jak mówisz, zazdrości ci czegoś. Tak czy inaczej – powiem mu, co sądzę o jego zachowaniu.
Uniosła wzrok ku niebu.
— Czy coś jeszcze cię trapi?
— Wiesz… może to, czy naprawdę wam pomagam — mruknęła Motylka cicho, ale stanowczo. — Żałuję tej zmiany roli. Ale wiem, że nie mogę już nic z tym zrobić. Chciałabym, chociaż czasem się przydać. Ale jeśli tylko przeszkadzam… chcę o tym wiedzieć!
Mówiła odważnie, choć w głębi serca wiedziała, że jeśli Firletka powiedziałaby jej, że ma przestać przychodzić, jej serce pękłoby na milion kawałków – niczym suchy liść pod ciężarem zbyt wielu wspomnień.
— Jasne, mów. Wiem, jaki jest z charakteru — zamruczała zachęcająco Wdzięczna Firletka, dotykając lekko łapy Motylki.
— Cóż… próbowałam się z nim zaprzyjaźnić. Skoro tak często odwiedzam wasze legowisko i pomagam wam, chciałam też czasem pomóc mu – ponosić zioła na patrolach, przynieść coś, co może się przydać. Jednak on… zawsze był wobec mnie opryskliwy. Mam wrażenie, że jest albo zazdrosny, albo po prostu nieprzyjemny z natury. Nie raz specjalnie mnie zaczepiał, tylko po to, by powiedzieć coś okropnego o mojej rodzinie. Narzekał na mojego brata, mówił, że moja matka to morderczyni... był naprawdę okrutny.
Wbiła pazury w ziemię.
— A przecież sam do mnie podchodził! Często wręcz niegrzecznie wyganiał mnie z legowiska, powtarzał, że nie jestem medykiem i powinnam się nie wtrącać. Ale ja przecież tylko… pomagam! Noszę wam zioła, spędzam czas z tobą. Nigdy nie robiłam nic złego — zakończyła drżącym głosem, wyraźnie wzruszona.
Firletka przez chwilę patrzyła na nią uważnie, jakby mocno coś rozważała. W końcu skinęła głową i odezwała się spokojnie:
— Pogadam z nim. Wiesz… nie chcę go usprawiedliwiać, ale miał wypadek. Może dlatego jest taki zgorzkniały? A może, tak jak mówisz, zazdrości ci czegoś. Tak czy inaczej – powiem mu, co sądzę o jego zachowaniu.
Uniosła wzrok ku niebu.
— Czy coś jeszcze cię trapi?
— Wiesz… może to, czy naprawdę wam pomagam — mruknęła Motylka cicho, ale stanowczo. — Żałuję tej zmiany roli. Ale wiem, że nie mogę już nic z tym zrobić. Chciałabym, chociaż czasem się przydać. Ale jeśli tylko przeszkadzam… chcę o tym wiedzieć!
Mówiła odważnie, choć w głębi serca wiedziała, że jeśli Firletka powiedziałaby jej, że ma przestać przychodzić, jej serce pękłoby na milion kawałków – niczym suchy liść pod ciężarem zbyt wielu wspomnień.
<Firletko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz